Za miesiąc już będę w Kraju.
Długo mnie nie było. Od maja. A przynajmniej tak się czuję (Gosia mnie koryguje że nie aż tak długo, No fakt, były przecie Międzyzdroje pod koniec wakacji!).
Tu już liście opadły. Bywają dni cieplejsze niż jest akurat w Poznaniu. Próbowałem troszkę wędkować z pomostu blisko pracy.
Facet z domkiem na łódki (i łódką) zwinął na zimę deski z pomostu gdzie można było łowić. Zresztą, ryby nie chcą brać.
Tu już liście opadły. Bywają dni cieplejsze niż jest akurat w Poznaniu. Próbowałem troszkę wędkować z pomostu blisko pracy.
Facet z domkiem na łódki (i łódką) zwinął na zimę deski z pomostu gdzie można było łowić. Zresztą, ryby nie chcą brać.
Mój obecny rejon zakwaterowania to "jabłkowe zagłębie" Norwegii. Masa tu sadów. Na poprzednim miejscu (wyspa Finnøy) uprawiano masowo pomidory. Tam organizowano Tomat Festival, tutaj – niedawno był Sider Festival (Festiwal Cydru). Taka mini mini Polagra się okazało. Nawet cydr alkoholowy sprzedawano. Ale cena powalała na kolana.
W ogóle ceny w Norwegii zdradziecko pełzną w górę z roku na rok, z miesiąca na miesiąc czasem. Kilka osób mówiło mi, że rozważa powrót do Polski. Bo Norwegia przestaje być dla nich wymarzoną Ziemią Obiecaną. Sam pamiętam, że w 2010 gdy zaczynałem pracę w okolicach Tromsø, to bezcukrowy ulubiony przeze mnie napój typu Cola kosztował bodaj 8,50 korony za 1,5 ltr butelkę (+ 2 korony kaucji). Teraz w obiegu nie ma w ogóle monet półkoronowych a ta sama butelka kosztuje 18 koron (plus 3 korony kaucji). Oczywiście w większych miastach centrach handlowych jest nieco taniej niż w wiejskich sklepach. Ale wtedy też było tam taniej. Norwegowie tego chyba nie widzą albo postrzegają inaczej, łagodniej jakoś. A przecież podwyżka takiej dupereli jak napój o 100% to nie w kij dmuchał. Inne artykuły spożywcze może mniej, ale też poszły z ceną w górę. A oficjalnie cisza. Żadnego kryzysu. Tylko w kieszeni lżej. Dużo lżej. Już zniecierpliwiony uszami strzygę ca nam Norwegowie szykują po Nowym Roku
Od sierpnia jestem posiadaczem
własnego autka, w obcym kraju. Fajne uczucie bycia wolnym człowiekiem.
Niezależnym od uprzejmości kolegów, którzy mnie podwozili dotąd do sklepów na
zakupy. Pierwszego listopada założyłem koła z kolcami.
Szykuję się na lot przez Kopenhagę. Długo mnie na tym lotnisku nie było. Cóż, SAS do najtańszych nie należy ale w okolicach Bożego Narodzenia w tym roku ceny akurat były w miarę znośne. Tzn. WIZZ Air podniósł ceny za bilety tak, że się niemal wyrównało.
Szykuję się na lot przez Kopenhagę. Długo mnie na tym lotnisku nie było. Cóż, SAS do najtańszych nie należy ale w okolicach Bożego Narodzenia w tym roku ceny akurat były w miarę znośne. Tzn. WIZZ Air podniósł ceny za bilety tak, że się niemal wyrównało.
Jestem bardzo zadowolony z
malowniczości mojej okolicy. Jest tu masa wysokich gór, w nich wodospady. Piękne
widoki. Malownicze panoramy. Gosi i Jakubowi gdy u mnie byli - bardzo się
podobało. Próbuję na razie bezskutecznie namówić na odwiedziny naszych
przyjaciół mieszkających na obrzeżach Poznania. Ale póki co, nie ma odzewu.
Małgosia w Kraju choruje. Także z
tego powodu serce mi się wyrywa.
Codziennie się widzimy na facebook-u. Gosia mnie zachęca do napisania
czegoś na blogu. Twierdzi, że mam umiejętność pisania. No nie wiem… Ona sama
wzięła się za zapomniane na dziesięciolecia rysunki ołówkiem. Zapowiadają się
nieźle.
Rany! jak ja za Nią tęsknię!
Przylecę na prawie 2 tygodnie. Wracam tuż przed Nowym Rokiem. Od paru tygodni
okoliczne góry fiordów są pokryte malowniczą,
śnieżną czapeczką. Ale już poniżej trawa na łąkach jeszcze zielona. Raczej deszczowo i wietrznie. Czasem trzeba było skrobać szyby ale w Poznaniu też już tak bywało...
![]() |
Moje norweskie zakupy i znaleziska, w pierwszym rzędzie The Visit, Abbey Road, Aqualung i składanka Kate Bush |
![]() |
dyryguję a Pink Floyd grają |
Trochę doskwiera mi brak mszy
świętych. Są w internecie. Ale tu chciałbym pójść do jakiegoś kościoła i
uczestniczyć choćby w protestanckiej. Być u świętej spowiedzi i doświadczyć
najbliższego obcowania ze Stwórcą czyli, w co głęboko wierzę, by została mi
udzielona komunia święta. Niestety, w pobliskiej miejscowości Strandebarm jest
kościół ale bynajmniej nie ma tam mszy co niedziela. Wygląda na to, że oprócz
uroczystości pogrzebowych (jest naokoło przykościelny cmentarz), posługa
religijna jest świadczona ledwie parę razu w roku! Nasi katoliccy duchowni
nawet nie mają świadomości w jak luksusowej sytuacji się znajdują. Może ławki w
niedzielnych kościołach nie są zapełnione, ale wierni stawiają się na wiele
mszy w ciągu niedzieli. Tutaj tak nie jest I to, o dziwo na wsi gdzie wiara mam
wrażenie bywa jakby głębsza. Lepiej podobno jest w Norheimsund - małej mieścinie po drodze do Bergen.Ponoć raz na miesiąc przyjeżdża ksiądz i jest mszapo polsku. Tak mi przynajmniejdo niósł - Piotr,z którym pracowałem koło Tromso, a który pracował parę lat również w mojej obecnej firmie (wrócił już z rodziną do Łodzi).
Co do wiary, to przyznać się muszę, że jestem co prawda człowiekiem wierzącym, ale i jestem słabym stworzeniem. Stworzeniem wątpiącym. Przerażonym absolutem. Ale i pełnym zachwytu dla nawet najmniejszych dzieł bożych. Mam świadomość, że wspaniałym jest to, że w tym świecie wszystko jest urządzone tak fajnie, że Bóg nie musi się na skalę masową uciekać się do cudów. Jestem zachwycony tym brakiem cudów. Wdzięczny. Za dar w postaci Gosi, Jakuba, Rodziny, Przyjaciół, za przyrodę, sztukę i wszechświat, dzięki któremu dokonuje się uwielbienie Wyższego Porządku. Nadszedł moment, w którym sądzę, powinienem Ci się, drogi Czytelniku niniejszych słów zwierzyć z mego największego teologicznego zwątpienia. Przyczyny mego największego przerażenia. I paradoksalnie nie chodzi mi tu o nieuchronne zapadnięcie kurtyny śmierci. Nie o nieodgadnione sprawy, które staną się udziałem wszystkich „w krainie, z której żaden nie wraca podróżny” jak pięknie ujął to Shakespeare ustami swego księcia Hamleta. Nie, nie to. Oto którejś niedzieli gdy mając na uszach słuchawki a w nich Stary Testament, słuchałem Księgi Hioba, dotarła do mnie cała groza wymowy owej Księgi.
Przez całe życie
nasza mała katolicka „szkółka niedzielna” naucza nas za pośrednictwem kapłanów,
katechetów i kaznodziejów, że nasz los po śmierci będzie zależał od uczynków, decyzyj, grzechów i zaniedbań za życia na ziemskim łez padole. A na taką interpretację
owi kaznodzieje i kapłani nie mają w mym odczuciu żadnych przekonywujących
argumentów. Ale oto ze słów płynących z Księgi Hioba wyłania się obraz całkowicie odmienny: Sprawiedliwy, bogobojny, zamożny, unikający grzechów Hiob.
Obdarzony liczną rzeszą synów i córek. Jak wielu z nas współczesnych. Ale, co
jest najbardziej przerażającym w tym obrazie, nasz los być może jest przedmiotem rozgrywek
między Bogiem i szatanem. Oto widzimy
tam prawego człowieka, któremu żywot doczesny i przyszły przypada nie w wyniku
uczynków „jeden do jednego”, to znaczy: my a Bóg i Jego prawa. Nie chcę wchodzić w niuanse ale czyniąc
sprawę krótszą – ujmę ją w kwintesencję mych lęków i przerażenia. Oto być może
każdy z nas jest jak owe dzieci prawego Hioba, które rękoma szatana są gubione,
aby wobec Boga dać świadectwo Bogu, że jakiś Hiob wykaże ufność Bogu. Że być
może jesteśmy nie podmiotami życia obdarzonymi wolną wolą i obietnicą życia
wiecznego w obecności Najwyższego. Ale że o zgrozo, może jesteśmy ledwie
instrumentami do udowadniania, że ktoś inny zupełnie jest godzien obietnic Boga
Wszechmocnego. Taka perspektywa jak się nad nią zastanowić i zrozumieć, stawia człekowi
włosy na głowie. Napełnia go strachem i horrorem. To właśnie stało się mym
udziałem. Ale mój kryzys wiary stawia mnie w okopach z niejaką zawziętością człowieka
szukającego w Bogu ostoi i wsparcia. Mimo przeraźliwych perspektyw.
W ogóle, to moim motto życiowym
stał się cytat z Josepha Hellera, w którym przestrzega „Byłoby straszne gdyby
któregoś dnia się okazało, że Bóg cały czas tu był.” Dla mniej przekonanych proponuję wersję „lajtową”
rodem z powieści Kierkegaarda. Jedna w jego postaci stwierdza: „Bogowie
istnieją ponieważ mnie nienawidzą”. I
tak moje snucia na temat tęsknoty za Rodziną podryfowały w stronę religijnych
przerażeń. Nadziejam się, że Cię nie zanudziłem.
Przepraszam za to ale tak się po
prostu czuję.

Za jakiś czas wrócę do wspominków o Tacie i dziwnych zdarzeniach, o których mi opowiadali Rodzice. Czyli tak było... Brudnopis już właściwie jest zrobiony teraz tylko kosmetyka i korekty. Do zobaczenia
No comments:
Post a Comment