:D SŁYNNE POSTACI

Sherlock Holmes

Sherlock Holmes wybrał się z dr. Watsonem do lasu. Biwak. W pewnym momencie, w nocy Holmes budzi Watsona i pyta:
- Drogi Watsonie czy śpisz?
- Nie ...
- A co widzisz nad sobą, drogi Watsonie?
- Widzę miliony gwiazd, drogi Sherlocku.
- I co ci to mówi, drogi Watsonie?
- Zależy jak na to spojrzeć: z astronomicznego punktu widzenia mówi mi to, że są miliony galaktyk z miliardami gwiazd; z astrologicznego punktu widzenia- widzę, że wchodzimy w znak Byka; z meteorologicznego punktu widzenia, mówi mi to, że jutro jest szansa na dobrą pogodę; z futurystycznego punktu widzenia sądzę, że kiedyś ludzie będą latać do gwiazd....
A cóż Tobie to mówi, drogi Sherlocku?
- Mnie to mówi drogi Watsonie, że ktoś nam  podpierdolił namiot!

generał Napoleon Bonaparte i salut armatni

W czasie swej wyzwoleńczej kampanii generał Napoleon Bonaparte, przyszły cesarz Francuzów bardzo często spotykał się z wdzięcznością mieszkańców miast, polegającą na tym, że gdy wkraczał do oswobodzonego miasta na jego cześć salutowano z armat. Było to bardzo miłe i z czasem generał bardzo ten rodzaj wdzięczności polubił. Wszędzie spotykało go to samo. Aż pewnego razu... wkracza do miasta, a tu... cisza. Nikt z armat nie strzela. Rozczarowany tym brakiem wdzięczności generał woła do siebie mera.
-Mówiąc szczerze, spodziewałem się że zgotujecie mi huczne powitanie nie od dzisiaj wiadomo, że lubię salut armatni przy wkraczaniu do miasta. Dlaczego mnie godnie nie witacie?
-Sir, powodów jest wiele. Po pierwsze, nie mamy armat. Po drugie...
-Wystarczy, wystarczy... – powiedział Napoleon..

niewierny Wells i żona wszystkowiedząca

Na śliskiej drodze wierności małżeńskiej zdarzyło się było, iż poślizgnął się sam H.G. Wells. Małżonka już w godzinę po zdarzeniu dowiedziała się o tym. Wzburzona czeka na powrót męża. Gdy ten wchodzi w progi woła do niego:
-Wiem wszystko!
- Przesadzasz moja droga... – ze spokojem odpowiada Wells
– ...wobec tego powiedz mi, w którym roku była bitwa pod Salaminą?

egzamin u Sir Newtona

Sir Isaac Newton egzaminuje studenta.
-Powiedz mi, młodzieńcze, dlaczego Ziemia się obraca?
Stremowany chłopak długo się namyśla, wreszcie rozpaczliwie bąka:
Sir, ja... ja wiedziałem! Tylko zapomniałem!...
- Nieszczęsny człowieku!- zawołał uczony załamując ręce.
- To straszne! Na całym świecie pan jeden wiedział dlaczego Ziemia się obraca i właśnie pan musiał zapomnieć!...

Konferencja piwna

W Amsterdamie urządzono światową browarników. Przyjechali szefowie wszytskich największych, najznamienitszych browarów. Wiel z nich dało się namówić pierwszego wieczora na wspólną kolację. Kelner na początku zapytał co sobie życzą do picia. Dyrektor firmy Miller poprosił:
-Miller jasne proszę!
Prezydent Budweisera poprosił a jakże o "Bud-a". Adolph Coors poprosił o "Coors". Każdy z prezesów, prezydentów i dyrektorów przy wielkim stole, prosił o piwo ze swego macierzystego browaru. W końcu kelner podszedł do Artura Guinessa.
-A dla pana, sir?
-Coca Colę...
-Colę?!? – kelner ze zdumienia wywalił gały. Podobnie reszta biesiadników.
-Nie chce pan Guinessa?!?
Artur Guiness spojrzał na kelnera, szerokim gestem pokazał na pozostałych biesiadników i rzekł:
-Skoro nikt nie chce  PIWA, to ja też nie zamawiam...
(Można wstawiać dowolną markę aby NASZA wypadła najkorzystniej :) 

Księcia Edwarda pogląd o potędze króla

Na lekcji religii siedzi młodziutki podówczas jeszcze książę Walii Edward. W pewnej chwili katecheta napomina go surowo:
Niech Wasz książęca mość nie zapomina, że jest na tym świecie coś potężniejszego niż król!
-Wiem! – radośnie woła książę.- AS!

Tadeusz Mazowiecki i chwila szczerości na antenie

Tadeusz Mazowiecki w krzyżowym ogniu pytań pani redaktor Domagalik:
- Co woli pan bardziej: seks czy Boże Narodzenie?
Mazowiecki po zastanowieniu wystękał w swym charakterystycznym „żółwim tempie”:
- Seks... jest... przyjemniejszy... ale... Boże... Narodzenie... jest... częściej...

Mąż do Krystyny Czubówny:
- Mówiłaś coś?
- Nie, oglądam film przyrodniczy...

zdrowie Charliego

Charles Chaplin wychodząc z hoteliku w Vevey nad Jeziorem Genewskim, wręczył odźwiernemu napiwek, 20 franków. Ten zgryźliwie zauważył:
-Ostatnim razem dał mi pan czterdzieści franków i przykazał, żebym wypił za pańskie zdrowie...
-Zgadza się – odparł komik-  Ale teraz czuję się już znacznie lepiej...

rozśmieszanie pana Jana Kobuszewskiego

Na egzaminie do szkoły teatralnej do sali wchodzi młody kandydat. W ramach zadanie egzaminacyjnego szef dostojnej komisji zapowiada:
-Zda pan młodzieńcze, jeżeli zdoła pan rozśmieszyć pana Jana Kobuszewskiego...
Chłopak nieco zmieszany wiedząc, że strasznie trudno będzie mu sprawić, aby znany aktor komediowy się uśmiechnął – spytał nieśmiało:
-A który z panów to pan Kobuszewski?
(zdał)

Artur Davidson

Artur Davidson, z Harley Davidson Corporation, zmarł i poszedł do nieba. W bramie Św. Piotr pyta, z kim chciałby się widzieć.
-Z Bogiem jeśli można...
- Dobrze...
Piotr zabrał Artura do sali tronowej.
- Hej, czy to nie Ty jesteś twórcą kobiety?
- Aaa, tak, ja!
- Bo ja chciałem powiedzieć jak profesjonalista profesjonaliście, że w Twoim wynalazku jest kilka usterek. Po pierwsze, elementy wystające z przodu są nieciągłe. Po drugie, ćwierka przy dużych szybkościach. Po trzecie, większość tylnych części jest za miękka i chwiejna przy ruchu. Po czwarte, wlew jest umieszczony zbyt blisko wylewu. No i w końcu po piąte: koszty konserwacji i utrzymania są horrendalne! – zakończył Artur.
- Hmmm... – powiedział Bóg. – wymieniłeś parę ciekawych spostrzeżeń...
Po czym udał się do swego niebiańskiego superkomputera. Wpisał parę słów i zaczekał na rezultat. Komputer wydrukował wynik na wąskiej taśmie, Bóg oderwał ją i przeczytał.
- No taaak, może to i prawda że w moim wynalazku jest trochę niedoróbek... rzekł Bóg do Artura – ale według moich danych, o wiele więcej facetów dosiada mojego wynalazku niż twojego!

Marc Chagall

Na wystawie obrazów autorstwa Marca Chagalla przyjechał znany działacz ruchu syjonistycznego. Na wieść o jego wizycie w galerii pojawił się autor, który chciał usłyszeć od niego opinię o swych dziełach. Jak wiadomo, obrazy Chagalla są dość baśniowe w swym charakterze. Pełno tam przedmiotów i postaci np. unoszących się nad budynkami. Gość z uwagą przypatrywał się każdemu obrazowi znakomitego żydowskiego malarza. Zagadnięty w końcu przez autora co o nich sądzi, ciężko westchnął, spojrzał z żalem na malarza i rzekł:
-Panie Chagall... Teraz są ciężkie czasy... Żydzi powinni pracować. A nie fruwać...

Einstein a narody

Kiedy się okaże, że moja teoria względności jest słuszna, to Niemcy natychmiast ogłoszą, że jestem Niemcem, a Francuzi będą trąbili, że jestem obywatelem Europy. A jak się okaże, że się myliłem to Francuzi stwierdzą, że jestem Niemcem, zaś Niemcy ogłoszą że jestem Żydem...

But konsula Paullusa

Rzymski dostojnik konsul Emilius Paullus postanowił rozwieść się z żoną. Wszyscy jego przyjaciele dowiedziawszy się o tym nie mogli się nadziwić, gdyż wiedzieli jak piękną i nadobną niewiastą jest jego młoda żona.
Zagadnięty o powód porzucenia niewiasty, konsul odrzekł:
-Spójrzcie na mój but. Jest piękny i nowy... Ale tylko ja wiem, jak bardzo mnie uciska...

Laska sms-uje do Stalina:
"Może dziś wieczorem wpadniesz na imprę?"
Stalin: "Nie mogę. Zajęty jestem. Wysyłam ludzi do gułagu."
Laska: "Ale starych nie ma w domu!"
Stalin: "Wiem".

Jan Kochanowski siedzi pod lipą i cierpi, bo już od dłuższego czasu nie miał natchnienia. Wtem zobaczył unoszącą się nad nim muzę i woła: 
- Wena! Wena! chodź no tutaj! Weź mi coś podpowiedz, bo mnie skręci. Dzieciaki w szkole nie będą miały się o czym uczyć jak czegoś nie napiszę! 

Wena pochyliła się do ucha i coś zaszeptała. A Janek na to: 
- Spadaj, to już było! Wymyśl coś lepszego. 
Wena znów się nad nim pochyliła, zaszeptała, a Kochanowski znowu: 
- Wena nie cuduj tylko coś wymyśl, bo ci przywalę. 
Muza znów się nad nim pochyliła i znów zaszeptała. 
Na twarzy Kochanowskiego zajaśniał uśmiech i mówi: 
- Ty wiesz co, że to może być dobre... 
Z błyskiem w oku krzyczy spod lipy w stronę dworu: 
- Urszulka! A chodź-że prędziutko do tatusia...



Na konferencji prasowej reporter przyszpilił George’a W. Busha:
- Wielu ludzi uważa, że jedynym powodem, dla którego został pan wybrany prezydentem był niesamowity wpływ pańskiego ojca.
-To śmiechu warte – zadrwił George junior.- Jaki by wpływowy nie był to ma tylko jeden głos!

George W. Bush, Dick Cheney i Mama Bush- Barbara, są na wakacjach na Biegunie Północnym. George junior waży... no wiadomo ile. Dość jest lekki. Cheney waży powiedzmy niemało, a o wadze damy się w towarzystwie nie wypada wspominać. Pewnego dnia jadą sobie sankami aż tu nagle pojawia się za nimi niedźwiedź i zaczyna ich gonić. Aby umknąć mu, wyrzucili w trymiga wszystkie kufry jakie mieli na saniach. Ale niewiele to pomogło. Niedźwiedź coraz bliżej. Zdali sobie sprawę, że trzeba się będzie poświecić.
-Ty idź pierwszy mówi George do Cheneya . Niedźwiedziowi zajmie trochę czasu zanim cię zje. Chyba nie chcesz żeby moja mamusia walczyła z niedźwiedziem!
-No chyba masz rację – powiedział Dick i wyskoczył z sań. Niedźwiedź błyskawicznie go dopada i zjada.
-Ma się dzięki Bogu łeb na karku- mówi George W. Bush do Mamusi.
Ale niedźwiedź wznawia pogoń i co gorsza jakby nabrał sił. 
No to tym razem ty musisz, Mamusiu. Ważysz więcej niż ja więc może to go powstrzyma. Poza tym dobra matka jest gotowa do poświęceń.
- George! Robię to dla ciebie! – i wyskakuje z sań. Również i ona szybko zostaje zjedzona.
- Ma się dzięki Bogu łeb na karku- mówi George W. Bush do siebie.
Aż tu niedźwiedź coraz bliżej! Widząc to, Bush junior wpadł we wściekłość. Jak nie wrzaśnie do niedźwiedzia:
- Ty głupi bydlaku! Nie wiesz, z kim zadzierasz! Czekaj no. Niech no tylko ściągnę z pleców strzelbę, to zobaczysz jak cię rozpieprzę na kawałki!!!

Pewnego dnia samolotem leciał sobie Michael Jordan, George W. Bush, Dalaj Lama, jakiś hippis i pilot. W pewnym momencie eksplodował silnik i pilot ogłosił przez mikrofon: Mam dla was dwie wiadomości: dobrom i złą. Zła jest taka, że niedługo samolot się rozbije. A dobra jest taka, że na pokładzie są 4 spadochrony a ja już jeden z nich mam na sobie! – to mówiąc wyskoczył z kabiny.
-Panowie – zaczął Jordan. –Jestem największym sportowcem świata. Świat potrzebuje wzorców. Ja muszę ocaleć. Dla dobra przyszłych pokoleń. Chwycił mocno spadochron, błyskawicznie go nałożył i wyskoczył z samolotu.
George W. Bush wstał i zabrał głos. Panowie, jestem prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jestem przywódcą wolnego świata. Świat potrzebuje przywódców. Uważam że należy mi się spadochron. Chwycił go i wyskoczył.
Dalaj Lama i hippis spojrzeli po sobie. W końcu Dalaj Lama przemówił w te słowa:
-Młodzieńcze. Miałem na tym świecie ciekawe i szczęśliwe życie. Doznałem tu oświecenia. Mój czas nadszedł. Przed tobą życie dopiero się otwiera. Ty weź spadochron. Ja zostanę w samolocie...”
Hippis uśmiechnął się i odrzekł:
-Spokojnie! Nie martw się. Tak zwany przywódca wolnego świata właśnie wyskoczył z gaśnicą w moim plecaczku...

George W. Bush i Dan Quayle wracali z polowania. Ciągnęli ubitego jelenia na przyczepę swego vana. Obok nich pojawił się inny myśliwy, który- jak oni- też taszczył jelenia. Popatrzył chwilę na nich po czym powiedział (delikatnie aby ich nie urazić):
- Hej, panowie. Nie chciałbym wam mówić co i jak, ale jak już go ciągniecie, to należy to robić z drugiego końca. Wtedy poroże nie będzie się tak głęboko wbijało w glebę...
I jak się facet oddalił, postanowili spróbować.
Po chwili Quayle mówi do Busha:
- Patrz! Facet miał rację! Rzeczywiście jest o wiele łatwiej!
- Taaak –mówi na to Bush – Tylko że się   oddalamy od ciężarówki...

George W. Bush i jego przyjaciel, stary Dick Cheney rozmawiają o różnych sprawach. Nagle Bush załamuje się:
- Nie cierpię tych wszystkich dowcipów o mnie jaki to ja niby jestem przygłup.
Cheneyowi zrobiło się żal syna swojego byłego szefa, toteż poklepał go po ramieniu i zaczął pocieszać:
- Nie przejmuj się tak, George. To tylko dowcipy. Na świecie jest cała masa głupków. Chodź to sam się przekonasz. – I przywołał taksówkę. Wsiedli do środka a Cheney mówi:
-Poproszę na ulicę Nickel numer 29. Muszę sprawdzić czy jestem w domu.
Kierowca bez słowa ruszył.
Kiedy ich przywiózł, wysiedli a Cheney mówi:
- No i sam widzisz, ten facet to prawdziwy przygłup!
- Bez jaj – mówi na to Bush – Przecież za rogiem była budka telefoniczna. Mogłeś po prostu zadzwonić...

Nie wielka strata (Bill Clinton wśród dzieci)


Prezydent Bill Clinton odwiedza nowo otwartą podstawówkę. Wchodzi akurat na lekcję, której tematem są słowa i ich znaczenie. Nauczycielka prosi prezydenta aby poprowadził z klasą dyskusję o słowie "Tragedia." Światły przywódca prosi aby uczniowie podali mu jakiś przykład "tragedii."
Wstaje jakiś maluch i mówi:
Jakby mojego najlepszego kolegę z sąsiedztwa przejechał na ulicy samochód, to to by była tragedia...
Nie – poprawia go prezydent Clinton. – To by był wypadek...
Dziewczynka z tylnej ławki podnosi rączkę:
- Jakby autobus wiózł pięćdziesiąt dzieci i by wpadł w przepaść, i wszyscy by zginęli, to by wtedy była tragedia...
- Nie kochanie, to by wtedy była WIELKA STRATA.
Mały Johny z oślej ławki podnosi rękę i wywołany mówi:
- Jeżeli w samolocie prezydenckim na pokładzie byłby pan, pana żona i kongresmani i jakby ten samolot ktoś zestrzelił rakietą i rozwalił wszystko w strzępy, to wtedy by była tragedia.
-Fantastycznie!- wykrzykuje uradowany Clinton. – A teraz nam jeszcze wyjaśnij, DLACZEGO by to była tragedia?
- No bo „wypadek” by to nie był, a już na pewno nie „wielka strata” – mówi rezolutny malec.






No comments:

Post a Comment

do Bożego Narodzenia AD 2019 niedaleko

    Z a miesiąc już będę w Kraju. Długo mnie nie było. Od maja. A przynajmniej tak się czuję (Gosia mnie koryguje że nie aż tak długo, No...