"Rozmowa pozwoliła na komunikowanie pomysłów, umożliwiając ludziom wspólne działanie w celu budowania niemożliwego. Największe osiągnięcia ludzkości nadeszły dzięki mówieniu, a jego największe porażki, nastały dzięki niemówieniu. [...] Dzięki naszej technologii, możliwości są nieograniczone. Musimy tylko zapewnić, że nadal rozmawiamy". - Stephen Hawking
https://www.youtube.com/watch?v=7GEXrWf5CKQ
To, co za chwilę przeczytasz, zostało napisane nie z pozycji socjologa, psychologa czy innego "loga". Jestem Polakiem ze średniego pokolenia. Obserwatorem współczesnych przemian, penetrowania przez, i zakotwiczania się w naszej rzeczywistości niechcianych skutków, fatalnych dla naszej przyszłości w chorej Ojczyźnie. Oczywiście od poniższych spostrzeżeń są chlubne wyjątki. Ale generalnie, jak to mówią, statystycznie, obraz rysuje się w barwach na wskroś ciemnych.
Nasze Dzieci w swych rodzinnych domach i w szkołach są źle wychowywane. Albo WCALE. Rodzice oczekują, że uczyni to za nich szkoła, a szkoła idąc poniekąd na łatwiznę, oczekuje tego od rodziców. Jedni patrzą z pretensjami, niechęcią, ba! wręcz z wrogością na drugich. Dramat to to, że rodzice dzisiejsi chcą spokoju, braku wysiłku i coraz więcej wolnego czasu. więc próbują bezstresowego wychowania. Oraz podrzucanie kukułczego jaja innym. W swym mniemaniu, ktoś inny wykona za nich robotę.
Wyrosło młode pokolenie gardzące swymi rodzicami i ludźmi starszymi. Bo w erze nowoczesnych technologii, starsi mają trudności adaptacyjne. Ich życiowe doświadczenie straciło wskutek zbiegu fatalnych zdarzeń niemal całkowicie znaczenie i etos. Nie przemawia osobisty przykład czy "algorytm postępowania". Nie mają czym zaimponować młodym. Runęły bowiem autorytety i charyzma.
Wyrosło młode pokolenie gardzące swymi rodzicami i ludźmi starszymi. Bo w erze nowoczesnych technologii, starsi mają trudności adaptacyjne. Ich życiowe doświadczenie straciło wskutek zbiegu fatalnych zdarzeń niemal całkowicie znaczenie i etos. Nie przemawia osobisty przykład czy "algorytm postępowania". Nie mają czym zaimponować młodym. Runęły bowiem autorytety i charyzma.
W umysłach współczesnego średniego i młodego pokolenia, z najmłodszymi włącznie, tkwi nabyte w toku dotychczasowego życia przeświadczenie, że przy rozmowie nie trzeba się zachowywać kulturalnie. Gdy otwierany jest dowolny kanał telewizyjny widać zewsząd ordynarne chamstwo, pogardę dla drugiego, prymitywizm. Gadające głowy, przekrzykujące się na dowolny temat. Która prawda jest bardziej "mojsza" niż "twojsza". Gdy włączą media sieciowe - nie stać ich na odrobinę wysiłku aby zweryfikować prawdziwość umieszczonych stwierdzeń. Nauczono ich tego. Podobnie stają się ofiarami machinacji medialnych bo w nich nie chodzi o słuszność. Bardziej o czas najwyższej oglądalności. Gdy uczestniczą w "dyskusjach", chodzi tam raczej o to, by oponenta "zmiażdżyć" albo "zaorać". Dokopać. Nie wygrywa prawda lecz ODPOWIEDŹ ZGRABNIEJSZA, BARDZIEJ CHWYTLIWA. Czasem po prostu k r ó t s z a. Nośniejsza medialnie.
Mamy do czynienia z młodymi ludźmi, którzy sprymitywnieli i ich światopogląd stał się do bólu narcystyczny. A co gorsza, ich rodzicom to nie przeszkadza. Bo oto wyrosły już co najmniej dwa pokolenia o uproszczonym kręgosłupie jeśli idzie o "łatwe wychowanie". I tu leży prawdziwy dramat. Dzieci w dość szlachetnym, aczkolwiek utopijnym założeniu, miały mieć w życiu lepiej i wygodniej niż pokolenia przed nimi. I wyrosło pokolenie samolubnych egoistów, konformistów. Niewidzących nic poza własną korzyścią. A do tego skrajnie krótkowzrocznych. Tylko TU i TERAZ. Po nas choćby potop.
Niestety, taka życiowa filozofia i wzorzec, spływa na nich z telewizji, radia, z internetu ale także -o zgrozo- ze szkoły i wyższych uczelni. Edukacja, w tym akademicka, zawiodły. Bo profesorowie już należą do pokolenia zmanierowanego. I dzięki temu na przykład przychodzą na urzędy ludzie wykształceni przed nowoczesną szkołę ekonomii. Zamieszała im w głowach na tematy hermetyczniejącej z czasem wiedzy o pieniądzach. Tacy ludzie przenoszą swe szkolne "jedynie prawdziwe" szablony na życie realne. Nabrali przekonania, że "z mebli można na powrót stworzyć drzewa". Mówił o tym swego czasu zdobywca nagrody im. Nobla z ekonomii. Z goryczą opowiadał, że nauka o tym co w życiu człowieka stanowi ważny element (o pieniądzu), stała się wyalienowana i niezrozumiała, bo tak poprowadzili sprawę akademicy. A realne życie niesie w sobie fakty bogatsze niż akademickie teorie. W prawdziwym życiu zachodzą zdarzenia nieodwracalne. Nie da się z mebli zrobić drzew. A to czasem nie mieści się w głowach nowej kadry. Więc tym gorzej dla faktów. I spirala niezrozumienia i agresji oraz pogardy zaczyna się nakręcać.
Mamy do czynienia z młodymi ludźmi, którzy sprymitywnieli i ich światopogląd stał się do bólu narcystyczny. A co gorsza, ich rodzicom to nie przeszkadza. Bo oto wyrosły już co najmniej dwa pokolenia o uproszczonym kręgosłupie jeśli idzie o "łatwe wychowanie". I tu leży prawdziwy dramat. Dzieci w dość szlachetnym, aczkolwiek utopijnym założeniu, miały mieć w życiu lepiej i wygodniej niż pokolenia przed nimi. I wyrosło pokolenie samolubnych egoistów, konformistów. Niewidzących nic poza własną korzyścią. A do tego skrajnie krótkowzrocznych. Tylko TU i TERAZ. Po nas choćby potop.
Niestety, taka życiowa filozofia i wzorzec, spływa na nich z telewizji, radia, z internetu ale także -o zgrozo- ze szkoły i wyższych uczelni. Edukacja, w tym akademicka, zawiodły. Bo profesorowie już należą do pokolenia zmanierowanego. I dzięki temu na przykład przychodzą na urzędy ludzie wykształceni przed nowoczesną szkołę ekonomii. Zamieszała im w głowach na tematy hermetyczniejącej z czasem wiedzy o pieniądzach. Tacy ludzie przenoszą swe szkolne "jedynie prawdziwe" szablony na życie realne. Nabrali przekonania, że "z mebli można na powrót stworzyć drzewa". Mówił o tym swego czasu zdobywca nagrody im. Nobla z ekonomii. Z goryczą opowiadał, że nauka o tym co w życiu człowieka stanowi ważny element (o pieniądzu), stała się wyalienowana i niezrozumiała, bo tak poprowadzili sprawę akademicy. A realne życie niesie w sobie fakty bogatsze niż akademickie teorie. W prawdziwym życiu zachodzą zdarzenia nieodwracalne. Nie da się z mebli zrobić drzew. A to czasem nie mieści się w głowach nowej kadry. Więc tym gorzej dla faktów. I spirala niezrozumienia i agresji oraz pogardy zaczyna się nakręcać.
W dawniejszych czasach dzieci były uczone dialogu. Wiedziały, jakim tonem przemawiać, kiedy się odzywać, jak argumentować i jak przyjmować porażkę jeśli interlokutor miał rację, a samemu się jej nie miało. Dziś gdy sięgają po wzorzec to widza rozwydrzonych rodziców, a w debatach telewizyjnych oglądają z ciekawością wszechobecne przekrzykiwanie się w studiach tv i radiowych, używanie nieparlamentarnego słownictwa i nieczystej argumentacji w sporze. Nie chodzi kto ma rację, lecz kto kogo "zaorze", "dokopie" "zmiażdży".

Zniszczenia widać również w sferze języka. Orwell ze swoją utopistyczną wizją 1984 jest w naszym realnym życiu obecny choć w bardziej zakamuflowanej formie. Ale drogą ciągłego powtarzania wpaja się bezkrytycznym odbiorcom że "Oceania jest w stanie wojny z Eurazją. Że zawsze była w stanie wojny z Eurazją." Pewne poglądy wpaja się młodym z góry wiedząc, że tylko bardzo nieliczni z nich, jakieś dziwadła jedynie, zadadzą sobie trud i dotrą do prawdziwego lub choćby prawdziwszego obrazu. I jeszcze jedno, sprymitywnienie, zmniejszanie zasobu słów, jakimi młode pokolenie operuje przy opisie otaczającego świata. U Orwella opracowywano kolejne wydania słowników "nowomowy", ktore zawierały coraz mniej haseł aby uprościć i ograniczyć zasób słownictwa tak, aby zubożony zasób słownictwa uniemożliwił w przyszłości "zbrodniomyślenie" czyli myślenie w kategoriach nieprzychylnych Wielkiemu Bratu. Tym samym, kanalizowano treści za pomocą zwrotów "plus dobry" czy "dwa plus dobry", a dziś mamy jak ponury żart jakiś zwroty "mega fajny" albo "wypasiony". Słowniki wyrazów bliskoznacznych odchodzą do lamusa. Korzystają z nich jedynie światli poloniści oraz krzyżówko-maniacy. Rośnie powierzchowność, miałkość, brak krytycyzmu, nabytej nieufności i dążności do poznania faktów. Zostają na garnuszku faktów medialnych.

Zniszczenia widać również w sferze języka. Orwell ze swoją utopistyczną wizją 1984 jest w naszym realnym życiu obecny choć w bardziej zakamuflowanej formie. Ale drogą ciągłego powtarzania wpaja się bezkrytycznym odbiorcom że "Oceania jest w stanie wojny z Eurazją. Że zawsze była w stanie wojny z Eurazją." Pewne poglądy wpaja się młodym z góry wiedząc, że tylko bardzo nieliczni z nich, jakieś dziwadła jedynie, zadadzą sobie trud i dotrą do prawdziwego lub choćby prawdziwszego obrazu. I jeszcze jedno, sprymitywnienie, zmniejszanie zasobu słów, jakimi młode pokolenie operuje przy opisie otaczającego świata. U Orwella opracowywano kolejne wydania słowników "nowomowy", ktore zawierały coraz mniej haseł aby uprościć i ograniczyć zasób słownictwa tak, aby zubożony zasób słownictwa uniemożliwił w przyszłości "zbrodniomyślenie" czyli myślenie w kategoriach nieprzychylnych Wielkiemu Bratu. Tym samym, kanalizowano treści za pomocą zwrotów "plus dobry" czy "dwa plus dobry", a dziś mamy jak ponury żart jakiś zwroty "mega fajny" albo "wypasiony". Słowniki wyrazów bliskoznacznych odchodzą do lamusa. Korzystają z nich jedynie światli poloniści oraz krzyżówko-maniacy. Rośnie powierzchowność, miałkość, brak krytycyzmu, nabytej nieufności i dążności do poznania faktów. Zostają na garnuszku faktów medialnych.
"Takie będą rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie." - S. Staszic. Patron mojego Liceum tak rzecz uwzwięźlił.
Tragedia polega na tym, że nie mamy tak dużego brezentu aby tę wadliwą młodzież schować. Ilość, jak u marksistów, ewidentnie przeszła w jakość. I ludzie oczekujący od życia normalności, nie mogą się jej doczekać. Bo kultura, dobre wychowanie, erudycja, czy wręcz szacunek dla drugiego człowieka, zostały z naszej rzeczywistości (oby nie trwale) wyrugowane przez kombinację młodzieńczego buntu, bezkrytycznego podejścia do technologii, upadku modelu wychowawczego oferowanego dzieciom, pogardy, filozofii "wolności", nieomylności i modelu "teraz + tu + moje + ja". Bezstresowo "wychowana" latorośl, zostaje często na mocy "układów i znajomości" zainstalowana w ośrodkach decyzyjnych. Stają się "agentami wpływu". Pielęgnują swe wypaczone poglądy i postawy. Są niedostrzeganym i często nieusuwalnym zagrożeniem dla społeczeństwa. I swój toksyczny wpływ sieją naokoło.
Niestety, rozgonienie na cztery wiatry całego tłumu tzw. "nauczycieli", którzy zepsuli nam młodzież a wcześniej ich rodziców jest już niemożliwe. Mleko się wylało. Musztarda po obiedzie. Jesteśmy błądzącymi pośród oceanu nieomylnych rozwydrzeńców.
Niestety, rozgonienie na cztery wiatry całego tłumu tzw. "nauczycieli", którzy zepsuli nam młodzież a wcześniej ich rodziców jest już niemożliwe. Mleko się wylało. Musztarda po obiedzie. Jesteśmy błądzącymi pośród oceanu nieomylnych rozwydrzeńców.
W dzisiejszych czasach naszej polskiej rzeczywistości bardzo boli mnie, że młode pokolenie straciło bezpowrotnie szansę na poprawne "ułożenie" wyniesione z rodzinnego domu oraz ze szkoły. Płakać się chce, ale pokolenie współczesnych "nauczycieli" absolutnie nie sprostało wymogom edukacji stosownej do wymogów teraźniejszości. Patrzę, jak się sprawy mają w krajach ościennych, Finlandia, Chiny, Japonia, Norwegia, Korea Południowa i wieeeeele innych, potrafiły stworzyć dzieciom (i ich rodzicom świat), w których nauczyciel nadal cieszy się prestiżem. I cieszy się nim słusznie. U nas niestety, zawód nauczyciela skundlono i doprowadzono do tego, że stał się przechowalnią tłumów ludzi, którzy nie dbają o długoterminowa przyszłość swych wychowanków. Również dla rodziców, szkoła stała się miejscem, do którego na większa część dnia odstawia się potomstwo aby kto inny się nim zajmował, a może i wychował ("bo my nie mamy czasu"). Niech sobie trochę spędzą czasu w miłej atmosferze. My mamy zadania do wykonania. Skutki są opłakane i rokują na przyszłość bardzo pesymistycznie. A z tego właśnie pokolenia wyrastają menadżerowie, nauczyciele, lekarze, posłowie i wyborcy. Za młodu przeczytałem maleńka acz pouczającą książeczkę "Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów" A. Schopenhauera. Bardzo kształcąca i trafna lektura. Niosąca w sobie jednak bardzo negatywne przesłanie. Oto spory w przestrzeni publicznej wygrywa się nie za pomocą prawdy, racji, słuszności i celnego argumentu, ale drogą emocjonalnego sterowania świadkami/obserwatorami sporu tak, aby stanęli oni "demokratycznie" po stronie sprawiającej wrażenie racji. Dokładniej: wygra strona, która (rozwiązanie zdecydowanie tańsze) SPRAWI WRAŻENIE, że wygrała. Że obserwatorzy wezmą czyjąś stronę i przekrzyczą oponentów. I tak niestety wyglądają dzisiejsze "dyskusje". Przy tym często owe debaty są zmanipulowane przez szefów. Każdy wykrzyczy swoje, będzie się działo. Niezły nieczysty pojedynek w świetle jupiterów. No skandal. Fajnie. Będzie się działo! Wzrośnie oglądalność. Bo ci ludzie w świetle reflektorów pojawiają się w naszym życiu nie po to aby rozmawiać, ale po to aby swoje wykrzyczeć i napowtarzać. Nikt nikogo nie przychodzi przekonać ani dać się przekonać. Wywrzaskuje jedynie przy ludziach uzgodnione zakulisowo poglądy i zatruwa czarnym PR-em przestrzeń.
Polecam jako obowiązkowa lekturę. Włos się na głowie jeży gdy zaczynamy konfrontować z naszymi codziennymi doświadczeniami z pracy, telewizji, radia, przestrzeni publicznej a zwłaszcza z mównicy. Tam rozlegają się słowa mające nieograniczony wpływ na nasze mienie, zdrowie i życie. Przeczytawszy tę pozycję widzimy, że w sporach stosowane są wszelkie chwyty zależnie od okoliczności i sposobu, w jaki toczy się debata. I niestety, coraz częściej wygrywa metoda przytoczona w "Erystyce" na samym końcu. W uproszczeniu polega ona na brutalnym ataku nie na poglądy czy postawę przeciwnika, ale na jego osobę wprost. Czyli: "Twoje argumenty są równie obrzydliwe jak twoja wredna facjata". I ci ludzie o tempora o mores WYGRYWAJĄ.
Polecam jako obowiązkowa lekturę. Włos się na głowie jeży gdy zaczynamy konfrontować z naszymi codziennymi doświadczeniami z pracy, telewizji, radia, przestrzeni publicznej a zwłaszcza z mównicy. Tam rozlegają się słowa mające nieograniczony wpływ na nasze mienie, zdrowie i życie. Przeczytawszy tę pozycję widzimy, że w sporach stosowane są wszelkie chwyty zależnie od okoliczności i sposobu, w jaki toczy się debata. I niestety, coraz częściej wygrywa metoda przytoczona w "Erystyce" na samym końcu. W uproszczeniu polega ona na brutalnym ataku nie na poglądy czy postawę przeciwnika, ale na jego osobę wprost. Czyli: "Twoje argumenty są równie obrzydliwe jak twoja wredna facjata". I ci ludzie o tempora o mores WYGRYWAJĄ.

Nie chcę i nie godzę się na taką rzeczywistość.
Jeśli Ty również - rozmawiaj o tym. W rodzinie. Na forum. Powiedz o tym poście innym. Może mają też coś do powiedzenia, bo uważają, że to jest ważne. Dla mnie, dla Ciebie. Dla nas. Dla naszej przyszłości. Zachęcam do dyskusji i komentarzy.
PS. Nie posiadam praw autorskich na artefakty zamieszczone w moim blogu. Umieściłem je w celach edukacyjnych. NIECH ŻYJĄ ARTYŚCI!!