kawały
„multimedialne” (do
pokazywania oraz fonetyczne)
Czyli: „Rękopis znaleziony w Sara go ssie”
Utworzyłem ten
rozdział jako jedyny póki co zbieracz dowcipów. A więc w Twoje ręce, Drogi
Czytelniku trafia niniejszym UNIKAT.
Zauważyłem, że choć
tematycznie, merytorycznie są to kawały bardzo różnorodne, to mają one wspólna
cechę, która je spaja: wymagają nie tylko-li opowiedzenia ich, ale
pewnej dodatkowej pozawerbalnej aktywności ze strony opowiadającego. Dlatego
zdecydowałem się poświęcić osobny rozdział
i wrzucić tam gross dowcipów, które czasem stają się skeczami, a czasem
jedynie zwykłymi kawałami wspartymi mimiką, gestem, ruchem czy wreszcie-
śmieszą poprzez utworzenie zlepka dźwiękowego uderzającego skojarzeniem w słuch
odbiorcy.
Zapominalski
(tylko pokazywany na migi)
Opowiadający
chwiejnie staje w lekkim rozkroku i zaczyna przeszukiwać powoli wszystkie
możliwe kieszenie, jakie ma w swoim ubraniu. Do niektórych wraca ponownie. W
pewnej chwili udaje zastanowienie. Na twarzy wyraz radosnej ulgi. Gest
puknięcia otwarta dłonią w czoło wyrażający: „no jasne! gdzie ja miałem głowę!
że wcześniej na to nie wpadłem!” Następnie... markuje rozpinanie rozporka i
wyjęcie „zguby”...
Jak się nazywa rosół z wielu kur?
-Rosół z kur
wielu !
Mała
dygresja: Najlepiej nauczyć się dokładnie puenty tego dowcipu. Dowiedziałem
się, że istnieje dowcip o spaleniu tego kawału. Wrogowi nie życzę, żeby się tak
przydarzyło. Można się ośmieszyć (i nie tylko). Oto on:
Kolega zadaje
koledze zagadkę:
- Słuchaj,
wiesz jak się nazywa zupa z jednej kury?
- Nie...
- Rosół z kury.
A jak się nazywa zupa z wielu kur?
- Nie wiem
- Rosół
s kur wielu!!
- Ha! ha! ha!
Świetne. Jutro opowiem szefowi. Na pewno nie zna...
Nazajutrz w
biurze:
-Szefie,
szefie. Mam ekstra kawał: Jak się nazywa zupa z kury?
-Rosół. –mówi szef wzruszając ramionami
-No tak, ale Szef
wie, jak się nazywa zupa z wielu kur?
- Nie wiem,
jak?
- Rosół, ty chuju!
(Jedyny raz w życiu
doprowadziłem towarzystwo do łez ze śmiechu tym właśnie kawałem. To był mój
życiowy tryumf jako opowiadacza. Oczywiście trochę pomogło, że wszyscy byli po
kilku drinkach, ale faktem było, że po opowiedzeniu go, grupa bodaj ośmiu osób,
rozpłakała się pośród rechotu! I to do stopnia takiego, że z trudem łapali
oddech. Długo się nie mogli uspokoić. Pamiętam, że pod koniec wieczoru pewne
małżeństwo, które było w tej naszej grupce, zaczęło rozmawiać, na temat że już
musza wracać do domu z obiadu, który pani domu musi przygotować nazajutrz. Na
pytanie nieświadomego bycie wkręcanym męża „A co jutro na obiad?”- spróbujcie
sobie odgadnąć, co mu żona odpowiedziała).
Kadłubek
w autobusie
(uwaga: kawał należy opowiadać mając na sobie np. koszulę lub
marynarkę z kieszenią na piersi. Z kieszeni musi wystawać ostentacyjnie kawałek
prostokątnego papieru. Nie zwracamy uwagi, gdy ktoś ze słuchających dowcip
zwróci nam na to uwagę)
Na przystanku autobusowym kłębi się tłum
wiadomo, że w godzinach szczytu będzie trudno wrócić do domu. Autobus wreszcie
podjeżdża. Cała wataha wali do otwartych drzwi. Słychać jęki i łomot. W pewnym
momencie gdy już niemal wszyscy wsiedli słychać spod stóp błagalne:
-Ludzie, a ja?!?
Pasażerowie patrzą po sobie, ale nie mogą dojść,
skąd dochodzi głos
-A ja!?!
Ludzie patrzą znowu, a tu -na wysokości ich
kolan – kadłubek. Bez nóg i rąk, usiłuje wskoczyć na pierwszy stopień. Ludzie
zdjęci litością usiłują włożyć nieszczęśnika. Łapią go za głowę i co tam tylko
da się i po wielkich trudach udaje się go władować. Drzwi się zamykają i
autobus rusza. Po dłuższej chwili, kadłubek odzywa się:
(sięgamy
zębami po wystający z kieszeni papier i trzymając go w zębach mówimy)
-Bileciki
do kontroli proszę!..
Przychodzi
Jasio do apteki:
- Czy
jest niesteta?
- Jaka
niesteta?
- No
przecież mówiła pani wczoraj niektórym ludziom "Niestety nie ma"..
Dwie
kumoszki stoją przed drzwiami trzeciej i pukają.
Zza
drzwi słychać głos:
- Kto
tam?
-
Sąsiadki!
- Nie,
dziękuję. Mam już reklamówki...
Przychodzi stary komputer do lekarza.
-Co z panem?
-A MIGA mi tu coś.
Siedzą na dachu dwa gołębie. Jeden grucha a drugi
jabco...
Pytanie :
-Czy to prawda że samiczki robaczków
świętojańskich świecą?
odpowiedź:
-Tak, bo samczyki (robią
to) łapką...
- Puk, puk!
- Kto tam?
- Ja do Jarka.
- A ja kombajn.
- Kto tam?
- Ja do Jarka.
- A ja kombajn.
Na skraju lasu stoi „pracująca dziewczyna”
(zwana też Strażniczką Lasu lub Leśnym Ssakiem). Widząc ją, jakiś kierowca
zwalnia, opuszcza szybę i najwyraźniej nie wiedząc nic na temat profesji
dziewczynki pyta:
-Podwieźć cię?
-Nie, po
trzysta!
Do rosyjskiej
perfumerii przychodzi klient i pyta:
-Jest woda brzozowa?
-Ale jaka? - pyta
fachowo sprzedawca.
-Chu (chuchamy szeroko rozwartą buzią) Taka!
-Nie, tej nie ma!
-A jaka jest? -pyta klient
-Taka! (chuchamy)
-odpowiada sklepikarz.
Wchodzi facet do Urzędu Skarbowego i pyta:
-Czy mają panie czyste PIT-y?
-Czy mają panie czyste PIT-y?
Na randce:
- Wiesz skarbie, chodzę z Tobą nie na żarty.
-A wiesz, że ja też bym coś zjadła...
- Wiesz skarbie, chodzę z Tobą nie na żarty.
-A wiesz, że ja też bym coś zjadła...
Przychodzi
baba do lekarza:
Baba:
- Panie doktorze, nie mam piersi...
Doktor:
- Ajajaj...
Baba:
- Panie doktorze, nie mam piersi...
Doktor:
- Ajajaj...
Na geografii pani mówi:
-Jasiu, pokaż Włochy!
-Alaskę też?
Profesor
od historii pyta się Jasia:
-Jasiu, kto to był Sobieski?
Jasiu:
-Nie wiem proszę pana.
Profesor:
-Masz się na jutro nauczyć!
Jasiu przychodzi do Małgosi i pyta się kto to był Sobieski, Małgosia mu wytłumaczyła, a Jasiu się jeszcze pyta:
-A Mościcki?
-Mom, ale małe...
-Jasiu, kto to był Sobieski?
Jasiu:
-Nie wiem proszę pana.
Profesor:
-Masz się na jutro nauczyć!
Jasiu przychodzi do Małgosi i pyta się kto to był Sobieski, Małgosia mu wytłumaczyła, a Jasiu się jeszcze pyta:
-A Mościcki?
-Mom, ale małe...
Jak
blondynki rozdzielają włosy?
1: (robimy
nogami nożyce)
2:
Wykonują szpagat
Wydłubał sobie baca oczy, powiesił je na kołku i
powiedział:
- Oczywiście...
Mecz Anglia-Polska, stadion
Wembley, 100 tysięcy ludzi na trybunach. Druga połowa, Polska wygrywa 1:0.
Kibice szaleją, wrzeszczą i ogólnie jest fajno. Wszyscy oczywiście stoją, wszyscy oprócz jednego faceta, Polaka, który
zamiast patrzyć na grę ostro się onanizuje, nie zwracając na nikogo uwagi.
W pewnym momencie ktoś to zauważa i
zaczyna się przyglądać. Potem szturcha drugiego i już po chwili duża grupa
ludzi patrzy na ostro walczącego z „klejnotem” Polaka. Kilka minut później cały stadion patrzy już na
faceta, który nadal nie wie, jakie wzbudza zainteresowanie. Nawet telewizyjne
kamery się na nim skupiły. Wreszcie zawodnicy obu drużyn zauważyli brak dopingu
i też patrzą tam gdzie wszyscy. W końcu
UUUUHHHH!!! Facet skończył,
czerwony z wysiłku ale szczęśliwy... schował interes, wyciągnął papierosy i
zapałki. W tym momencie widzi, ze cały stadion patrzy w milczeniu na niego.
Gościu zamiera z fajką przy ustach i zapaloną zapałką (trzeba to pokazać),
spogląda powoli wokoło i w końcu mówi ze
zrezygnowaniem:
-Niieee, no nie mówcie, że tu nie wolno jarać!
Dlaczego Ala ma kota ?
-Bo Sierotka ma Rysia !
Po gościńcu wraca kwiat rycerstwa. Na moście spotykają rosłego mężczyznę,
który wspierając się kijem idzie pomalutku stawiając krok za kroczkiem. Po
bliższym przyjrzeniu się – ze zgrozą rozpoznają, kto zacz:
- Na miły Bóg! Wyście
są Jurand ze Spychowa! Starzec kiwa twierdząco głową.
- Idziecie od Malborka?
Stary kiwnął głową.
- A dlaczego nie
mówicie?
(Na migi pokazujemy
na usta, w których nie ma języka. Bełkoczemy przy tym chcąc coś powiedzieć).
Przerażeni wędrowcy
zauważają magle, że znakomitego niegdyś rycerza potwornie okaleczono: oczy
wypalono gorącym metalem!
-Na rany Syna
Człowieczego! Waszą miłość oślepiono!
Jurand potakuje. Ręce
mu dygoczą.
- Na miły Bóg!!! Kto
to wam to uczynił?!?
(Ślepiec czyni drżącą
ręką znak krzyża: od gardła do brzucha i od lewej piersi ku prawej)
- Pierdolicie! Pe-Ce-Ka
???!!!???
Opracowano właśnie
nową, rewelacyjną pułapkę na myszy. Oto jak działa:
W deseczce ze
stosunkowo miękkiego drewna umieszczamy na siłę wciskając żyletkę. Myszka
podchodzi i spogląda z góry (przykładamy płasko ułożoną dłoń do grdyki)
i stwierdza:
„nie ma serka, nie
ma...” (nie ruszając dłonią kręcimy głową przecząco, ze smutną miną tak aby wykładało
jakbyśmy ruchem głowy podrzynali sobie gardło)
wersja dodatkowa: opracowano jeszcze nowszy
model: sama deska. Mysz podchodzi, stwierdza że nic nie ma i:
-Znowu kurczę nie ma sera!!!! (obiema dłońmi
trzymamy wyimaginowaną deskę na wysokości czoła i tłuczemy w nią jakbyśmy
chcieli głową rozbić mur)
Blondynka usiłuje wyjechać samochodem na jezdnię
ale i z przodu, i z tyłu stoją samochody. Blondynka rusza nieco do przodu i
uderza w bagażnik samochodu przed sobą. Cofa i wali w maskę samochodu stojącego
za nią. Widzi to policjant . Podbiega do niej i zaczyna na nią krzyczeć:
- Co pani wyrabia? itp., itd. Blondyneczka
rozbrajająco uśmiecha się i mówi:
- Panie policjancie! Co ja mam biedna zrobić? W
ogóle nie mam wyczucia odległości. Przez całe życie panowie mi wmawiają, że
tyle (pokazuje swój mały paluszek u ręki) to jest dwadzieścia
centymetrów!...
Na
lotnisku
Kawał z dzieciństwa (uwaga: można oberwać!)
Do
skeczu potrzebne jest pudełko zapałek. Końcówki 2 zapałek mają wystawać z
jednej strony „szufladki”. Prosimy, aby na czas kawału słuchacz trzymał palcami
obu rąk obie zapałki, obie pięści zbliżone do siebie, pudełko spoczywa na
podłożu, np. na stole. My w czasie kawału rozpościeramy ręce i udajemy samolot
zataczający kręgi- kołujący nad wyimaginowanym lotniskiem, czyli stołem.
Ponieważ skecz będzie rozmową wieży lotniczej z kapitanem samolotu, należy
opowiadać nosowym głosem tak, aby można było odróżnić, kiedy mówi kapitan, a
kiedy wieża kontrolna)
-Tu Boeing, tu Boeing! S.O.S.! Prosimy o zgodę
na awaryjne lądowanie! Kończy się nam paliwo!
-Tu wieża, Tu wieża, słyszymy was! Przedstawcie
się...
-Tu lot 1290. Mamy wyciek, tracimy paliwo,
tracimy wysokość! Musimy pilnie lądować!
-Tu wieża, Tu wieża. Okej, możecie siadać!
„Samolot”
wykonuje kółko po pokoju, dolatuje do stołu, przykuca i... podrywa się,
kontynuując krążenie po pokoju
-Tu wieża! tu wieża... Możecie siadać!
Powtarzam: możecie lądować. Dlaczego nie lądujesz, człowieku???
-Nie mogę, bo mi na pasie stanął jakiś Qtas z taczką!
Po bardzo ostrej imprezie
Władzio budzi się w domu, do którego nie wie jak w ogóle dotarł. W głowie ma
straszliwego kaca. Tupot białych mew i w ogóle.
Nagle słychy przerażający
łomot. Jakby łeb włożył do dzwonu Zygmunta. Po dłuższej chwili orientuje się,
że to dzwoni telefon. Sięga po słuchawkę, a tam ktoś słabym głosem pyta:
-Klinika?..
-Nie to jest mieszkanie
prywatne! – i poirytowany rzuca słuchawkę na widełki.
Po chwili znów dzwonek i
głosik:
-Czy klinika?...
-Nie! Do cholery jasnej
już panu mówiłem. To nie jest żadna klinika!
Po drugiej stronie ktoś
jednak nie daje za wygraną i znów dzwoni. Tym razem:
-K-k-linika?...
-Ja chyba zwariuję! Łeb
mnie naparza, a ty sobie urządzasz porady na odległość. Tu nie jest żadna
klinika! O co ci człowieku chodzi!
- „Klinika” byś się
Władziu nie napił?...
W
barze
Do baru wchodzi 4 facetów. Barman pyta, co ma
być. Jeden z nich wskazując ręką każdego z kolegów podaje zamówienie:
-Dla Franza – kawka, dla Helmuta – Cola, a dla
Andrzeja – mleczko...
- Co ma wspólnego jesień z łyżką?
- Jesienią...
- Jesienią...
Nad bajorkiem siedzi sobie mały żabek i
prześmiewczo podśpiewuje:
-Popieprzony karaś! Popieprzony karaś!...
Karaś usłyszał to, podpłynął do młokosa i jak mu
nie przyładuje w pysk ogonem! Aż mu połowa zębów wyleciała!
Młody żabek nie dając za wygraną kontynuuje swe
kpiny, tym razem jednak silnie sepleniąc:
-o-e-o-y a-aś! o-e-o-y a-aś!
Tego było karasiowi za wiele! Podpłynął do żaby
i BACH ją ogonem tak, że wybił wszystkie zęby i wywichnął szczękę. Młody żabek
na to:
Z
palców lewej ręki kciuka i wskazującego zrobić kółeczko. potem palec wskazujący
prawej ręki wsadzić dwukrotnie w otwór, po czym dłonią prawej ręki w pozycji
pionowej wykonać falisty wężowy ruch naśladujący poruszanie się ryby w wodzie.
(2 razy całość)
W
sklepie ze zwierzętami: żółw i ciepłe łapki
-Dzień dobry, chciałem dziecku kupić coś na
urodziny. Żeby nie było kłopotu z wyprowadzaniem i żeby mi nie zdechło po dwóch
miesiącach.
–To może żółwia. Na pewno się ucieszy!
-Niech będzie, proszę zapakować.
Po dwóch dniach klient wraca z reklamacją:
-Proszę mi to wymienić na innego.
-A coś jest nie tak?
-Temu żółwiowi się łapki grzeją!
Sprzedawca zbaraniał, ale nie daje poznać po
sobie, że nie rozumie. Wymienia więc żółwia na innego.
Nazajutrz Klient znowu wraca i żąda aby mu
wymienić żółwia na innego bo również temu łapki się grzeją. Sprzedawca
przyjmuje reklamację. Podobnie przez następne dni. Któregoś razu nie
wytrzymuje:
-Szanowny panie! Przyznam się, że nie rozumiem.
Co to znaczy, że się łapki grzeją? Na piecu go przecież nie kładziecie. Co ten
pan synek z nim robi?
-Jak to co?!?
Wuuuumm! Wuuuuum! (kilka razy szybko robi żółwiem ruch tak jak małe dziecko napędzające
swój samochodzik)
Do lekarza przychodzi kobietka prosi:
Chciałabym sobie powiększyć piersi.
Nie ma sprawy. Jaki numer pani by chciała mieć
No tak trójkę...
OK, posiadamy najlepsze materiały i najlepszych
specjalistów w tej dziedzinie. Koszt wyniesie zaledwie 15 tysięcy złotych.
Pani bardzo zrzedła mina.
-A jakbym chciała dwójeczkę?...
-10 tysięcy.
A jedynka?? – spytała jeszcze z nadzieją.
-Pięć tysięcy... – mówi chirurg.
- A może znalazłoby się coś tańszego?
- Mamy tańsza ofertę z Narodowego Funduszu
Zdrowia. Efekt jest podobny. Niestety, niektóre egzemplarze nie trzymają
powietrza dlatego standardowo wmontowujemy pod pachami takie małe pompeczki.
Wystarczy zrobić tak (pokazujemy zgiętymi w łokciach rękami „pompowanie”)
i wszystko wraca do normy.
Pani się zdecydowała. Poddała się narkozie.
Budzi się, sprawdza. Jest fajnie zadowolona płaci i rusza na podryw. Na
dancingu poznaje jakiegoś ogiera. Przypadają sobie do gustu. Wychodzą do niej.
Na miejscu tango-przytulango, ściemniają światło i zaczynają oboje zrzucać
ciuszki. Ku swemu przerażeniu pani spostrzega że implanty jej oklapły. Udając,
że idzie do łazienki przypudrować nosek - pędzi w jakiś kącik i zaczyna
dopompowywać sobie „baloniki” (wykonujemy zgiętymi rękoma ruchy pompowania”).
Nie chcąc, aby facet nakrył ją w trakcie tej żenującej czynności skrada się ku
uchylonym drzwiom by zobaczyć czy facet za nią nie idzie... A facet.. (wykonujemy
lekko zgiętymi w kolanach nogami szybkie ruchy kolanami od i do siebie)
Stosunki
z naczelnymi
Pewnego
dnia wybrał się facet do ZOO. Kiedy stanął pod klatką z gorylem, schylił się i
zauważył,, że goryl też się schylił. Wyprostował się, goryl tez. Po upewnieniu
się, że nikt go nie obserwuje, zaczął podskakiwać. Goryl też Zaczęło to faceta bawić. Po chwili zaczął
stroić miny, które goryl oczywiście zaczął naśladować. Przy jednej z min (odciągamy w dół palcami dolne powieki,
jakbyśmy chcieli nastraszyć małe dzieci). W tym momencie goryl sięgnął
łapami przez kraty, wciągnął człowieka do środka i bardzo dotkliwie go
poturbował. Po błyskawicznym ataku, człowiek wyczołgał się z klatki i poczłapał
na skargę do dyrektora ZOO. Opowiedział mu w skrócie zajście, pokazał (robimy
minę) co tak rozwścieczyło goryla. Na to dyrektor wzruszył ramionami:
- Nic
dziwnego! Widzi pan, w języku goryli to wyrażenie (pokazujemy odciągnięte powieki) jest odpowiednikiem naszego (tu pokazujemy wyciągnięty środkowy palec)
FUCK YOU. Tak więc sam pan widzi...
Facet
rozgoryczony poszedł do domu knując zemstę.
Następnego dnia zjawia się przed klatką goryla z reklamówką w ręce. Wyciąga z niej nóż kuchenny i kiełbasę i
wrzuca do klatki. Goryl przypatruje się z ciekawością. Człowiek nagle
podskakuje. Goryl to powtarza, Człowiek zaczyna wymachiwać rękami (pokazujemy), goryl też Facet chwyta nóż do ręki i podnosi go do
góry. Goryl to samo. Drugą ręką facet wkłada sobie między nogi kiełbasę (pokazujemy). Goryl – gmera sobie przy
penisie. Facet opuszcza rękę z nożem w dół (pokazujemy)
i CIACH! kiełbasa odcięta toczy się po chodniku! Małpa na to: (pokazujemy odwiniętą powiekę) .
Jak się nazywa katar z dwóch dziurek naraz?
- Bismarck.
-Poproszę
prezerwatywę – mówi speszony jegomość do kioskarki.
- A jaki ma być
rozmiar? – pyta go sprzedawczyni.
- A bo ja wiem? To
nie wszystko jedno?
- Pewnie że nie.
Chyba że pan chce żeby spadła. Nie pan sobie stanie za kioskiem i zmierzy...
Facet udał się w
pobliskie krzaki, po chwili wraca. Z kciuka i palca wskazującego robimy
kółeczko: ) Podchodzi do
kiosku, wsuwa rękę pod nos kioskarce i mówi:
- Taki!
Kioskarka przykłada
palce „w kółeczko” do własnych ust i ze znawstwem rzuca:
- Piąteczka...
Przychodzi ksiądz do domu publicznego i mówi ściszonym
głosem:
- Niech będzie pochwalony...
A burdelmama:
- Ale Lony dzisiaj nie ma w
pracy...
Mama wybrała się z 7-letnim Jasiem na spacer.
- Zobacz synku, pająk je biedronkę!
- A co to jest „dronka”?
Do baru wchodzi jakiś Helmut Kohl z jakimś
facetem. Facet mówi do barmana:
-Dla mnie piwo, a dla Helmuta –Cola...
Pani kiedyś w szkole ogłosiła konkurs na najładniejsze
zdanie z wyrazem ananas. Następnego dnia dzieci przynoszą i czytają swoje
zdania, a Jasio siedzi cichutko. W końcu pani mówi:
- No Jaśku, a może posłuchamy Twojego zdania ?
Na to Jasio otwiera zeszyt i zaczyna czytać :
„Wczoraj
tatuś kupił cała skrzynkę jabłek. Sam je wszystkie zjadł, ananas się wypiął.”
Przychodzi mały Jasio do sklepu, iska się po włosach,
kładzie na ladzie wesz i...
- COCA COLĘ proszę !
Ale chłopczyku, co ty rob....
- Jasio intonuje
(Na melodię reklamy telewizyjnej): „Za wsze COCA COLA...”
Zaczyna się noc poślubna. Mąż kładzie dłoń na
brzuchu żony, pieści ją i mówi:
- Kocham Cię...
- Proszę, trochę niżej.
Na to mąż (grubym
głosem)
- KOCHAM CIĘ...
T,
Indiana Jones i Blondynka
Były sobie trzy panie, Brunetka, Ruda i
Blondynka. Starały się o prace. Dyrektor spotkał się z nimi i zadął każdej z
osobna jedno i to samo pytanie:
Ile „T” jest
w „Indiana Jones”?
Brunetka bez wahania odpowiedziała” ANI JEDNEGO.
Dyrektor podziękował i obiecał, że się odezwie w
stosownym czasie.
Ruda również odpowiedziała, że nie ma ani
jednego „T”
Gdy przyszła kolej na Blondynkę, ta zmarszczyła
czoło i zaczęła coś obliczać: 2, 4, 8,
12... Najpierw na palcach, potem wyjęła komputerek. Po dłuższej chwili z ulgą
odparła: --- TRZYDZIEŚCI DWA!
Dyrektorowi opadła szczęka.
- A skąd pani wzięła aż tyle?
A Blondynka na to:
(zanucić „ta-ta ta taa ta ta taaa.. melodię z filmu, którego bohaterem był Indiana )
Na
dzikim zachodzie do pociągu chce wsiąść
pewien Murzyn. Konduktor go pyta dokąd ma zamiar jechać.
-Do Kalifornii.
-A ile masz przy sobie pieniędzy?
-Dwa dolary. Cały rok je oszczędzałem...
-To za mało na siedzenie w pierwszej klasie!
-To może mnie wpuścicie do drugiej?
Konduktor pogmerał po cenniku i mówi:
Niestety, chłopie, ale nie załapiesz się, nawet na
trzecią klasę...
-To co ja mam robić?
-Wiesz ty co Joe, idź do maszynisty. Może on coś
poradzi.
Maszynistka
poskrobał się po głowie i mówi. Mogę cię przewieźć bez płacenia ale będziesz
musiał mi pomagać.
-Dobra, co mam robić?
-Słuchaj,
trasa prowadzi przez ziemie Indian. Oni nas nie lubią, my ich też nie za
bardzo. No to będziesz do nich strzelał!
-Jak to? –pyta Joe
-Normalnie. Dostaniesz spluwę wystawię cię za okno i jak
zobaczysz jakiegoś czerwonoskórego to pociągniesz za spust i gotowe!
-OK. – mówi Joe i wgramolił się do lokomotywy. Pociąg
ruszył. Po dwóch dniach wjechali na tereny Komanczów. Maszynista przywiązał Joe
w pasie, dał mu naładowanego kolta i wystawił za okno:
-Rozglądaj się pilnie a jak któregoś zauważysz to
oszczędzaj naboje!
-A czemu?
-Bo jak będzie za daleko to go nie trafisz... Widzisz
już jakiegoś?
Joe rozgląda się i krzyczy tak tam – pokazuje ręką – Mam
już strzelać?
-Nie wiem. A daleko jest?
-A skąd mam wiedzieć. Przecież nie mam miarki..
-A jaki jest duży? – pyta maszynista
-O taki gdzieś –mówi Joe (palcami dłoni pokazujemy wielkość około 2 cm)
-To za daleko. Poczekaj, aż będzie bliżej. mówi
maszynista.
Po chwili Joe znów pyta czy już strzelać. (Tym razem na pytanie o wielkość Indianina
Joe pokazuje już około 10 cm). Maszynista mówi
-Jeszcze za daleko. Podpuścimy go bliżej...
Po jakimś czasie Joe znów melduje, że widzi Indianina i
czy może doń strzelać.
-A
jaki jest duży?
-No gdzieś o, taki (pokazujemy
dwiema rękami wysokość około 30cm)
-Podpuść
go bliżej; nie jesteś wprawiony, mógłbyś chybić. –mówi rzeczowo maszynista.
Panie maszynisto on jest już bardzo blisko. Już jest
taaaki! (i pokazuje rękami wysokość około
jednego metra)
-Dobra! wal w niego, chłopie! – krzyczy maszynista.
Cisza. No na co czekasz?! Chcesz, żeby nas pozabijał?
-Nie mogę zastrzelić tego Indianina... – ma wyraźnie łzy
w oczach.
-Co ty mówisz?!? Dlaczego nie możesz go zastrzelić?
-No
bo (znów palcami dłoni pokazujemy
wielkość około 2 cm) od takiego go znałem!
W pociągu
siedzi Polak i Murzyn. Polak przygląda się Murzynowi,
gdyż nigdy wcześniej nie widział Murzyna. Chciał się dowiedzieć,
skąd ten jest i pyta:
- Bangladesz?
Murzyn nic. Polak znów:
- Bangladesz?
Murzyn wstał, otworzył okno, wystawił rękę i mówi:
- Nie bangla...
gdyż nigdy wcześniej nie widział Murzyna. Chciał się dowiedzieć,
skąd ten jest i pyta:
- Bangladesz?
Murzyn nic. Polak znów:
- Bangladesz?
Murzyn wstał, otworzył okno, wystawił rękę i mówi:
- Nie bangla...
Krótkie opowiastki dźwiękowe
-Znasz opowieść o Magdzie? Nie?
-Ma gdzie, tylko nie ma z kim..
-Znasz opowieść o dźwigu? Nie?
-Zamknij dźwi, gówniarzu!
-Znasz opowieść o gołębiu?
- Gołem biustem go zabiła!
O dziewannie :
- Dzie wanna bo rzygam ?!
O naleśniku :
- Na leśniku leżą trzy sosny.
O manifeście :
- Mani fest cycki rosną.
O udach i piersiach :
- Jak się uda - będziemy piersi.
O Napoleonie Bonaparte:
- Napol Leon, bo zimno…
-Czy znasz opowieść o błocie?
-Nie.
-Jebło cie?
-Czy znasz historię‑o pałacyku i latarence
-???
-Pała cyk! i lata ręka.
-Czy znasz opowieść o Romantyźmie?
-???
-Roman, tyź mie z piątką dzieci zostawił!
-A słyszałeś o morzu, panterze i mieliźnie?
-Może pan tera mie liźnie...
- A o komendzie?
-Wybili oko mendzie.
-A o powidłach?
- Po widłach są dziury w plecach.
-A o kolorach (lila róż)?
-Lila, rusz dupę!
-A o komiku?
-Oko mi kuźwa podbili!
-A o Jacusiu?
- ja cuś tu wódki nie widzę!
-A o babci?
-O! bab ci się zachciewa! (opowiedział 5-letni chłopczyk)
Jak się nazywa
żona popa?
- Poparzona.
Dlaczego Robin Hood?
- Bo mało jadł.
Dlaczego Robin Hood?
- Bo Jean Michelle Jarre.
Jak się nazywa pół-Niemiec?
- Szkopuł.
Dlaczego nasi
praojcowie na mchu jadali?
-Bo stołów nie
mieli!
Jaka jest
różnica między przeorem a opatem?
-Do
pięćdziesiątki jest przeor, a po pięćdziesiątce- opat...
Na ławce siedzą dziewczyna i chłopak. W pewnej
chwili ona mówi do niego zalotnie:
Połóż rękę na mym łonie...
On pyta cichutko:
A co to jest ‘mymłon’?
Po chędożeniu, Jagna odzywa się do bacy:
-Oj baco! Gniewam się!
Baca jest zaskoczony:
-A za cós to się gniewacie?!?
-Oj nie ja się gniewam, ino wam się
gnie!
Wraca z pracy zmęczony, głodny mąż. Troskliwa żona pyta
się:
- Pewnie jesteś głodny? Może otworzę ci puszkę?
- Cipuszkę później, najpierw daj coś zjeść.
Dzieci na lekcji mają za zadanie narysować ilustrację
jakiejś wybranej kolędy.
Dziewczęta i chłopcy malują żłobek, Małego Jezusa,
Trzech mędrców, gwiazdę betlejemską. Jasiu natomiast namalował maleńkiego jeża.
Pani zdziwiona pyta:
-Ładny, ale co to ma wspólnego z kolędami?
Jasiu na to intonuje (na melodię kolędy „Jezu malusieńki”):
„Jeżu malusieńki...”
Do recepcji w hotelu w centralnej Polsce dzwoni
wieczorem angielski turysta z pokoju 22 i chce zamówić herbaty z dostawą na
miejsce:
- Hallo? Two teas to room two two…
- A recepcjonista na to:
- Param pam pam.
Do
więzienia za przestępstwo elektroniczne wtrącono programistę. Zaprowadzono go
do celi a tam sami „mocni faceci – pagony na ramionach, smoki na plecach, gołe
baby i inne tego typu tatuaże. Widząc nowego szef pod celą groźnie patrzy spode
łba i pyta:
-GRYPSUJESZ?
-O
przepraszam, nigdy żadnej gry nie zepsułem!
Idzie
sobie korytarzem odziany w szlafrok kuracjusz. Na basen, bo za chwilę ma mieć
zabieg. Widzi na drzwiach napis „Przebieralnia”. Wchodzi, a tam siedzi sobie w
niedbałej pozie, niczego się nie spodziewająca, naga pani. Widząc przystojnego
intruza, błyskawicznie zakrywa sobie rękami biust i przyciska do siebie kolana
-Którędy
do męskiej łaźni? – pyta zmieszany
kuracjusz.
Pani
nadal kurczowo splata ręce na nagich piersiach rozkłada nogi i prawym kolanem
pokazuje:
-Tam,
na lewo!...
Na
wyścigi konne przyjechał pierwszy raz w życiu bogaty jegomość, który postanowił
zagrać sobie, bo to bardzo modne. Miał ze sobą sporą fortunę. Nie znał się
jednak na koniach i poprosił na informacji, aby mu trochę podpowiedziano. Tam
jednak zbyto go ogólna radą, aby bacznie obserwował jak dane konie zachowują
się w trakcie wyścigu i jakie zajmują miejsce. Ponieważ było to bardzo ogólne,
pan wrócił na trybuny i zaczął obserwować konie. Zdecydował, że zaczeka aż
zobaczy pewniaka i wtedy postawi całą kwotę. Jedna z ostatnich gonitw tego
dnia, facet jeszcze bada. Nagle mężczyzna dostrzega, że koń który prowadził, w
momencie gdy przebiegał koło niego, wyraźnie uśmiechnął się porozumiewawczo i
puścił do niego oko! Sytuacja powtórzyła się przy następnym okrążeniu. Domyślił
się, że koń dawał mu znaki, aby postawić na niego, bo jest pewnym zwycięzcą.
Ponieważ jeszcze nie zamknięto kas i przyjmowano zakłady, człowiek pobiegł do
okienka i postawił swe pieniądze na konia, który do niego puszczał oko. Potem,
wrócił na trybuny, aby obejrzeć finał gonitwy. Ku swemu zaskoczeniu zobaczył,
że koń, na którego postawił, choć prowadził na wszystkich okrążeniach, na
ostatnim poruszał się jak nędzna chabeta i dał się wyprzedzić dokładnie
wszystkim koniom. Przybiegł ostatni.
Po
wyścigu, zdenerwowany facet biegnie do boksu i zaczyna krzyczeć na konia:
-Tak
w ciebie wierzyłem, dawałeś mi znaki i stale byłeś na czele! Jak mogłeś przyjść
na metę ostatni? Jestem zrujnowany! Postawiłem na ciebie wszystkie pieniądze!
Dlaczego mi to zrobiłeś? DLACZEGO?!?
Na to koń robi buzię „w podkówkę”, bliski płaczu
wzrusza ramionami i bezradnie rozkłada ręce.
Polowanie w kręgach dyplomatycznych
zorganizowano w Górach Skalistych. Jest delegacja rosyjska i amerykańska.
Zachodzą zwierza z dwóch przeciwnych stron. Na dźwięk strzału ze sztucera,
delegacja ma przybyć do tych, którzy strzelali. Dość długo nic nie słychać.
Potem, od strony rosyjskiej słychać strzał. Gospodarze przychodzą i widzą, że
przed ambasadorem leży wielki czarny niedźwiedź.
Amerykanie z uznaniem patrzą na zdobycz:
-Oooo! Grizzly!
Rosjanie gwałtownie zaprzeczają:
-Niet! Niet! Strieljali!
Trwa egzamin dojrzałości na spostrzegawczość.
Polega on na tym, że na stole egzaminacyjnym leży kamyczek. Szef komisji chwyta
go w garść, zaciska obie dłonie w pięści i wystawia przed siebie. Opowiadający
wyciąga obie ściśnięte dłonie przed siebie jakby był egzaminatorem. Na zasadzie
„Ence-Pence, w której ręce”. Zadaniem badanego jest wskazać, w której ręce
znajduje się kamyczek.
Przyszła kolej na Jasia-syna dyrektora szkoły.
Chłopię nie jest za grosz bystre ale egzamin zdać musi. Jest to uzgodnione z
Komisją, tyle tylko że nie kojarzy, że właśnie TO dziecię ma zdać. Ponieważ
Jasio z chmurną miną nie udziela odpowiedzi, sytuacja jest tragiczna, Szef
komisji już bierze oddech aby ogłosić niezdanie egzaminu. Na szczęście w
ostatniej chwili tatuś-dyrektor podbiega do szefa egzaminatorów i uświadamia
mu, że to właśnie jego synalek jest teraz odpytywany.
Szef Komisji unosi brew, spogląda na nieboraka i
porozumiewawczo mruga do chłopaka i mruczy:
-No to może...
pytanie pomocnicze – (Szybko
kilkukrotnie rozwiera lewą dłoń.)
Na szosie prowadzącej do stolicy widać gołego
milicjanta. Jakiś kierowca zatrzymuje się i pyta:
-Co się stało? Napadli? Może zadzwonić do pańskiego
szefa?
-Nie trzeba! To właśnie on przed chwilą do mnie
zadzwonił:
„Gołoledź na A-2!”
Na dyskotece tańczy młody góral z dziewczyną. Po
tańcu uśmiecha się i mówi:
-Joanna jestem...
-A jo Antek. Tyż ze wsi!
Do
lekarza ginekologa-położnika przyjeżdża późną nocą rozgorączkowany milicjant:
-Panie
doktorze! Szybko niech się pan ubiera! Moja żona będzie rodzić!
Na
to lekarz rzeczowo pyta:
-A
ma już bóle?
Na
to milicjant:
-Noooo!
TAKOM! (i pokazuje ręką zarys wielkości
brzucha ciężarnej małżonki, od przepony łukiem do pasa.)
Pani
na lekcji każe dzieciom narysować, kim chciałyby być.
Jola
narysowała siostrę na pogotowiu. Jurek strażaka, Mariuszek informatyka. Tylko
Jasiu gryzmoli coś i stale zakrywa ręką. Pani usiłuje dojrzeć, co Jasiu
namalował. W tym celu stajemy przy rogu stołu, narożnik między udami i
usiłujemy wychylić się daleko do wyimaginowanego rysunku zakrywanego przez
Jasia.
Ale
się jej nie udaje. Pyta więc zaciekawiona:
-A
ty Jasiu, czym byś najbardziej chciał być?
(Jasio rezolutnie pokazuje paluszkiem):
-Rogiem
od stołu!
Do lekarza przychodzi pacjent i mówi (ochrypłym basem):
-Panie
doktorze, mam za gruby głos. Nie mogę tak dalej. Niech mi pan pomoże!
-Nie
ma sprawy. Wytniemy panu jądro to głos będzie normalny.
Nazajutrz ten sam pacjent przychodzi i mówi (cieniutkim głosikiem):
Jest gorzej niż było. Mam teraz za cienki głos. Niech
pan zrobi tak jak było!
-Dobrze –mówi doktor
-Niech no siostra przyniesie ten słoiczek z półki w
gabinecie zabiegowym...
A siostra
zmieszana (mówi basem):
-O Jezu! A ja myślałam że to kompot ze śliwek!
Przychodzi nastolatka do apteki:
- Poproszę dowcipne środki antykoncepcyjne
- Jakie?- pyta się sprzedawczyni
- No... dowcipne- odpowiada dziewczyna.
- Koleżanka mi mówiła, że środki antykoncepcyjne dzielą
się na doustne i dowcipne...
Brunetka
mocuje się z szafką, puszczają jej nerwy
i usiłuje szarpaniem załatwić sprawę. Niestety, uparte drzwiczki ani drgną.
Przygląda się temu z politowaniem blondynka. Gdy brunetka opada z sił,
blondynka podchodzi do opornej szafki i... uderzeniem z główki rozwala
drzwiczki. Z uśmiechem wyższości mówi:
-Trzeba mieć TU! (stuka
palcem w czoło), a nie TU! (uderzając
się w biceps).
Milicjanci mają maturę z angielskiego. Wchodzi
pierwszy abiturient. Członek komisji mówi:
-Dzień dobry, Aby pomyślnie zdać maturę musi pan
wymienić dowolne znane panu trzy słowa po angielsku...
Egzaminowany zaczyna po chwili:
-Ju...
Dobrze, jeszcze dwa...
Zapada głucha cisza.
-Poddaję się
-Niestety nie zdał pan, proszę zawołać
następnego.
Wchodzi następny. Szef komisji powtarza pytanie.
Drugi milicjant mówi:
-Law...
-Świetnie, jeszcze dwa słowa zostały...
-Nie wiem.
-Niestety nie zdał pan, proszę zawołać
następnego.
Wchodzi trzeci. Po zadaniu pytania milicjant
długo milczy, wreszcie nieśmiało zaczyna:
-Paramont...
-No, dobrze jeszcze tylko dwa...
-...Pikczers ...
-Świetnie! Jeszcze jedno i może pan zbierać
gratulacje!
(Milicjant
naśladując ruch łba lwa –potrząsanie w czołówce filmów wytwórni Goldwyn-Mayer
ryczy na cały głos:)
-UUUUUUUAAAAAAAAEEEE!!!!!
Idzie sobie Kowalski ulicą. Nagle słyszy głos:
-Zatrzymaj się! NATYCHMIAST!
Zdumiony stanął i w tym momencie spadła mu do stóp lampa
uliczna.
-Kto to? – spytał Kowalski.
To ja, twój anioł stróż!
-A coś ty za jeden?
-Jestem stale przy tobie by cię chronić ode złego.
-A gdzie jesteś?
-Mogę być gdzie zechcesz, bo jestem nieduży!
-A możesz usiąść mi na ręce? (Kowalski rozpościera lewą dłoń).
-Oczywiście – anioł stróż na to- Już jestem na dłoni!
-To
mówisz, że mnie masz chronić... tak?
-Tak, jestem przecież aniołem stróżem!
Kowalski wściekle
rozgniata palcem prawej dłoni domniemanego anioła i cedzi przez zęby:
-To gdzie-żeś Q*wa był jak się żeniłem?!?
Przychodzi baba do
lekarza i mówi:
- Jestem skonana...
Lekarz na to:
-A ja z "Gwiezdnych Wojen"!
- Jestem skonana...
Lekarz na to:
-A ja z "Gwiezdnych Wojen"!
(Uwaga:
odzywki milicjantów należy czytać nie: poprawnie, ale fonetycznie tzn.
dokładnie tak, jak są napisane)
Dwaj
milicjanci spacerują po Parku Łazienkowskim, gdzie zawieziono ich w nagrodę na
wycieczkę po stolicy.
Nagle
jeden z nich uśmiecha się, pokazuje palcem na pomnik:
-Zobacz
Stefuś, chopin!
-Jaki chopin, toż to przecież intervision![interwiśion]
Wnuczek poszedł z babcia do kościoła w Zaduszki. Słucha
jak ksiądz czyta wypominki:
"Za dusze Jana, Marcina, Henryka, za dusze Adama,
Andrzeja, Teofila..."
Chłopiec słucha, słucha, w końcu zaniepokojony ciągnie
babcię za rękaw:
"Babciu,
chodźmy stąd, bo on nas wszystkich zadusi!"
Dzieci
w szkole miały napisać wypracowanie ze słowem ananas.
Przeważnie
pisały: "Ananas i pomarańcza to owoce tropikalne" itp. itd. A Jasiu
napisał:
- Mój tata wczoraj kupił kilo
kiełbasy. Sam ją zeżarł, a na nas się wypiął...
Przychodzi
klient do sklepu i pyta:
- Czy są fafkulce?
Ekspedientka nie rozumie, ale mówi:
- Nie ma.
Na to facet:
- To poproszę Fa
w szpraju...
- Janie! Wytrzyj kurze!
- Której ?
Na lotnisku w Tokio wysiada Amerykanin i zaczyna oglądać
miasto. Zdumiony pięknem Kraju Kwitnącej Wiśni doszedł do wniosku, że jest to
wynik panującego tam ustroju. Podchodzi do pierwszego z brzegu Japończyka i
zadaje pytanie:
-Do you speak English? [du ju spik inglish] (czy mówisz
po angielsku?)
-Yes, I do [jes aj du] (tak, mówię) – mówi uśmiechając
się przechodzień.
-Tell me, how often do you have
elections? [teł mi, hau often du ju hev
elekszyns] (Powiedz, mi, jak często miewacie elekcje?)
Mały człowieczek uśmiecha się z dumą i odpowiada:
-[ewly molning, sel] (co łano, płoszę pana!)
Przychodzi facet do lekarza i mówi:
- Pogryzły mnie dwa psy jak szłem do pracy!
- A były szczepione?
Na
co facet gorliwie:
- No! dupami!...
Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !
ReplyDelete