:D Kawały etniczne (żydowskie, szkockie i innych grup)

Zapraszam do bodaj najobszerniejszego objętościowo rozdziału zawierającego elementy etniczne, narodowe. Na początku już napisałem, że nie jestem antysemitą, anty-Szkotem i t.p. i nie chcę obrazić żadnego obywatela żadnego kraju. Potraktujcie Państwo dowcipy „narodowe” jako przejaw pluralizmu. Choć dowcip tego typu zdaje się uderzać w stereotypy panujące na temat danej nacji, to jakże często zdarza się, że sami przedstawiciele danej nacji z uciechą opowiadają dowcipy „o sobie”. I nikt nie ma za złe pozornego nastawienia antyżydowskiego czy antyszkockiego. Czasem wręcz dowcipy narodowe, czy jak je inni nazywają etniczne, są dla ludzi przewodnikiem pozwalającym orientować się w aspekcie kulturowym własnej społeczności. Wręcz podtrzymują wartości etniczne, kulturowe, zwyczaje i filozofię życiową grup hermetycznych, odseparowanych od reszty pluralistycznej społeczności. Kawały etniczne są raczej bezosobowe lub odwołują się do postaci z przeszłości. Niektóre bywają przaśne lub obsceniczne. Ale pamiętajmy, że i taka bywa natura humoru. Jedno jest pewne, przedstawiam tu spektrum dowcipów narodowych nie w celu konfrontacji, ale po to by zapoznać ze specyfiką niektórych nacji. Trochę jak filatelista ślęczący z lupą nad swymi znaczkami dowiaduje się, jak wyglądają nieznane mu dotychczas rzeczy, miejsca i ludzie.

Ponieważ nie da się tego ukryć na dłuższa metę powiem już od razu, że w tym rozdziale na szczególną rolę zasługuje humor żydowski. Ci, którzy znają się nieco na tym humorze, na pewno zachichoczą gdy powiem, że kiedyś w księgarni pani poproszona o jakąś pozycję z dziedziny czarnego humoru podała mi, a jakże humor żydowski, mówiąc: „Mamy tylko to na magazynie”. Żydzi, którzy funkcjonują we współczesnym świecie są dumni z funkcjonowania humoru określanego mianem żydowski. Bo to im pozwala pamiętać o swej tożsamości. O narodzinach, o obrzezaniu, o koszernym jedzeniu, o inicjacji religijnej, o seksie, o Bogu, o prowadzeniu interesów, o obyczajach, o świętach, o prześladowaniach. O życiu. I o śmierci... To -wbrew pozorom- umacnia. I taki sam mechanizm funkcjonuje również u innych grup społecznych. Oczywiście są kawały pseudo-narodowe- takie które biorą na cel jakichś ludzi chcąc ich ośmieszyć i skrzywdzić. Granica bywa bardzo płynna. Na pewno słyszeliście o tak zwanych „polskich dowcipach, bardzo modnych na Zachodzie. Są nie tylko o Polakach, o Szkotach, o Rosjanach, o Włochach czy Irlandczykach. Co bardzo ciekawe, przeważnie każdy naród hołubi kawały na temat swych sąsiadów (patrz humor szkocki, który oprócz stereotypowego nurtu podkreślającego oszczędny tryb życia, pielęgnuje motyw odrębności od Anglii i jej mieszkańców). Kwestia w tym, aby nie przekroczyć w tym wszystkim miary. Mam nadzieję, że mój zbiór etniczny tej granicy nie przekroczył. Szczerze ubolewam jeśli ktoś będzie miał inne odczucia.
PS. Będzie dużo objaśnień i przypisów.


Humor szkocki

Wiecie, jak zaczynają się przepisy w szkockiej książce kucharskiej?
„Pożyczyć od sąsiada pół kilo mąki...”


Z poradnika:
„Stare książki telefoniczne świetnie nadają się na notatniki adresów. Należy po prostu wykreślić nazwiska tych osób, których nie znamy.”


„Oszczędzisz benzynę pchając swój samochód do miejsca przeznaczenia. Inni współużytkownicy na pewno pomyślą, że ci się zepsuł i pomogą ci pchać.”


„Zwiększysz żywotność swoich dywanów jeżeli je zwiniesz w rulon i schowasz w garażu.”


„Najpewniejszy sposób na uzyskanie dwóch butelek płynu do naczyń w cenie jednej jest umieszczenie jednej butelki w koszyku, a drugiej pod połą płaszcza...”
(przepraszam, dość płaski dowcip. Niekoniecznie o Szkotach...)


Szkot na łożu śmierci. Wokół rodzina zastanawia się nad pogrzebem.
Brat umierającego mówi:
-Można by mu urządzić pogrzeb pierwszej klasy.
Żona na to:
-Nie widzę powodu. Wystarczy druga.
Synek nieśmiało:
-Trzecia klasa też by nie była najgorsza...
Umierający słysząc to szepce ostatkiem sił:
-Jak chcecie, to pójdę pieszo...


Mały James wchodzi do domu i dumnie oświadcza:
-Tato oszczędziłem dziś 10 pensów.
-W jaki sposób?
-Biegłem za autobusem do domu zamiast wsiąść do niego...
Na to mamusia marszczy brwi:
-Mogłeś się bardziej postarać. Gdybyś biegł za taksówką, tobyś oszczędził pięć funtów!

W kościele w Szkocji ksiądz zwraca się w kazaniu do wiernych:
-Już mi nie chodzi o to, że mi na tacę rzucacie guziki. Ale niech to będą wasze guziki. Nie wyrywajcie ich z poduszek na klęcznikach!

W innym kościele, inny ksiądz pod koniec mszy, wznosi modły:
-Panie, dziękujemy Ci, że taca wróciła z powrotem...

Wiecie, że jest kawa po irlandzku. Ale czyście próbowali kawy po szkocku? ... Zalewa się wrzątkiem spalona grzankę.

W hotelu w Aberdeen recepcjonista mówi do nowego gościa:
-Czy ma pan dobrą pamięć do twarzy?
-Tak, dlaczego?
-To bardzo dobrze, bo w łazience nie ma lustra...

Szkocki dylemat: czy stawiać dłuższe kroki, żeby podeszwy wystarczyły na dłużej, czy jednak krótsze aby nie popruły się szwy w bieliźnie...

Właściciel szkockiego klubu myśliwskiego podarował jednemu z członków futrzaną czapkę z nausznikami.
Następnego roku spotkali się zimą i widzi, że obdarowany ma na głowie zwykłą mycę, a nie jego kosztowny podarunek. Spytał go, dlaczego nie ma jej na sobie.
- Eeee tam, od czasu wypadku jej nie noszę...
- O jakim to wypadku mówicie? O żadnym nie słyszałem...
- Jakiś facet zaproponował mi kielicha, a ja go nie usłyszałem...

Pewnemu stoczniowcowi w czasie pracy obcięło rękę. wpadła do wody. Koledzy natychmiast zawieźli go do najbliższego szpitala, bodaj w Glasgow. Tam lekarze zawieźli do na salę operacyjną... Ale gdzie ta ręka? Cała załoga stoczni przeszukała nabrzeże a tu nic, jak za przeproszeniem kamień w wodę. Gdy sytuacja stała się beznadziejna, jednego z poszukiwaczy olśniło. Położył na piasku banknot funtowy. Po chwili ręka wypełzła z wody, przyczołgała się i kurczowo zacisnęła na pieniądzu.

Pewien Amerykanin zabłądził w górach Szkocji. Złaził już wiele mil i nie znalazł śladu ludzkiego osiedla. Po siedmiu dniach napotyka przechodzącego „tubylca” w spódniczce.
-Bogu dzięki! –krzyknął na jego widok –Już ponad tydzień się błąkam po bezdrożach...
-Jest za pana wyznaczona jakaś nagroda? – pyta Szkot.
-Nie... – odpowiada Amerykanin.
-To się obawiam, że nadal się błąkasz...


Tablica na szkockim polu golfowym:
„Członków klubu uprasza się o niepodnoszenie piłeczek gdy te jeszcze się toczą”


List do redakcji:
Kochana redakcjo. Jeśli nie zaprzestaniecie drukować na Waszych łamach tych tendencyjnych dowcipów o Szkotach, to przestanę pożyczać Wasze Pismo od sąsiada!”

Pewien Szkot postanowił się ożenić. Zadzwonił więc do trzech swoich dziewczyn proponując im poważny związek. Dał im przy tym czas do namysłu. Mary i Clara oddzwoniły po trzech minutach odpowiedziały twierdząco.  Cindy odezwała się o 19:40. Również odpowiedziała, że wyjdzie za mąż.
Młody Sean zawołał rodzinkę i rzekł:
-Ta będzie wybranką moją miłą, która na tanią taryfę dzwoniła...

Pewien Szkot wygrał na loterii szczotkę toaletową. Nigdy wcześniej nic nie wygrał więc był w siódmym niebie. Parę tygodni później spotyka go kolega i pyta czy nowa szczotka mu się przydaje.
-Raczej tak, choć chyba przejdę z powrotem na papier toaletowy...

Dlaczego Szkoci są tak dobrzy w golfa?
-Bo zdali sobie sprawę, że im mniej razy będą uderzać piłeczkę, tym dłużej będzie zdatna do użytku.

-Panie McTavish -mówi psychiatra- Nie rozumiem jakim cudem pozbył się pan tego jąkania?...
-Musiałem parę razy zatelefonować do Stanów...

W szkockim miasteczku trwa więc protestacyjny przeciwko obniżeniu cen biletów autobusowych. Przy poprzedniej cenie roztropna gospodyni mogła zaoszczędzić 20 pensów a teraz jedynie piętnaście...

McDougal jechał do Aberdeen na skomplikowana operację serca. Roztropnie kupił bilet tylko w jedną stronę...

Szkocki piłkarz udziela wywiadu:
-Mój pies ogląda wszystkie moje mecze. Kiedy moja drużyna wygrywa to podskakuje i klaszcze w łapy. A jak przegrywamy to robi salta...
-A można wiedzieć, ile salt robi?
-To zależy jak go kopnę...

Szkoci odkryli niezawodne lekarstwo na chorobę morską: na czas rejsu włożyć pasażerowi w zęby monetę dziesięciopensową...

Pewien Szkot ożenił się z dziewczyną urodzona 29 lutego, żeby móc kupować prezenty urodzinowe tylko raz na 4 lata.

Raport z gazety codziennej wydawanej w Glasgow:
„Ubiegłej nocy w dzielnicy Maryhill zderzyły się dwie taksówki. Troje pasażerów jest ciężko rannych. Pozostałych  siedemnastu z lżejszymi obrażeniami uciekło...”

Anglik, Austriak i Szkot siedzą w barze i piją piwo. Nagle do kufla każdego z nich wpada mucha. Anglik bierze łyżeczkę, nabiera do niej trochę piany i muchę, po czym strząsa całość do śmietniczki. Austriak nabiera w płuca powietrz i zdmuchuje natręta wraz z częścią piany. Szot delikatnie bierze muchę za skrzydełka, potrząsa nią energicznie i cicho powiada:
-Dobra, szmaciarzu! Wypluj to!...

Szkot i żyd spotkali się w restauracji na obfitej kolacji. Ku zdumieniu wszystkich gdy kelner przyszedł z rachunkiem obecni na sali usłyszeli jak Szkot ze swym charakterystycznym akcentem mówi:
-Ja zapłacę. 
Co też uczynił. Następnego dnia nagłówek w prasie porannej:
„Słynny izraelski brzuchomówca zabity w ślepej uliczce”

„Prawdziwy dżentelmen to człowiek, który umie grać na kobzie, ale tego nie robi.”

Szkot przychodzi do kolegi cały we łzach:
-Mój grzebień. Mój kochany grzebień! Ulubiony... Ząb mi się w nim wyłamał. Co ja teraz zrobię!?
Przyjaciel na to:
-No cóż, nie ma powodu do rozpaczy. Przecież nie będziesz z powodu wyłamania zęba kupował nowego grzebienia...
-Ale ty nic nie rozumiesz! To był ostatni!...

W czasie przerwy przedstawienia teatralnego, na które przyszła miejscowa śmietanka towarzyska pewien miejscowy notable w tradycyjnym szkockim kilcie desperacko pragnął się napić. Zszedł więc był do barku w podziemiach i spostrzegł, że stoi przed nim trzech podobnych jegomościów. Ubrani w wojskowe mundury polowe, każdy z nich rosły. W ustach wielkie cygaro...
Nie mógł uwierzyć własnym oczom i uszom kiedy pierwszy z nich zamówił kilka butelek szkockiej i rumu oraz paczkę cygar, po otrzymaniu których nie zapłacił, lecz przedstawił się jako nie kto inny tylko sam... Fidel Castro. Dostał na kredyt. Jakież było zdziwienie gdy następny brodaty olbrzym z cygarem również przedstawił się jako Fidel. Również zażądał na kredyt i dostał, gdyż nie wzbudził żadnego podejrzenia u barmana. Sytuacja powtórzyła się po raz trzeci. Gdy nadeszła kolej na naszego bohatera, również i on poprosił o rum, szkocką i cygara przedstawiając się jako Fidel Castro. Tu jednak napotkał opór.
-Nie ma mowy! – wykrzyknął barman
-A niby dlaczego nie? –spytał oburzony Szkot
-Bo nie ma pan ani brody ani wielgachnego cygara!
Na to nasz dzielny Angus schylił się, podciągnął w górę swój kilt i z dumą rzucił:
-Tajna Służba!

Dlaczego Szkoci nigdy nie mogą się napić takiej kawy, jaką lubią?
-No bo tak naprawdę lubią z dwiema kostkami cukru. Ale gdy są u siebie to słodzą jedną kostką, a gdy są u kogoś, to zawsze biorą trzy...

Mały synek prosi swego ojca- Szkota:
-Tatusiu, daj mi czterdzieści pensów!
A ojciec na to:
-Trzydzieści pensów! A na co ci całe dwadzieścia pensów!?!

Pewien Anglik był wychowywany przez Szkota aż dorósł pewnego dnia do chwili gdy pojął, że tak naprawdę to ma angielskie korzenie. Postawił się opiekunowi okoniem i stwierdził, że ma nadzieję umrzeć jako Anglik.
Szkot wyśmiał go:
-Ty chopie naprawdę nie masz żadny ambicji?!?

Pewien Szot wyjechał do Londynu na tygodniowa wyprawę. Niestety doświadczył na własnej skórze, iż tamtejsi mieszkańcy nie są do niego zbyt przyjaźnie nastawieni. Opowiadał nawet o tym kolegom po powrocie:
-O trzeciej nad ranem zaczynali walić czym popadnie, w ściany, w sufity, w podłogę! Czasem walili tak głośno że  własnej kobzy nie słyszałem...

Na łożu śmierci leży burmistrz Aberdeen. Siedząca żona przypomniała sobie, że ma mężowi podać lekarstwo, które leży w innym pokoju.
- Edwardzie – mówi stroskana. – Na parę minut muszę wyjść. Gdybyś tymczasem miał umrzeć, nie zapomnij zgasić lampy...

W przedziale kolejowym siedzieli Szkot, Anglik i Cindy Crawford. Jechali sobie do Szwajcarii. Nagle pociąg wjechał w tunel. Rozległ się odgłos całusa, za chwilę słychać było głośny policzek. I pociąg wyjechał z tunelu... Gdy zrobiło się jasno okazało się, że Cindy i Szkot siedzą sobie jak gdyby nigdy nic, natomiast Anglik trzyma się za policzek. Trzyma się i myśli sobie tak:
„Pewnie ten szkocki maniak próbował w ciemności cmoknąć Cindy Crawford ale nie trafił, ona się zamachnęła, ale nie trafiła, a ja dostałem w twarz!”
Cindy myśli: „Pewnie ten angielski dżentelmen chciał mnie pocałować ale po ciemku nie trafił do mnie, ale do Szkota. I od niego dostał policzek...”
Szkot zaś myśli sobie: „Ale było świetnie. Jak jeszcze raz wjedziemy do tunelu to znowu cmoknę i przyłożę w dziób temu Angolowi!”

Angus przyjechał do Anglii pracować. Od chwili przyjazdu wkurzał wszystkich opowieściami o tym jak cudownie i wspaniale jest u niego w Szkocji. Ktoś w końcu zaoponował i z irytacją powiedział:
-Skoro jak mówisz jest tam tak świetnie, to dlaczego tam nie zostałeś?
-Bo wszyscy tam są tak mądrzy, że musiałem przyjechać do was, żeby mieć jakąkolwiek szansę w życiu!...


Szkot leci samolotem, obok siedzi Anglik. Podeszła stewardessa i pyta Szkota, czy chce coś do picia.
-Tak, jasne. Szklaneczkę whisky...
-Czy – zwraca się do Anglika-  pan również życzy sobie whisky?
Anglik ze zgorszeniem wykrzywia twarz i mówi:
-Nigdy! Wolałbym przez cała trasę przez ocean być gwałcony przez tanie dziwki niż pić whisky.
Szkot słysząc to patrzy zaskoczony i mówi:
-Oj! Nie wiedziałem, że jest do wyboru...


Malcolm pił w barze całą noc. Kiedy wstał by pójść do domu, upadł na twarz. Próbował wstać ale znowu bez powodzenia. Postanowił więc się podczołgać na ulicę i spróbować na świeżym powietrzu. Jak już był przed wejściem spróbował znowu, ale i tym razem padł mordą na psyk. Jako praktyczny Szkot, postanowił doczołgać się do samego domu. Przy drzwiach mieszkania spróbował wstać ale go powaliło. Podobnie przed lustrem w łazience. Dopiero przy łóżku jako tako stanął, po czym opadł ciężko acz cicho na poduszkę. Rano budzi go silne szarpanie żony za ramię:
-No i co!? Znowu chlałeś! Jak zwykle! –wrzeszczy lepsza połowa.
-A co też ci do głowy przyszło moja kochana? –pyta zaspany mąż.
-Bo dzwonili z pubu, że żeś znowu zostawił swój  inwalidzki wózek!!!


Szkot i Anglik stoją na plaży, znaleźli czarodziejską lampę. Potarli ją, pojawił się dżin, który z wdzięczności postanowił spełnić po jednym życzeniu każdego z nich. Anglik mówi:
-Uważam, że ponieważ Anglia powinna być dla Anglików trzeba skończyć z tą hołotą ze Szkocji, która do nas przyjeżdża na lumpy. Chciałbym, a by mój kraj został oddzielony od Szkotów. Najlepiej solidnym murem. Ze wszystkich stron...
I tak się też stało.
Patrzy Szkot na ścianę i pyta dżina:
-Dżinie!... A mocna ta ściana jest?
-Tak, ma 500 stóp wysokości, jest gruba na 20 metrów. NIC się nie przedostanie!
-Okay – mówi Szkot. –To poproszę  do pełna wodą!


W Szkocji doskonale rozwija się rynek okien z podwójnymi szybami. Podobno po to, aby dzieci nie słyszały że przyjechał furgon z lodami...


Angusa odwiedził w domu kolega. Patrzy a ten zrywa ze ścian tapety.
-Ooo.. kiwa ze zrozumieniem  kolega widzę żeś się zabrał za dekorowanie?
-Nie. Zmieniam mieszkanie...

Stary Tam McDouglas w czasie kolędy poczęstował księdza miseczką migdałów.
-Brat mi dał w prezencie, a ponieważ nie mam już ani jednego zęba to nie mogę ich pogryźć...
-To zabawne, dać człowiekowi bez zębów w prezencie coś tak nieprzydatnego... –zauważył kąśliwie ksiądz.
-Niezupełnie... Kiedyś były w czekoladzie...

Żona szkockiego farmera miała uraczyć pasterza swoją słynną w okolicy whisky domowej roboty. Nalała mu zatem naparsteczek i podała. Pasterz spojrzał z pewnym wyrzutem w oczach.
-No a co byś chciał chłopie? Przecież ta whisky ma 17 lat! –podkreśliła gospodyni
Proszę pani – smutno mówi pastuszek. -Ona jest bardzo  niewyrośnięta jak na taki wiek...

Na łące szkockiego farmera wylądowała awionetka. Zaciekawiony gospodarz podszedł do pilota, a ten jakby mu w myślach czytał.
-Co, przeleciałby się pan?
-Noo... Pewnie. A za ile?
-Pięć funtów.
-Oj! to cholernie drogo... –mówi rolnik.
Po chwili namysłu pilot uśmiecha się i proponuje:
-Panie, możemy pójść na układ: idź pan po żonę i zabiorę was na lot wart dziesięć funtów za darmo. Ale pod jednym warunkiem. Nie będziecie krzyczeć w czasie wycieczki.
-No dobra... – i poszedł po swoją połowicę.
Siedli w samolocie za pilotem wznieśli się nad okolicę. Cwany pilot zaczął w pewnej chwili wykonywać karkołomne ewolucje. Robił beczki, korkociągi, pętle. Nic, ani słowa...
Po wylądowaniu odwraca się do Szkota i z uznaniem mówi:
-No, no! Przyznam, żem jak na rolnika to żeś pan bardzo odważny!
A ten mu na to:
-Mówiąc szczerze,  jak mi żona wypadła, to mało brakowało a bym krzyknął....

Młody Szkot przyszedł do swego dziadka z życiowym dylematem.
-Dziadku! Doradź! Mam się żenić. Muszę wybrać między dwiema. Jedna to śliczna dziewoja, bez grosza przy duszy. A druga to bogata wdówka, której nie mogę ścierpieć...
-Idź za głosem serca mój drogi. Ślubuj z tą, którą kochasz.
... A  tak przy okazji... To gdzie mieszka ta twoja wdowa?...

Szkot zabrał taksówką dziewczynę na przejażdżkę. Była tak piękna, że musiał się zmuszać aby śledzić licznik...

Pewnego dnia Angus kupił sobie flaszkę whisky ale w drodze do domu się przewrócił. Poczuł, że po nodze zaczęło mu coś spływać. Spojrzał w niebo i błagalnie pomyślał: „Panie spraw żeby to była krew...”

Mały Sean (czyt. szon) chwali się ojcu:
-Tato dostałem dziś piątkę z matematyki!
-Pięknie mój synu. W nagrodę pójdziemy do cukierni i popatrzymy jak ludzie jedzą ciastka...

Doktor MacGregor umierając prosi małżonkę:
-Tylko się kochanie nie wykosztowuj na napis na nagrobku...
 Pod koniec pogrzebu, wdowa przybija do krzyża emaliowaną tabliczkę:
„Doktor Sean MacGregor
Przyjmuje w dni robocze od 9 do 15”

MacDogalowi jakiś Amerykanin zaoferował za psa 500 dolarów. Anglii zaoferował 200 dolarów. Ku zdumieniu obecnych, Szkot wybrał ofertę Anglika. Na pytanie dlaczego wybrał tak niekorzystna ofertę, Szkot mrugnął porozumiewawczo i rzekł:
-Z Anglii na piechotę przylezie, ale oceanu to na pewno nie przepłynie...

Po Szkocji jedzie autobus, którego kierowca wskazuje co rusz turystom jakieś miejsce i rzuca komentarz typu:
-„W tym miejscu Szkocja zmiażdżyła Anglików”
albo „Tu starto Anglików w proch...” albo „A tu zmieciono Anglików”.
W końcu jeden z turystów, najwidoczniej Anglik spytał kierowcę nie wytrzymując:
-Dobry człowieku! Czy Anglicy nie wygrali tu w okolicy ani jednej bitwy?
-Nie kiedy ja siedzę za kierownicą!

Szkot naprawia antenę. Wtem potyka się i spada z dachu. Przelatując koło kuchennego okna, woła do żony:
-Dla mnie nie gotuj. Obiad zjem w szpitalu!

Przed meczem piłkarskim między Anglią a Szkocją kibice przekrzykują się:
-Nieważne, czy ten mecz wygramy czy przegramy. I tak wygrywamy. Bo po meczu jak rano wstaniecie, to nadal będziecie Anglikami. A my NIE!

Tam przychodzi do klubu podrapany i z wywichniętym ramieniem. Zapytany o powód kontuzji wyjaśnił że walczył o honor dziewczyny. Pełna konsternacja wśród kolegów.
-No! Bardzo chciała go zachować...

Dwóch Szkotów siedzi w niedzielny poranek w łódce na środku jeziora. W oddali słychać kościelne dzwony.
Tim patrzy na Seana i strapiony mówi:
-Powinniśmy być na mszy...
-I tak bym nie mógł iść. Moja żona leży chora w łóżku...

Angus sprawił sobie stereo w swoim motorze. Żona „nadaje” z przodu, a teściowa z tyłu...

Humor żydowski

Jak wynaleziono taniec limbo?
-Pewien żyd chciał się prześlizgnąć bez płacenia za toaletę...
(Limbo polega na silnym odchyleniu tułowia do tyłu i przejściu na ugiętych nogach pod trzymaną przez biesiadników poprzeczką. Za każdą turą poprzeczka jest trzymana nieco niżej. Zabawę wygrywa ten, który przeszedł pod poprzeczką ustawioną najniżej)

Na wystawnej kolacji u kupca bławatnego Wajnsztoka podano zakąski. Wszyscy zajadają, a tylko żona gospodarza: ledwo tknęła pierwszą łyżkę, zaraz mąż kazał zabrać od niej talerz. Za chwilę sytuacja powtórzyła się przy drugim daniu. Zdziwiony sąsiad grzecznie pyta gospodarza:
-Dlaczego nie pozwalasz swojej żonie jeść? Przecież ona aż się krzywi z bólu!
A pan Wajnsztok na to:
-Widzisz, to przez mojego lekarza. Byłem u niego ostatnio. Osłuchał mnie, a potem surowo nakazał, żebym się kładł na pusty żołądek.

Krótkie podsumowanie świąt żydowskich:
·           Próbowali nas zabić.
·           My wygraliśmy.
·           Jedzmy.


Rabin wchodzi do sklepu wędliniarskiego i wskazując na szynkę mówi:
-Poproszę 30 deko tego karpia w galarecie.
-Ależ rabbi, to jest szynka wieprzowa!
-Aj waj!- wykrzykuje strapiony rabin – a PYTAŁ cię kto?!

Dlaczego żydzi mają takie duże nosy?
-Bo powietrze jest za darmo!

Co jest szybsze niż wystrzelony pocisk?
-Żydówka z rabatowym kuponem
albo: Żydówka w "Czarny Piątek"

Ogłoszenie matrymonialne: “Rozwiedziony żyd szuka partnerki aby z nią uczęszczać do szule, zapalać w piątek szabasowe świece, budować szałas w święto kuczek, obchodzić bar micwy i obrzezania. Wyznanie obojętne. Skr. Poczt.532.”

Mosze Kaganowicz idzie do rabina.
-Potrzebuję twojej rady...
-Słucham...
Moja żona właśnie urodziła dziewczynkę!
-Mazeł tow! (gratulacje!)
-Dziękuję! Ale chodzi o imię...
-Cóż, zgodnie z żydowską tradycją, imiona nadaje się po zmarłych. W tym wypadku: po matce, babce, żonie czy też teściowej...
-Ależ one wszystkie żyją!
-Oj, to strasznie mi przykro...

Icchak Gold był bogatym kupcem. Pewnego dnia do drzwi dzwoni facet z puszką i prosi:
-Szalom Alejchem panie Goldberger. Zbieram na paschę dla najuboższych. Myślę, że tak bogaty żyd jak pan nie poskąpi grosza?...
-Panie, nazywam się Gold a nie Goldberger. I nie jestem żydem.
-Na pewno?
-Jestem w stu procentach przekonany!
-Ale ja mam tu w archiwum zapisane, żeś pan jest od pokoleń żyd...
-Zapewniam pana, że się pan myli.
-Chyba szanowny pan raczy żartować!
Pan Gold wychodzi z nerwów:
-Słuchaj pan! Nie jestem żydem! I ani mój ojciec, ani mój dziadek- alav hashalom – też nie był żydem!!!

Moryc Szwarc bardzo się wzbogacił. Pewnego dnia jego bankier zauważył:
-Panie Szwarc, ja pana przepraszam, ale mam zapytanie. Ja tu na czeku widzę trzy iksy, a pan żeś się zawsze podpisywał dwoma. Chciałem się upewnić, czy nie było tu oszustwa jakiegoś? Czy to pański podpis?
-Tak tak, proszę honorować z trzema. Po prostu, żona uznała, że z moją pozycją nie wypada podpisywać się tylko jednoczłonowym nazwiskiem...

Znany telewizyjny kaznodzieja pojechał do papieża do Watykanu. Na biurku zauważył czerwony telefon.
-A co to?
-To do rozmów z Bogiem...
-To pewnie musi kosztować!
-No pewnie! Dziesięć tysięcy dolarów za impuls. Ale warto.
Po jakimś czasie kaznodzieja przyjechał do Izraela. Na biurku naczelnego rabina Jerozolimy widzi podobny czerwony telefon. Wskazuje na niego i pyta:
-To telefon do rozmów z Bogiem? Widziałem taki sam w Watykanie!
Rabin przytakuje.
-A ile kosztuje rozmowa?
-Ze dwadzieścia centów...
-Niemożliwe! W Watykanie to papieża kosztuje 10 tysięcy dolarów! – mówi zdziwiony kaznodzieja
-Ale stąd to jest rozmowa miejscowa...

Czemu żydzi oglądają filmy porno od końca?
-Bo uwielbiają fragment gdy dziwka wręcza pieniądze.

Dzwoni Żyd do swojego przyjaciela:
- Mosze, ile to jest 2x2?
Mosze zamyślił się i pyta:
- A kupujesz czy sprzedajesz?

Młody żyd chciał się ożenić. Niestety, rodzicom nie podobały się nazwiska jego wybranek. A to Kowalsky, a to O’Relly, a to znów Sung-Lim. Któregoś dnia chłopak przychodzi z nadzieją w oczach.
-No tato, mam nową dziewczynę!
-A jak się nazywa? – pyta zaniepokojony poprzednimi wyborami ojciec
-Goldberg!
-Och to świetnie. wreszcie coś odpowiedniego. A jak na imię? Czy moje ulubione? Rachela, Estera czy Sara?
-Nie tato. Na imię ma Whoopi...
(Whoopi Goldberg -znakomita czarnoskóra aktorka, gł. komediowa. Występowała m.in. w „Uwierz w ducha” oraz „Gracz”)

Car Mikołaj dokonuje przeglądu jednego z pułków. Wszyscy się prężą, podchodzi do pierwszego z brzegu:
- Kak t’ebia zawut?
- Stojkow, Wasze Impieratorskoje Wieliczestwo!
- Kochasz cara?
- Tak jest, Wasze Impieratorskoje Wieliczestwo!.
- Potrafiłbyś swego cara zabić?
- Nie, Wasze Impieratorskoje Wieliczestwo!
Podchodzi do dobosza:
- Kak t’ebia zawut?
- Srulek Żółtko!
- Kochasz cara?
- To trudne pytanie...
- Potrafiłbyś swego cara zabić?
- Czym? Bębnem?

Mojsze wziął ze sobą do parku paschalny lunch. Usiadł na ławeczce i zaczął się zajadać macą. W chwilę potem na ławce przysiadł niewidomy. Czując współczucie dla kaleki, Mojsze wyjął kolejny arkusz macy i wręczył ślepcowi. Tamten podziękował, wziął i zaczął na wszystkie strony obmacywać prezent. Wreszcie poirytowany wykrzykuje:
- Kto napisał to gówno?
(w czasie Paschy na pamiątkę wyrzeczeń żydów uciekających z Egiptu spożywana jest maca – cieniutki płaski placek z niekwaszonego ciasta)

Co to jest żydowska „gra wstępna”?
-Dwie godziny żebraniny.

Zegar się Dawidowi zepsuł. A był akurat w interesach w obcym mieście. Chodzi więc po starówce. Nagle patrzy, na wystawie stoi zegar. Wchodzi więc, wyjmuje swój czasomierz na złotym łańcuszku, odpina go, kładzie na ladę i mówi do stojącego za ladą jegomościa:
-Zepsuł mi się dziś rano...
-A co mnie to obchodzi?
-Jak to co? To pan nie naprawia zegarków?
-Nie!
-To niech mi pan sprzeda nowy!
-Ani nie sprzedaję zegarków. Ja dokonuję obrzezań.
-To dlaczego pan na wystawie postawił zegar?
-A CO MIAŁEM WYSTAWIĆ?...


Łabędź, podobno przystąpiłeś do spółki z Cymermanem, ale on jest bogaty a Ty goły jak święty turecki, jak to się dzieje?

- Posłuchaj, teraz on ma pieniądze a ja doświadczenie, a po roku to ja będę miał pieniądze, a on doświadczenie...

Niemiec przyjechał do Londynu i zatrzymał się w hotelu prowadzonym przez rodzinę Cohenów. Przy wspólnym śniadaniu gość zachwyca się smakowitymi potrawami:
-O rany! W Niemczech nie mamy tak smacznych bułeczek!
Na to pan domu zrywa się od stołu i z wyrzutem krzyczy:
-Taak? A kto temu winien?

Mosiek złapał złotą rybkę:
- Jesteś Żydem?- pyta rybka.
- Tak
- To już mnie lepiej zjedz.

W czasach samurajów był sobie potężny cesarz. A że chciał być jeszcze potężniejszy, postanowił sprawić sobie ochroniarzy. Zwołał więc kandydatów d o pałacu i postanowił osobiście sprawdzić ich umiejętności. Przyszło trzech, Japończyk, Chińczyk i żyd. Japończyk ukłonił się, wyjął pudełko po zapałkach i otworzył je.
Bzzzzzzzzzzz – wyleciała z niego mucha. Samuraj wyciągnął z pochwy miecz, zrobił „Zzzzziuuuch!” i mucha padła rozcięta na dwie części.
-Niesamowite! –woła cesarz. –Jestem pod wrażeniem! Następny!...
Na matę wszedł Chińczyk. Jak poprzednik- wyjął pudełko po zapałkach. Wyleciała z niego mucha. Samuraj zrobił błyskawiczne „zzziuch zzziuch” i mucha padła rozcięta na cztery części.
Cesarz był jeszcze bardziej poruszony. Jako ostatni na matę wyszedł żydowski samuraj. Podobnie do poprzedników wydobył z pudełeczka muchę puścił ją wolno i zaczął śledzić wzrokiem. W pewnej chwili dobył miecza i z szybkością błyskawicy zakręcił nim młynka. Tyle, że mucha latała dalej.
Cesarz poczuł się ośmieszony. Z oburzeniem zawołał do kandydata:
-Jak śmiesz drwić sobie z imperatora! Czy nie wiesz, że aby być cesarskim strażnikiem trzeba coś sobą prezentować? Co to niby miało być to przed chwilą?
- Gdyby Wasza Wysokość zechciała się przyjrzeć dokładniej to się przekona, że ten osobnik został właśnie obrzezany!

- Jaki jest największy żydowski dylemat?
- Darmowa wieprzowina.


Małego Abramka wywalili ze szkoły - żydowskiej oczywiście - za brak postępów w nauce i nieposłuszeństwo. Przenieśli do go innej szkoły - też żydowskiej. Po kilku miesiącach i z tej wyleciał, z tych samych powodów. Do kolejnej - to samo. Po jakimś czasie w mieście nie zostało ani jednej żydowskiej szkoły, w której by już Abramka nie znali, został więc umieszczony w katolickiej.

Po tygodniu dyrektor szkoły wzywa tatę Abramka i oznajmia mu, jakim wspaniałym chłopcem jest Abramek - grzecznym, bystrym i w ogóle najlepszym uczniem w szkole.

Tata po powrocie do domu pyta zbaraniały Abramka:
- Abramek, co się z tobą stało? Mówią mi, że jesteś najlepszym uczniem, nie chuliganisz, no wzór cnót. CO ONI Z TOBĄ ZROBILI?
- Rozumiesz tato, pierwszego dnia taki pan w czarnym ubraniu zaprowadził mnie do ciemnego pokoju, w którym wisiał jakiś pan przybity do krzyża i powiedział:
- "Abramek, to jest Jezus Chrystus. On też był Żydem".
I wtedy zrozumiałem, że to nie przelewki.

Po diagnozę do doktora przyszedł wychudły pacjent.
-Nie cierpię ogłaszać tego typu nowiny, ale niestety obawiam, się, że zostało panu zaledwie 6 miesięcy życia...
-O mój Boże! -westchnął przybity pacjent. Wie pan co? Skoro już jest tak jak pan mówi, to niech mi pan poradzi. Co mogę zrobić, aby wykorzystać to co mi zostało z życia?
-Czy pan jest żonaty?
-Nie. A dlaczego?
-Mógłby pan pomyśleć nad ożenkiem... Miałby się kto panem zająć w czasie ostatnich dni tej choroby...
-Och, dziękuję bardzo za cenna wskazówkę, doktorze... Mając przed sobą tylko pół roku z pewnością coś na tym skorzystam.
-Mogę dać jeszcze jedną radę? Ożeń się z żydowską dziewczyną...
-Dlaczego?
-Będzie się panu dłużyło...

W latach 20. pewien Żyd z małego miasteczka wybrał się do Warszawy. Kiedy wrócił, opowiedział znajomym jakie cuda widział.
"Spotkałem Żyda, który kształcił się w jeszybie i nauczył się sporej części Talmudu na pamięć. Spotkałem Żyda, który był ateistą. Spotkałem Żyda, który miał wielki skład z odzieżą i dość licznym gronem pracowników. I spotkałem Żyda, który był zagorzałym komunistą..."
-No i co w tym dziwnego? – pytają go przyjaciele. –Warszawa to duże miasto. Musi tam być ponad milion żydów...
-Nic nie rozumiecie! To był jeden i ten sam żyd!

Do teatru żydowskiego dzwoni zainteresowany:
- Czy są bilety na wieczorne przedstawienie ?
- Tak, proszę szanownego pana.
- A w jakiej cenie? - drąży temat przyszły widz.
- Szanowny pan raczy zajrzeć osobiście, na pewno się dogadamy!

Jakób nad kielichem zwierza się przyjacielowi ze straszliwego kłopotu:
-Straszne! Moja córka wychodzi za mąż jutro a ja obiecałem posag 25 tysięcy rubli. I teraz połowy mi brakuje!
-No i co z tego? –pyta przyjaciel. –Przecież wedle zwyczaju, w dniu ślubu daje się tylko połowę posagu a resztę...
-No i właśnie tej połowy brakuje...

Rozmawiają dwaj bankierzy:
- Co u pana słychać panie Rozenkranc ?
- Same kłopoty. Szukamy kasjera.
- Przecież niedawno zatrudniliście nowego!
- No i właśnie jego szukamy!

Co mówi Żydowski Święty Mikołaj?
- Ho! Ho! Ho! Chce ktoś kupić jakieś zabawki?

Jak się po żydowsku mówi "pieprz się?
-Zaufaj mi.

- Icek, kupię od Ciebie 10 kubików drewna loco Puszcza Białowieska.
- Mosze, chętnie sprzedam. Ale a propós Puszcza: czy Twoja żona ciągle przebywa w Ciechocinku?

Jak się nazywa żądny krwi Żyd w amoku?
-Dżyngis Cohen.

-Estera, kiedy potrzebujesz pieniędzy jesteś dla mnie bardzo miła - mówi Mosiek do swojej połowicy.
- Ach, Mosze, ale przecież ja zawsze jestem dla Ciebie miła...
- No właśnie!

Kupiec Szmul Ginsberg znany jest wśród znajomych z tego, że gdy już wytarguje korzystną ofertę u dostawcy, nigdy nie płaci należności. Widząc, że właśnie prowadzona jest "transakcja", kolega Goldberg odciąga Ginsberga na stronę i pyta szeptem:
-Aj Szmul! Dlaczego ty się z tym nieborakiem targujesz? Przecież i tak mu nie zapłacisz!
Na to Ginsberg również ściszonym głosem odpowiada:
-Słuchaj mnie Goldberg. To taki fajny chłop. Ja mu po prostu chcę  zmniejszyć poniesione straty!...

Do banku w Nowym Jorku wchodzi chasyd i prosi o udzielenie mu kredytu w wysokości pięciu tysięcy dolarów. Mówi, że wybiera się na dwa tygodnie do Europy i potrzebuje 5000 $. Urzędnik oświadcza, że w takim wypadku, bank wymaga zabezpieczenia że pożyczona kwota zostanie zwrócona. Pyta więc, jakie zabezpieczenie może zaoferować. Chasyd  mówi, że proponuje swego Rolls Royce'a, który stoi właśnie przed bankiem. Po sprawdzeniu, że samochód jest rzeczywiście własnością klienta oraz że jego wartość znacznie przekracza wymagana wartość zabezpieczenia, urzędnik przygotowuje wszystkie niezbędne dokumenty i podpisuje umowę. Zadowolony chasyd wychodzi. Rolls Royce wędruje do podziemnego garażu banku gdzie czeka na swój los.
Po dwóch tygodniach chasyd wraca do banku. Urzędnik oświadcza, że zgodnie z umową należy wpłacić kwotę 5000$ plus piętnaście dolarów i trzydzieści dwa centy jako procent. Mówi ponadto:
-Cieszymy się bardzo z tej umowy, ale jeśli szanowny pan pozwoli, mam pewne nurtujące mnie pytanie: Widzi pan, w czasie jak pana nie było, pozwoliliśmy sobie sprawdzić stan pańskich finansów i ku naszemu zdumieniu okazało się, że jest pan multimilionerem. Pozostaje dla mnie wszak zagadką, dlaczego osoba tak zamożna zwróciła się do nas z wnioskiem o pożyczkę tak niewielkiej kwoty?
-A gdzie ja bym w Nowym Jorku znalazł strzeżony parking na dwa tygodnie za piętnaście trzydzieści?!?

Samuel ukradł rabinowi jego zloty zegarek. Czuł się jednak z tym nieswojo. Po kolejnej nieprzespanej nocy, dręczony wyrzutami sumienia, przyszedł do rabina zrzucić swe brzemię"
-Rabbi, ukradłem złoty zegarek.
-Samuelu, to zabronione! Powinieneś go natychmiast oddać!
- Rabbi, to co w tej sytuacji ją powinienem zrobić?
-Oddaj go właścicielowi.
-Chce go Rabbi ode mnie wziąć?
-Nie, Samuelu Powinieneś go zwrócić właścicielowi!
-A jeżeli właściciel go nie chce?
-W takim razie możesz go zatrzymać...

Siedzi Żydówka na ławce w parku, a w piaskownicy bawią się jej mali synkowie. Dosiada się druga pani i mówi:
-Jakie ładne dzieci, ile mają latek?
A mama na to z wyniosłą miną:
-Sędzia ma trzy latka, a mecenas dwa.

Stara żydówka spadła ze schodów i skręciła kark. Już prawie nie żyjąc ostatnim tchem wzywa lekarza. Przyszedł lekarz.
- Pani mnie wołała?
- Panie doktorze, mam śliczną córkę na wydaniu...

Czy się różni żona-katoliczka od żony-żydówki?
-Katoliczka ma autentyczne orgazmy i lipną biżuterię…


W 1968 roku centrala handlu zagranicznego w Warszawie, chcąc się pozbyć towarzysza Rozencwajga, wysłała go do Rzymu z poleceniem służbowym, aby załatwił tam eksport polskiego makaronu do Włoch. Po trzech dniach Rozencwajg wraca z podpisanym kontraktem. Wobec tego wysyłają go do Paryża z poleceniem, aby załatwił eksport polskich perfum do Francji. Rozencwajg po dwóch dniach wraca ze wspaniałym kontraktem. Zrozpaczona dyrekcja wysyła go do Pekinu, aby załatwił eksport polskiego ryżu do Chin. po tygodniu telefonują.

-Dlaczego tak długo, towarzyszu Rozencwajg?

-Co znaczy długo? Czy ja mogę tak ze środy na czwartek znaleźć w Chinach jednego z naszych?

Spotykają się dwaj starsi Żydzi
- Jakov Nissenbaum umarł. Idziesz na pogrzeb?
- Czemu mam iść? On na mój przyjdzie??

Abraham, stary żydowski imigrant jest sprzedawcą tekstyliów. W Londynie mieszka po sąsiedzku z Craigiem, największym antysemitą w mieście, w dodatku lubiącym dokuczać Abrahamowi. Pewnego dnia Craig dzwoni do Abrahama i mówi:
- Hej, żydzie! Chce kupić sztukę pomarańczowego płótna. Ma być długości od czubka Twojego fiuta do czubka nosa. I ma być na jutro. Abe na to mówi:
-OK!
Następnego ranka Craig budzi się słysząc ciężarówki. Wybiega przed dom i widzi tuziny ciężarówek z pomarańczowym materiałem. Wkrótce całe podwórze jest pokryte pomarańczowymi belami.. Abraham wręcza Craigowi rachunek na 12 tysięcy dolarów. Craig zaczyna się miotać.
-Co ty wyprawiasz?!? Zobacz co żeś zrobił! Ja cię do sądu podam! Co masz na swoją obronę?
Abraham na to uśmiechając się wstydliwie:
-Czubek mojego fiuta został w Polsce...  

Chaim Kohn patrząc na obraz „Święta rodzina”
- Dachu nad głową nima, łóżek nima, na pieluchy nima, ale się przez Siemiradzkiego dać namalować - jest!!

Abraham wchodzi do pubu i widzi Mojsze siedzącego przy barze. Podchodzi do niego i pokrzepiająco poklepuje go po ramieniu mówiąc:
- Aj waj! Mosze! Tak mi przykro z powodu tego pożaru w magazynie!
Mosze na to macha rękami i szeptem:
- Ciiiiiiiiiiichooooo! To dopiero jutro!...   

Mojsze jest członkiem synagogi Hendon. Pewnego dnia dzwoni do rabina synagogi  Boro Park i prosi go o pomoc.
- Rabbi! Wszystko, co posiadałem, straciłem w pożarze. Nie mam nic z wyjątkiem tego tu ubrania co je mam na sobie...
- Czy masz może list od swojego rabina, który potwierdza ten pożar? –pyta rabin Goldman
- Miałem. Niestety, list też się spalił...

Do Jerozolimy wysłano dziennikarza pewnej poczytnej gazety. Zakwaterowano go w hotelu, którego okna wychodzą na Ścianę Płaczu. Po kilku tygodniach pobytu zdał sobie sprawę, że kiedy tylko nie wyglądał przez okno, widział pod Ścianą sędziwego żyda, który nieustannie gorliwie się modlił. Dziennikarska żyłka mówiła mu, że w tym może się kryć jakaś historia godna artykułu. Zszedł tedy na dół. Poczekał, aż Żyd na chwilę przestanie się modlić, po czym zagaił:
-Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Widzę pana codziennie jak pan przychodzi tu. O co się pan tak modli?
-O co się modlę? No cóż. Rano modlę się o pokój na świecie. Później modlę się o braterstwo między ludźmi. Wracam do domu, wypijam herbatę i wracam tu, aby się pomodlić o starcie z tego świata wszelkich chorób i nieszczęść.
Pobożna żarliwość starego ujęła żurnalistę.
-Czy ja dobrze rozumiem? Pan tu codziennie przychodzi żeby się o to modlić?
Żyd smutno skinął głową.
-Proszę pana, proszę mi tylko jeszcze powiedzieć, od jak dawna pan tu przychodzi?
-Bo ja wiem, od dwudziestu... może i dwudziestu pięciu lat...
Dziennikarza wręcz zatkało!
-To znaczy, że Pan tu przychodzi CODZIENNIE od ponad dwudziestu lat?!?
Stary przytakuje.
-I jak się pan czuje przychodząc tu i modląc się o to wszystko?
Stary żyd na to:
Jak ja się czuje? Panie! ja się czuje jakbym gadał do ściany!!!  .

Abraham spotyka Mosze.
- Nu Mosze, jak tam sprawy?
- Aaa... dobrze,  dziękuję. Robię teraz w wyścigach konnych. Mam parę pewniaków i ostatnio sporo wygrałem.
- A jak bym ja chciał się podczepić?...
- No cóż, mam na sprzedaż wierzchowca. Miał 24 starty i dziewięć razy wygrał. Odstąpiłbym ci go za 120 tysięcy.
Abraham zgadza się i wręcza czek wypisany na 120 tysięcy dolarów. Po trzech dniach, podniecony Abe czeka przed bramą na zakupiony towar. Podjechała furgonetka ze specjalną przyczepą. W środku jak się okazało, znajdował się zdechły koń.
Przez następne tygodnie dziwnym trafem, Mojsze unikał jakoś Abrahama. W końcu jednak spotkali się.
- Nu, Mojsze, jak sprawy?
- Nieźle, a u ciebie?
- Świetnie!- Odpowiada Abraham.
- A się na mnie nie gniewasz, że ja ci sprzedałem ten zdechły koń?
- No cos ty! Wcale. Ja na nim zarobiłem kupę forsy!
- Jak to? Przecież zdechł!
- Wiesz... zrobiłem loterię fantową. Sprzedałem sto tysięcy losów po pięć dolarów. A nagroda był koń wyścigowy...
- I zwycięzca się nie wściekł jak zobaczył, że wygrał zdechłego rumaka?
- Abraham wzruszył ramionami:
- No to mu oddałem te jego pięć dolarów... 

Nathan Rothschild, mieszkający w Londynie był w początkach dwudziestego wieku jednym z najsłynniejszych finansistów  tamtych czasów. Pewnego dnia, gdy wysiadał z taksówki, wręczył taksówkarzowi zapłatę oraz nadspodziewanie skromny napiwek.
Kierowca na to:
Wie pan panie Rothschild, pańska córka Julia daje mi napiwki znacznie większe niż ten!
-Stać ją na to. Ma bogatego ojca...
 

Rozmawia sobie Żyd z Chińczykiem. Mojsze uprzejmie napomknął jak mądrym narodem są Chińczycy.
-Tak... –powiedział Chińczyk. – Nasza kultura ma już ponad 4000 lat. Ale we, Żydzi także jesteście bardzo mądrzy.
-Zgadza się. –mówi na to Żyd. A nasza kultura trwa od 5000 lat...
-Niemożliwe!- mówi Chińczyk – To  gdzie żeście jedli przez tysiąc lat?...

I Bóg przemówił do Mojżesza:
-Mojżeszu! Mam dla ciebie dwie wiadomości. Dobrą i złą.
Mojżesz na to:
-Jaka jest dobra?
I Bóg odparł:
-Mojżeszu! Oto ja spuszczę plagi na plemię egipskie. Sprawi, że w ich rzekach zamiast wody popłynie krew. I ich domy nawiedzi plaga żab. I wszy oblezą ich ciała. I wyroi się mnóstwo much. I bydlęta ich zdechną. Sprawi, że obumrą plony ich, a wszelkie rośliny zielone, które nie obumrą, zje szarańcza na polach ich. I spuszczę ciemność na ziemię egipską na trzy dni i trzy noce.
I poprowadzę cię poprzez ciemność jak snop światła przez mrok za dnia, a jako słup ognia w nocy. Będę karmił cię manną, którą wyda ziemia aż do dnia, gdy Dzieci Izraela nie ujrzą ich ziemi mlekiem i miodem płynącej.
Mojżesz na to:
-Świetnie Panie! To cudowne. Co wobec takich uczynków może być złą wiadomością?
-Napiszesz Mojżeszu oświadczenie dla Senackiej Komisji do spraw Ochrony Środowiska...

Syn mówi do ojca:
-Ojcze, pożycz mi 50 rubli.
Ojciec na to:
-Czterdzieści rubli? A na co ci trzydzieści rubli?

Rabin Landau przez całe życie żałował, że nie skosztował nigdy wieprzowiny. Pewnego dnia, na odległej wyspie tropikalnej, zameldował się w hotelu. Myślał sobie przy tym „Nikt mnie tu nie znajdzie”
I pierwszego wieczora idzie sobie do restauracji i zamawia specjalność zakładu pieczonego prosiaka. Czekając na danie, słyszy jak ktoś woła jego nazwisko. Odwraca się i własnym oczom nie wierzy, oto ku jego stołowi zmierza grupka członków jego kongregacji. Co za pech! Że też musieli się wybrać na wczasy w ten czas. I to właśnie na jego wyspie, i przyjść do jego stolika... W tym momencie do stolika podchodzi kelner z półmiskiem. Stawia go przed rabinem. Soczysty prosiaczek z przyrumienioną skórką, w ryjku smaczne jabłuszko.
-Pańskie zamówienie, Sir. –mówi kelner kłaniając się w pas.
Rabin nie traci jednak werwy i wola do swoich ziomków:
-No czy byście uwierzyli? Zamawia człowiek jabłko i zobaczcie jak je tu podają!

Młody żyd-homoseksualista dzwoni do swej mamusi. Mówi jej że zdecydował się wrócić do normy, bo spotkał wspaniałą dziewczynę i zamierza się z nią ożenić. Zapewnia, że mama poczuje się teraz lepiej bo nareszcie porzuca swoje seksualne preferencje, które jak wie, sprawiały jego mamie wielka przykrość.
Matka na to:
-Przypuszczam, że chyba bym się za dużo spodziewała mając nadzieję, że ta dziewczyna będzie żydówką?
-Ależ skąd mamusiu! Właśnie że jest Żydówką. I to nie byle jaką żydówką. Jest z bardzo bogatej rodziny z Beverly Hills.
-A jak się nazywa? Może znam?...
-Monika. Monika Lewinski.
Nastała grobowa cisza. Potem matka pyta:
-A ten miły pastor, z którym żeś sypiał zeszłej wiosny?
(dla niewtajemniczonych: bohaterka głośnego skandalu seksualnego dotyczącego prezydenta Billa Clintona- patrz Afera Rozporkowa)

Irlandia Północna. Na ulicy siedzi dwóch żebraków. Jeden z nich trzyma w ręku krzyż, drugi gwiazdę Dawida. Przed każdym leży kapelusz na datki. Ludzie przechodzą patrzą, zadzierają nos do góry koło człowieka z gwiazdą Dawida  po czym wrzucają pieniądze do kapelusza człowiekowi z krzyżem. Po jakimś czasie kapelusz żebraka z krzyżem jest napełniony po brzegi. Drugi kapelusz jest pusty. W pewnym momencie do mężczyzn podchodzi ksiądz, który widział cały rozwój wydarzeń. Zwraca się do żebraka z gwiazdą Dawida:
-Dobry człowieku, czy nie wiesz, że jesteś w chrześcijańskim kraju?  Trzymając gwiazdę Dawida nie dostaniesz ani pensa!
Zagadnięty żebrak zwraca się swojego kolegi:
- Patrz Mojsze, będzie nas tu taki marketingu uczył!

Na izbie dziecięcej, przed salą operacyjną leżą dwa dzieciaki. Jeden z nich przekręca się do drugiego i pyta:
-Po co cię tu przywieźli?
Drugi dzieciak na to:
- Maja mi wyciąć migdałki i trochę się denerwuję.
Pierwszy na to:
- Nie bój nic. To bulka z masłem. Miałem to samo jak miałem cztery lata. Uśpią cię, a jak się obudzisz, to ci dadzą dużo galaretki i loda.
Drugi dzieciak mówi:
- A po co ty tu jesteś?
- Ja tu na obrzezanie... – powiada pierwszy.
- Uuuuuauuu! Ja miałem to samo jak się urodziłem. Nie byłem w stanie chodzić przez rok!
(obrzezania dokonuje się małym żydowskim chłopcom w parę dni po urodzeniu. Odcina im się z siusiaka napletek. Nic więc dziwnego, że nie mógł chodzić 😁 )
 
Pan Kahanowicz w klubie golfowym podchodzi  do kierownika i prosi o zorganizowanie powrotu do domu, bo zepsuł mu się samochód.
Oczywiście – mówi kierownik. O, idzie pan Goldberg, poproszę go o przysługę.
-Jasne, niech pan wskakuje do mojego Rolls Royce’a!
Jada sobie, lecz po chwili pan Kahanowicz pyta:
Przepraszam pana, co to jest tu koło kierownicy to okrągłe co ciągle robi „cyk cyk cyk?”
-To jest zegar cyfrowy.
-Aha, a to okrągłe co ma taka wskazówkę która się podnosi i opada?
-To jest prędkościomierz...
Przepraszam, a jeszcze...
-Słuchaj pan, panie Kaganowicz! –mówi zniecierpliwiony Goldberg. Ja widzę żeś pan nigdy nie siedział w Rolls Royce...
-Nigdy na przednim siedzeniu – mówi cicho Kaganowicz.


Żaba Kermit zwierza się Fozziemu:
-Wiesz, mam niezłego zgryza. Świnka Piggy powiedziała mi jak byliśmy sami za kurtyną, że gdybym ją chciał skonsumować, to ona jest chętna..
-I w czym problem?- pyta Miś Fozzie. - Jesteś prawiczkiem?
-Nie - westchnął Kermit. -Jestem żydem...

-Tak miło mi było cię znowu zobaczyć! Jakbyś kiedyś w Odessie, koniecznie wpadnij mnie odwiedzić.
-Ale jaki masz adres?
- Nie może być prostszy! Znasz główną ulicę Odessy, Rybacką? No! To świetnie. To idziesz nią od dworca i skręcasz w drugą przecznicę w lewo. Idziesz dalej prosto, aż dojdziesz do wielkiej kamienicy z arkadami po prawej. Wtedy przechodzisz na środek ulicy i krzyczysz: Rabinowicz!!! I zobaczysz głowy wychylające się ze wszystkich okien z wyjątkiem jednego. To jest moje okno. Bo ja się nazywam Szapiro...

Na ławeczce w parku siedzi sobie Abraham i czyta antysemicka gazetkę. Podchodzi do niego Salomon, spogląda z obrzydzeniem na gadzinówkę i czyni wyrzuty przyjacielowi, że ten czyta takie ohydne pismo zamiast „Kroniki Żydowskiej”.
-Widzisz Szlomo – mówi ze smutkiem w glosie Ab – w „Kronikach” stoi o mieszanych małżeństwach, o antysemityzmie, o problemach w Palestynie. O wszystkich możliwych zmartwieniach, jakie mogą się zwalić na biedne żydowskie głowy... A ja lubię czytać o czymś co daje otuchę. A tu widzisz: zawsze piszą tylko o tym, że Żydzi mają w ręku światową finansjerę, że Żydzi kontrolują świat filmu, że Żydzi trzymają w garści prasę. To ja już wolę czytać dobre wiadomości!

Kupiec Rosenfeld wyjechał w interesach, niestety, nie był w stanie wrócić na szabas do domu. Postanowił więc pójść na pocztę i nadać telegram do żony. Stanął przed okienkiem i zaczął dyktować panience treść:
„Żono moja Saro/ Interesy załatwiłem dobrze/ Nie zdążę wrócić w sobotę /Przyjadę w niedzielę/ pozdrawiam/ Twój kochający mąż Moniek.”
-Przepraszam, że się wtrącam –odezwała się urzędniczka – Ale to cała epistoła. Będzie bardzo drogo kosztowało. Może pan coś skreśli... – podała mu treść zapisanego telegramu.
Pan Rosenfeld zaczął się zastanawiać: 
„Żono Moja”. Żona- a co ona niby dla mnie jest? Znajoma? przyjaciółka? Ona przecież dobrze wie, że jest żoną. Moją żoną. Skreślił. „Saro”- To co, to ona może nie wie jak się nazywa? Śmieszne! Skreślił. „Interesy załatwiłem dobrze”- No a jak ja miałem załatwić? Ja jestem kupiec od czterdziestu lat. I mój ojciec był kupiec i dziad też. Ja żyję kupiectwem. Czy ja kiedy źle załatwiłem interesy? Czy  Sara nie wie jak ja załatwiam interesy? Skreślił. „Nie zdążę wrócić w sobotę”- Przepraszam, jakbym ja mógł, to ja bym nie przyjechał na sobotę? Czy ja bym nie wolał usiąść prze stole z całą rodziną, tylko się tłuc po obcych miastach i spać w jakimś hoteliku? Przecież skoro nie przyjechałem, to znaczy że nie mogłem. I ona to dobrze wie. Skreślił. „Przyjadę w niedzielę”- Przecież jak nie mogłem przyjechać w sobotę, to kiedy ja mogę przyjechać?! Nie będę tu siedział nie wiadomo ile w obcym mieście, skoro już ubiłem interes. Jasne, że przyjadę w niedzielę. „Twój”- Ha! ładnie by mnie urządziła, jakbym ja chciał być czyjś inny... Skreślił. „Kochający” – Jak ja jestem jej mąż, to jaki ja niby mam być?... Skreślił. „Mąż” A kto ja niby jestem. To co?!? To ona może nie wie, z kim trzydzieści lat temu brała ślub pod baldachimem? Wiadomo że ze mną, a nie z Bolesławem Chrobrym. Skreślił. „Moniek” – To co! Może ona jeszcze nie wie, jak się jej własny mąż nazywa! Skreślił. Podszedł do okienka i uprzejmie poinformował urzędniczkę:
-Dziękuję pani bardzo. Już nie trzeba telegramu...

Dwaj panowie stoją sobie w toalecie na stacji Kraków Główny. Jeden odzywa się w te słowa:
-Przepraszam, pan może z Kazimierza?
-Tak, a skąd pan wie?
-I tak sobie myślę, należy pan do kongregacji przy synagodze Remuh?
-Rzeczywiście ale skąd pan to wszystko...
-Czy rabin Jabłonowicz nadal jest tam u was mohelem?
-Tak! Panie Skąd pan to wszystko wie?
-Bo on zawsze tnie trochę po skosie, a pan mi siusia na buta...
(mohel to osoba dokonująca obrzezań)

Po ulicy Nowego Jorku idzie sobie człowiek i widzi szyld warsztatu krawieckiego „COHEN and O'REILLY”. Wchodzi i widzi za ladą typowego żydka. Mówi więc mu o tym, jak bardzo poruszyła go ta niecodzienna sytuacja, że w jednym warsztacie pracują żyd i Irlandczyk, którzy przecież w historii nie raz skakali sobie do gardeł.
-I to dla szanowny pan jest niespodzianka?- mówi żydek zza lady
-Nooo, taaak... Cohen i O’Reilly razem, to takie odmienne, taka niespodzianka że aż łapie za serce...
-No to szanowny panie, ja mam dla pana jeszcze jedna niespodziankę: to JA jestem O’Reilly!

Jaka jest różnica między harcerzami a żydami?
-Harcerze WRÓCILI Z OBOZU...

Żebrak żyd zaczepia przechodnia:
-Panie prezesie, pokornie upraszam o ćwierć dolara na kueb kawy...
Zdumiony człowiek pyta:
-A gdzie to dostaniesz kawę za 25 centów?
-A kto kupuje W DETALU?

Żona rabina udaje się do rytualnej łaźni. Jest piątek. Wszystkie łazienki są od dawna zajęte. Czeka dość długo. Wtem do łaźni wchodzi, szeleszcząc seksownymi sukniami piękna dama, znana z lekkich obyczajów. Ledwie służba łaziebnych ją ujrzała, rzuciła się do przygotowania łaźni. Niemal siłą wypraszają jakąś maruderkę i na jej miejsce wchodzi owa kurtyzana. Oburzona żona rabina biegnie do kierownika łaźni. ten na jej skargi wzrusza ramionami.
-Niech pani postara się zrozumieć. Niech się pani nie obraża, ale na panią czeka jedynie nasz wielebny rabin... A na nią?- całe miasto!

Żydowski telegram: „Zacznij się martwić. Szczegóły wkrótce”

Koło izraelskiego wybrzeża kolebie się przepływając niewielka łajba. Człowiek na jej pokładzie krzyczy ku brzegowi:
-Ahoj!
Na to z brzegu Mojsze odkrzykuje:
-Ahoj- joj – joj!...

Mojsze miał operację i właśnie dochodzi do siebie w izolatce gdy nagle wchodzi tam zakonnica. Widząc chorego pacjenta stara się dodać mu otuchy. Rozmowa zaczyna się rozwijać. Zakonnica zaczyna pytać go o życie rodzinne. Pyta więc czy ma dzieci. Mojsze jej na to, że i owszem, on i jego żona Ewa mają już jedenaścioro dzieci.
-No, no – kiwa z uznaniem siostrzyczka. –Jedenaścioro dzieci, dobra katolicka rodzina. Pana proboszcz musi być z was bardzo dumny.
-Ale ja proszę pani nie jestem katolikiem. Jestem żydem...
-Ty MANIAKU SEKSUALNY!!!

Do rabina zagląda młoda żydówka.
-Rabbi, doradź! Jestem matką już ośmiorga dzieci. Już nie wiem, co robić.
-Dam ci radę: Kup sobie duży garnek i codziennie wieczorem w łóżku kładź w niego obie nogi.
Kobieta odeszła, ale po paru miesiącach wróciła do rabina.
-Rebe! Ja znów będę miała dziecko!
-A czy uczyniłaś tak, jak ci przykazałem?
-Byłam na targu, ale nie mogłam dostać dużego garnka... No to kupiłam dwa małe...

Do mieszkania rabina wpada zrozpaczony żyd:
-Pomóż, rabbi! Mój syn zwariował!
-Uspokój się. Dlaczego niby miał zwariować?
-Wyobraź sobie, wchodzę do niego, a tam... Tfu! na talerzu leży szynka, a w łóżku leży chrześcijańska dziewczyna!
Rabin uśmiecha się i uspokajająco mówi:
-Nie się nie bój. Twój syn nie zwariował. Co innego, gdyby na talerzu leżała chrześcijańska dziewczyna, a w łóżku leżała szynka. Póki co, twój syn jest zupełnie normalny!

Pewien żyd miał problemy ze swoim synem.  Udał się więc po poradę do swojego rabina.
Rabbi, poradź mi co robić. Wysłałem go do znakomitej hebrajskiej szkoły, wyprawiłem mu bardzo kosztowna barmicwę a on mi teraz mówi, że zostanie chrześcijaninem. W czym tkwi mój błąd?
Rabbi mu na to:
-Zabawne że akurat do mnie z tym przychodzisz. Ja też miałem syna, też go wysłałem do szkół, wyprawiłem barmicwę. I on również któregoś dnia mi oświadczył, że zostanie chrześcijaninem.
- I co rabbi zrobił?
- Zwróciłem się o pomoc do Boga.
- A co on na to powiedział?
-„Zabawne, że akurat do mnie z tym przychodzisz...”  


Pierwszy żyd-prezydent USA

Wybrano po raz pierwszy prezydenta-żyda. Dzwoni do matki. Mamo, wygrałem wybory. Przyjedź na zaprzysiężenie...
-No... Nie wiem. Co ja mam na siebie włożyć?
-Nie martw się, przyślę do ciebie krawca.
-Ale ja jadam tylko koszerne.
-Mamo! Przecież jestem prezydentem. Załatwię że dostaniesz koszerne jedzenie!
-Ale jak ja tam trafie?

-Przyślę po ciebie limuzynę na lotnisko. Tylko przyjedź. 

 -No dobrze jak cię to ma ucieszyć...
Nadszedł wielki dzień, mamę usadowiono koło przyszłych członków Gabinetu. Matka szturcha jegomościa  siedzącego koło niej.
-Widzi pan tego mężczyznę z ręką na Biblii? Jego brat jest lekarzem!!!"

Do rabina przychodzi młodzieniec:
-Rabbi, ty mi poradź. Nie wiem, co mam wybrać.
-O co chodzi?
-Mam się żenić czy nie? Ojciec panny młodej jest wykształconym i szanowanym człowiekiem...
-Więc się żeń.
-Ale panna jest brzydka jak wielbłąd...
-To się nie żeń.
-Ale on mnie chciałby na wspólnika do interesu...
-Żeń się!
-Ale ona utyka na jedną nogę!
-Więc się nie żeń...
-Ale on jej da w posagu dwadzieścia tysięcy rubli w srebrze...
-No się żeń
-Ale ta dziewczyna jest okropną złośnicą... – po chwili zwraca się ponownie
-Tak więc, co mi radzisz, rabbi?
-Ja myślę, że powinieneś... się wychrzcić.
Młodzieniec jest zaszokowany:
-Jak to? Dlaczego?
-Bo będziesz wtedy zawracał głowę księdzu, a nie mnie!

Do dyrektora domu handlowego zgłasza się młody żydek i prosi o pracę.
-Jakie pan ma doświadczenie? -pyta dyrektor.
-Trochę jeździłem z ojcem, który handluje czym się da... Ale przydam się panu. Naprawdę!
„Nie zaszkodzi spróbować, najwyżej jak jest do niczego, to go w mig wyrzucę. Wielkiej straty nie będzie...”- pomyślał w duchu dyrektor. Na głos zaś mówi:
-Dobrze, dam ci szansę. Pójdziesz na stoisko pakowania zakupów i masz robić to wszystko, co ci Bob każe. Zadzwonił po Boba. Kazał im się udać do pracy. Postanowił, że po paru godzinach podejdzie cichcem od zaplecza, aby się przypatrzyć, jak młody sobie radzi. Co postanowił, to uczynił. Idzie i oczom nie wierzy. Bob uwija się jak w ukropie pakując nowiutki sprzęt wędkarski. Najdroższy, jaki tylko był w sklepie. Słyszy, jak żydek do kogoś przemawia:
-Szanowny pan nie pożałuje. Szanowny pan może pożałować tylko jednego: że najlepsza ryba z brzegu nie bierze. Ale traf chciał, że jak raz mamy przepiękny i w pełni bezpieczny ponton. - rzuca w stronę Boba:
Bob, spakuj też ponton i dopisz do rachunku! - po czym kontynuuje:
Ja też łowiłem rybki i wiem, że najlepsze są pstrągi i łososie na zakolu górskiej rzeki. Tyle że mało ludzi o tym wie. A to dlatego, że strasznie trudno tam dojechać. Ale nie gdy się ma terenowy samochód. I ma pan wielkie szczęście. Bo mamy ostatni egzemplarz łazika. Doskonały, limitowana seria, oszczędzi pan majątek bo panu z ceny opuszczę. O tu, zechce pan podpisać. OK. Bob masz tu kluczyki, zanieś do łazika i zawieź panu wszystko pod wskazany adres. Pan ci powie gdzie...
Dyrektor jest bardziej niż zszokowany. Poczekał, aż klient i Bob wyjdą. Bierze pod ramię młodego kandydata na sprzedawcę i uradowany woła:
-Panie Samuelu, angażuję pana od razu! Znakomicie sobie pan poradził. W życiu nie widziałem, żeby tak od wędki dojść do transakcji na terenowy samochód! No, no...
-Dziękuję bardzo. Bardzo mi zależało. Ale... tylko... bo... Ja się panu muszę szczerze przyznać. Ten pan wcale nie przyszedł tu po wędkę... On tu przyszedł kupić paczkę podpasek. Ja mu w oczy spojrzałem i mówię:
-Paczkę podpasek, co? Pewnie szanowna małżonka ma okres? Co pan będziesz w domu siedział!? Jedź-że se pan na ryby!...
Do ginekologa przychodzi stroskana żydówka.
-Panie doktorze. Właśnie wróciłam z USG. Mówią, że synek jest nieprawidłowo ułożony. Termin już lada chwila, a on tam dupką do przodu... Poród się zanosi na bardzo ciężki. Bardzo się boję!...
Lekarz ogląda ułożenie, potwierdza nieprawidłowe ułożenie, wypytuje pacjentkę o różne szczegóły, w pewnym momencie pyta:
-Przepraszam, pani jest żydówką?
-A ojciec dziecka?
-Też...
-Niech się pani nie martwi. Mały się wykręci...

W latach czterdziestych organizowano wiele charytatywnych imprez, z których dochód przeznaczano na nowo powstające państwo Izrael. W czasie jednego z takich spotkań, przybyli na taką imprezę bogaci amerykańscy Żydzi. Po wystawnej fecie sięgają do portfeli i zapada niezręczne zażenowanie.
Jeden z obecnych zwraca się do organizatora:
- Ile mamy dać?
Organizator nie jest przygotowany aby po prostu udzielić odpowiedzi wymieniając konkretną kwotę. Dlatego po chwili zastanowienia mówi:
- Powiem wam tak, Żydzi: Dajcie tyle, żebyście spać nie mogli!


Do człowieka w chałacie podbiega jakiś mężczyzna. Pyta:
-Przepraszam, czy pan jest może żydem?
-Tak- mówi uśmiechając się zagadnięty.
Na to, rozmówca buch! go w twarz.
-A to niby za co? – pyta zaskoczony żyd.
-Wyście zabili Chrystusa! – oświadcza napastnik.
-Ale to było niemal dwa tysiące lat temu...- oświadcza żyd.
-Ale ja się dopiero wczoraj o tym dowiedziałem!...

Na pustyni Negev w Izraelu odkopano mumię. Dość rzadkie znalezisko. Po oględzinach, archeolog starannie zapakował ją i wysłał do kustosza Muzeum Narodowego w Jeruzalem z adnotacją: „Znaleźliśmy wczoraj pojemnik zawierający mumię. Wiek mumii: 3000 lat. Przyczyną zgonu był atak serca.” Dyrektor zdumiał się precyzją postawionej diagnozy, jako że tego typu dane wychodzą na jaw dopiero po gruntownej analizie przy użyciu najnowszych zdobyczy naukowych. A tych na pewno archeolog  pod ręką nie miał. Dyrektor natychmiast zarządził niezależną ekspertyzę. Po tygodniu wysłał do archeologa telegram: ”Miał pan racje co do mumii. Skąd pan wiedział, jaki był wiek mumii i przyczyna zgonu?”
Odpowiedz: „To było dziecinnie proste. W ręku miał zaciśnięty papirus -pokwitowanie, a na nim było napisane „10 000 szekli na Goliata”


 Po Manhattanie spaceruje sobie japoński turysta. Próbuje znaleźć sklep Bloomingdale’a. Bez powodzenia. Zatrzymuje kobiecinę, żydówkę z Polski. Pyta:
Przepraszam, gdzie tu jest sklep Biomineralogie?
Na to ta z zaciętą miną odpowiada:
-Znaleźliście Pearl Harbor, to se teraz znajdźcie Bloomingdale’a!

Pan Kon był owego dnia strasznie zdenerwowany. Napotkanemu przyjacielowi oświadczył w gniewie bez owijania w bawełnę.
-Słuchaj Josełe. Powiem ci, że wszystkie kobiety to kurwy!
-Bój się Boga! Chaim! WSZYSTKIE?!? To znaczy, że twoja żona i twoja siostra też?
Pan Kon zatrzymuje się, chwilę się zastanawia, po czym bezradnie rozłożył ręce:
-Trudno. Słowo się rzekło!

Para papug 

Do rabina przyszła kobieta i stroskana mówi:
Rabbi, mam straszny kłopot. Kupiłam sobie dwie gadające papugi. Samiczki. Ale jak już się odezwały, to w kółko zaczęły powtarzać jedno i to samo.
-To znaczy co- pyta zaintrygowany rabin.
-„Cześć! Jesteśmy tanie dziwki. Chcecie się zabawić?”- kobieta załamuje ręce.
-To rzeczywiście straszne – mówi rabin i drapie się w głowę.- Ale mam chyba rozwiązanie. Przynieś mi te papużki. Włożymy je do klatki, w której mieszkają moje dwa samczyki, których nauczyłem hebrajskiego. Moje papużki oduczą twoje powtarzania tego paskudnego sformułowania. A może nawet naucza się modlić jak moje...
-Och dziękuję ci, rabbi. To cudownie!
Następnego dnia pani przyniosła swoje samiczki w klatce. Patrzy, a w klatce rabbiego siedzą dwa ptaszki w jarmułkach i kiwając się na trapezie, odprawiają modły. Kobieta wkłada swoje papużki do klatki, a te jak nie zaczną swymi skrzeczącymi głosikami gadać:
-„Cześć! Jesteśmy tanie dziwki. Chcecie się zabawić?”
-Jeden samczyk patrzy na drugiego. Spoglądają po sobie i wreszcie krzyczy:
-Ściągaj tę jarmułkę! Nasze modlitwy zostały wysłuchane

Trzech kupców miało składy obuwia w tej samej kamienicy. Drzwi w drzwi. Pewnego dnia kupiec z lewej strony wywiesił okazały szyld:
„Icchak Blum, Najtańsze buty w mieście Łodzi”
Następnego dnia, właściciel składu po prawej stronie wywiesił jeszcze bardziej przyciągający szyld z napisem:
„Tylko tutaj najtańsze buty w Polsce!”
Nazajutrz, nad środkowymi drzwiami pojawił się napis:
GŁÓWNE WEJŚCIE

Do rabina przyszła żydówka z problemem.
-Rebe, poradź. Mam koguta i kurę. Idą święta, a ja nie wiem, które z nich zarżnąć: koguta czy kurę? No bo jak zarżnę koguta, to kura się będzie martwić, a jeżeli zabiję kurę, to kogut będzie się strasznie martwić...
-Ależ zarżnij koguta...
Jak to, rabbi- protestuje kobieta – toż kura będzie się strasznie martwić!
-Twoje zmartwienie? Niech się kura martwi!

Swat do wdowca:
-Panie Maurycy, ja dla pana mam świetną partię. Panna ładna, bogata, z bardzo dobrego domu, bardzo moralna, pobożna, solidna i porządna...
-Jak ona jest taka dobra, pobożna, bogata i z dobrego domu to ona za mnie nie wyjdzie!
-Ona za pana wyjdzie. Pan masz na to moje słowo...
-Jeżeli ona za mnie wyjdzie, to ona MUSI mieć jakiś feler...
-No, jeden feler jest – niechętnie przyznaje swat. Ale tylko jeden!
-A jaki?...
-Ona ma zawsze bardzo ciężki poród...
 

Dzieci Izreala

W szkole hebrajskiej dzieci mają lekcję religii. Nauczyciel, pan Goldblat właśnie kończy temat. Ponieważ pozostało troszkę czasu, prosi o pytania. Mały Moryc podnosi nieśmiało rękę.
-O co chodzi Morycek?
-Psze pana ja jednego nie rozumiem. Według Biblii, Dzieci Izraela przeszły suchą nogą Morze Czerwone, nie?
-Zgadza się...
-... I Dzieci Izraela pobiły Filistynów, tak?
-Tak.
-A w innym miejscu stoi, że Dzieci Izraela pobiły Egipcjan i że Dzieci Izraela walczyły z Rzymem.
-No tak, ale jak brzmi twoje pytanie?
-Bo ja bym chciał wiedzieć, co przez ten cały czas robili DOROŚLI?

Do męża przybiegła rozdygotana żona:
-Kochany mój – zaczyna- ten twój kasjer, którego miałeś za uczciwego człowieka...
Mąż blednie, łapie się za serce i siada ciężko na stołek.
-Aj waj! Co się stało?
-On mi przed chwilą zrobił wyznanie miłosne.
Oblicze męża rozpromienia się.
-Oj, dzięki Bogu. Już myślałem, że uciekł z kasą...

-Salcie, ja z moim partnerem podpisałem ten kontrakt na 3 lata.
-Jak to?
-No tak. Ja daję doświadczenie, on daje pieniądze.
Żona na to załamuje ręce:
-Ty lepiej Isaac pomyśl, co to będzie za trzy lata!
-Nic! On będzie miał doświadczenie, a ja pieniądze...

Saula Łabędzia skazano na karę więzienia za udział w bójce. Niestety, w miasteczku gdzie mieszkał, nie było więzienia, więc aby odbyć karę- musiał dojechać pociągiem do Lublina. Wziął więc węzełek i udał się na dworzec kolei żelaznej. Po drodze spotkał swego kolegę, Izaaka. Ten widząc węzełek pyta:
-Gdzie się wybierasz?
Na to Saul wyjaśnia:
-Idę jechać siedzieć!

Kupiec Blomberg wzywa swego wspólnika, Iksińskiego:
-Panie Iskiński, od ośmiu lat jest pan moim wspólnikiem w interesach i mniej więcej od tyluż lat mnie pan okrada...
Iksiński czerwienieje, macha rękami i usiłuje zaprzeczyć, ale surowa mina Blomberga odbiera mu wszelką możliwość obrony, to też skruszony słucha dalej.
-Wiem, że gdy wyjeżdżam w podróże służbowe to pan chodzisz do mojej żony Sary w celach miłosnych...
Ale jak ja się dowiaduję, że moja najmłodsza córka Estera jest z panem w ciąży, to  ja pana ostrzegam: Niech pan nie przeciąga struny!...

Pewien jegomość chciał sobie uszyć garnitur. Dowiedział się w sklepie, ile materiału potrzeba na jego rozmiar, kupił i poszedł do krawca nazwiskiem Żółtko. Ten zmierzył go, potem obejrzał materiał, policzył na karteczce, po czym oświadczył:
-Niestety, proszę jaśnie pana. Materiału jest za mało. Nie wystarczy...
Klient oburzony mówi:
-Ależ w sklepie podałem moje wymiary i zapewniono mnie że wystarczy!
-Przykro mi, nie dam rady z tą ilością. Nie mogę przyjąć zamówienia.
-Pójdę do innego krawca! – powiedział urażony niedoszły klient i wyszedł.
U krawca Łabędzia rozmowa była zupełnie inna. Krawiec wymierzył policzył i umówił się na odbiór na najbliższy piątek.
O umówionej porze klient przyszedł po garnitur. Obejrzał, zadowolony zapłacił. Nazajutrz w synagodze widzi, że krawiec Łabędź stoi z synkiem, który na tyłku szorty a na głowie czapkę uszytą... a jakże... z jego materiału! Nic nie powiedział, tylko wybrał się do krawca Żółtko żeby mu wykazać, iż się pomylił.
-Panie Żółtko. Pan jesteś szubrawiec! Pan żeś mi oświadczył, że z tej ilości materiału nie wystarczy. A jak zaniosłem do Łabędzia, to nie dosyć, że mi wyfasował pierwszorzędny garnitur, to jeszcze swojemu synkowi uszył z resztek porcięta i czapkę! I co pan powiesz na takie coś?!? Hę?
-Tylko widzi wielmożny pan, ja mam bliźnięta...

Przemiana

Pewien żyd przeniósł się do katolickiej  dzielnicy. Co piątek sąsiedzi katolicy dostają szału bo w swoim ogródku – podczas gdy wszyscy w okolicy spożywają rybę- ten jakby nigdy nic smaży sobie stek. Pewnego dnia, sąsiedzi skrzyknęli się i poszli sprawę wyjaśnić. Wskutek ich namów, żyd udał się do kościoła. Tam, proboszcz pokropił go wodą i z tłumem wiernych zaintonował:
-Urodziłeś się żydem... Wychowano cię jak żyda... Od dziś jesteś katolikiem...
W następny piątek, pewni swego – sąsiedzi wychodzą na tarasy by się napawać spokojem piątkowego popołudnia. A tu widza, że sąsiad smaży sobie stek. Pokropił go wodą i zanucił:
-Urodziłaś się krową... Wychowano cię jak krowę... Od dziś jesteś rybą...

Do sklepu wchodzi Adam Birnbaum i mówi do sprzedawcy, że chciałby kupić dla żony prezent urodzinowy: wieczne pióro.
-Maleńka niespodzianka, co? – pyta z uśmiechem sprzedawca
-O nie! To będzie wielka niespodzianka! Ona myśli, że dostanie Mercedesa!...

Obok maleńkiego kramiku z jajami, który prowadzi stara żydówka, przejeżdża młody krewki hrabia.
-Ej, ty tam, po ile są jajka?
-Po grosiku, paniczu!
-A ile ich tam macie?
-Dwieście...
-To masz tu dwa złote i dawaj wszystkie!
-Nie mogę, proszę łaski wielmożnego pana...
-A to niby czemu? – dziwi się hrabia
-No bo czym ja będę dzisiaj handlowała?

Do dyrektora domu handlowego zgłasza się młody żydek i prosi o pracę.
-Jakie pan ma doświadczenie? –pyta dyrektor.
-Trochę jeździłem z ojcem, który handluje czym się da. Ale przydam się panu. Naprawdę!
„...Nie zaszkodzi spróbować, najwyżej jak jest do niczego, to go w mig wyrzucę. Wielkiej straty nie będzie...” –pomyślał w duchu dyrektor. Na głos zaś mówi:
-Dobrze, dam ci szansę. Pójdziesz na stoisko pakowania zakupów i masz robić to wszystko, co ci Bob każe. Zadzwonił po Boba. Kazał im się udać do pracy. Postanowił, że po paru godzinach podejdzie cichcem od zaplecza, aby się przypatrzyć, jak młody sobie radzi. Co postanowił, to uczynił. Idzie i oczom nie wierzy. Bob uwija się jak w ukropie pakując nowiutki sprzęt wędkarski najdroższy, jaki tylko był w sklepie. Słyszy, jak żydek do kogoś przemawia:
-Szanowny pan nie pożałuje. Szanowny pan może pożałować tylko jednego. Że najlepsza ryba z brzegu nie bierze. Ale traf chciał, jak raz mamy przepiękny i w pełni bezpieczny ponton. –rzuca w stronę Boba:
Bob, spakuj tę ponton i dopisz do rachunku – po czym kontynuuje:
Ja też łowiłem rybki i wiem, że najlepsze są pstrągi i łososie na zakolu rzeki. Tyle że mało ludzi o tym wie. A to dlatego, że strasznie trudno tam dojechać. Ale nie gdy się ma terenowy samochód. I ma pan wielkie szczęście. Bo mamy ostatni egzemplarz łazika. Doskonały, limitowana seria, oszczędzi pan majątek bo panu opuszczę. O tu, zechce pan podpisać. OK. Bob daj panu kluczyki, zanieś do łazika i zawieź panu wszystko pod wskazany adres. Pan ci powie...
Dyrektor jest bardziej niż zszokowany. Poczekał, aż klient i Bob wyjdą. Bierze pod ramię młodego sprzedawcę i uradowany woła:
-Panie Samuelu, angażuję pana! Znakomicie sobie pan poradził. Żeby tak od wędki dojść do transakcji na samochód! No, no...
-Dziękuję bardzo. Bardzo mi zależało. Ale... tylko... bo... Ja się panu muszę szczerze przyznać. Ten pan wcale nie przyszedł tu po wędkę... On tu przyszedł kupić paczkę chusteczek. Ja mu w oczy spojrzałem i mówię:
-Paczkę chusteczek, co? Pewnie szanowna małżonka znów ma okres? Co pan będziesz w domu siedział? Jedź-że pan na ryby!...

Do Starego Moryca Goldfarba przychodzi znajomy Mendel. Jest swatem. Traf chciał, że Goldfarb ma syna – starego kawalera. Przy wódeczce, żali się Mendlowi, że ten już za długo trwa w starokawalerskim stanie. Mendel zamyśla się i rozpromieniony mówi:
-Może by ci wyswatać Izaaka? Niedrogo wezmę...
-Nie... Dziękuję ci. To jest dorosły chłopak. Niech sam decyduje o tych sprawach...
-Ale posłuchaj do końca. Panną młodą będzie młoda Rotszyldówna...
Ojciec rozpromieniony:
-Aaaaa... Skoro taaak...
Nazajutrz swat Mendel udaje się do bankiera Rotszylda. Prosi o krótka audiencję. Po paru godzinach wpuszczają go do barona.
-Jaśnie wielmożny panie baronie. Jestem swat Mendel. Mam dla pańskiej córki wyśmienitego kandydata na męża. Pozazdrościć takiego zięcia...
-Nie. Dziękuję panu dobry człowieku. Moja córka jest na studiach w Londynie i o ile się orientuję, ma stałego narzeczonego.
-No tak, ale mój kandydat to wiceprezes Banku Światowego...
Baron Rotszyld rozkłada z uznaniem ręce:
-Aaaaa... Skoro taaak...
Nazajutrz swat Mendel udaje się do siedziby głównej Banku Światowego. Prosi o pięć minut rozmowy w cztery oczy z Prezesem.
Po kilku godzinach oczekiwania jest przyjęty.
-Szanowny panie prezesie, mam dla pana idealnego kandydata na wiceprezesa... Bardzo rozgarnięty młody człowiek.
-Wprowadzono pana w błąd! Mamy w firmie czterech wiceprezesów i nie potrzeba nam piątego. Choćby nie wiem jak rozgarniętego! Dziękuję za pański czas. A teraz zechce pan opuścić mój gabinet. Mam masę spraw...
-Ale szanowny prezesie, proszę się dobrze zastanowić. Powiem panu jedno: ten chłopak to zięć barona Rotszylda...
-Aaaaa. Skoro taaak...

Po przejściu na emeryturę, do Anglii przyjeżdża bogaty żyd. Kupuje wiejski dom z 40 pokojami. Sprowadza lokalnego rzemieślnika aby udekorował nowy nabytek. Po pracy jest bardzo zadowolony, ale w pewnej chwili zdaje sobie sprawę, że czegoś mu brakuje... Mezuzy na drzwiach! Wychodzi i po jakimś czasie wraca z zakupionymi 50 mezuzami. Prosi majstra ażeby poumieszczał je po prawej stronie każdych drzwi za wyjątkiem łazienki. Trochę zaniepokojony, czy człowiek prawidłowo poprzybija nie uszkadzając skrzyneczek ani farby na futrynach; po paru godzinach wraca aby sprawdzić rezultat. Stwierdza, że robota została wykonana znakomicie. Daje majstrowi dodatkowa premie. Ten dziękuje i wychodzi. W drzwiach odwraca się i mówi:
-Cieszę się, że jest pan zadowolony. A tak przy okazji wszystkie malutkie karty gwarancyjne powyjmowałem i położyłem panu na biurku...  
(Mezuza -drewniane pudełeczko umieszczane na futrynie drzwi przez pobożnych żydów, wewnątrz na papierku zawiera słowa modlitwy.)

Stary amerykański żyd czując, że zbliża się jego koniec, prosi synów, aby go przywieźli do Ziemi Świętej aby tam umrzeć i zostać pochowanym w Jeruzalem. Kochający synowie bezzwłocznie spełnili wolę starego ojca i przywieźli go do świętego miasta, do jednego z tutejszych szpitali. Jednak śmierć nie nadchodziła. Co więcej, po paru tygodniach pobytu stary odzyskał siły i wigor. Przywołał synów i zażyczył sobie, aby go zawieźli jak najszybciej do USA.
Synowie byli rozczarowani.
-Jak to, ojcze? Przecież prosiłeś, abyśmy cię tu przywieźli bo miałeś wolę być pochowanym w Jeruzalem!
-Tak- odparł ojciec. Być pochowanym – OK, jak najbardziej! Ale ŻYĆ TU?!?

Komiwojażer Josełe Bermann przyjechał pierwszy raz do maleńkiej mieściny na kresach. Pech chciał, że zepsuł mu się zegarek. Szuka zegarmistrza. O dziwo, wszyscy mu mówią, że nie znają adresu, bo tu nie ma zegarmistrza. Josełe nie może uwierzyć. Nagle widzi okno wystawowe, a na wystawie duży zegar. Wchodzi do środka, pusty pokój, za ladą stary żyd.
-Dzień dobry panu
-Dzień dobry...
-Chciałbym dać zegarek do naprawy...
-A co mnie to obchodzi? – stary wzrusza ramionami.
-To pan nie jest zegarmistrzem?
-Nie.
-A co to jest?- pokazuje palcem na pokój
-Burdel.
-To dlaczego pan wywiesił zegar na wystawie?
-A co miałem wywiesić?

Do Urzędu Spraw Zagranicznych przyszedł kandydat o wyglądzie semickim. Rozmowę przeprowadzał stary żyd na posadzie w tymże urzędzie. Dookoła szaleje nagonka na obywateli polskich o żydowskich korzeniach.
-No cóż, papiery są w porządku. A jak szanowny pan stoi z językami?
-Niemiecki, angielski, włoski, łacina, greka i francuski – perfekt. Hiszpański i rosyjski dość biegle. Portugalski i arabski biegle w piśmie. W mowie suahili i japoński...
Stary popatrzył na młodego i z nadzieją w oczach spytał:
-A hebrajski?
-A nie, hebrajskiego nie umiem.
Stary ciężko westchnął i ze smutkiem rzekł:
-Ja dobrze rozumiem,  pan  zapomniał...

Symbole starego ludu Izraela

Grupa archeologów wykonywała odkrywkowe badania i w ich trakcie natknęła się na  jaskinię. A w niej na ścianie widniały następujące symbole: koło z zaznaczoną średnicą od góry na dół, stylizowana sylwetka kobiety, łopata, ryba i gwiazda Dawida. Wiek malowideł ustalono na co najmniej 3 tysiące lat. Nie było wątpliwości: te antyczne symbole były bez wątpienia świadectwem pobytu Izraelitów na tych terenach! Za pomocą narzędzi odłupali delikatnie fragment ściany jaskini i zawieźli do muzeum, gdzie archeologowie z całego świata  przyjechali na konferencje i sympozja aby rozwikłać tajemnice odkrycia. Przewodniczący towarzystwa wstał i pokazał na pierwsze malowidło i rzekł:
-Pragnę panów zapoznać z wynikami naszych dotychczasowych badań. Pierwsze malowidło to wyraźnie symbol oznaczający bułkę. Możemy na podstawie tego wnioskować, że lud zamieszkujący te strony był w stanie wypiekać pieczywo o kształcie znanym nam do dziś. To zdumiewające. Drugi rysunek to stylizowana kobieta. Widać wyraźnie cechy płci. Można wnioskować, że społeczność była zorientowana na rodzinę, a zwłaszcza na kobietę, która musiała się cieszyć wielkim szacunkiem. Była to społeczność posiadająca metalowe narzędzia. Może nawet wykonująca je własnoręcznie. Bo na trzecim rysunku widać łopatę, która służyła do kopania gleby. Na następnym rysunku widzimy rybę. A to niechybnie oznacza, że społeczność owa była nie tylko ludem rolniczym, ale też ludem rybaków. Gdy więc ziemię nawiedzała plaga nieurodzaju, mogli się utrzymać przy życiu wyruszając po owoce morza. Potwierdza to nasze wcześniejsze teorie. Ale na koniec jest sensacja: gwiazda Dawida bez wątpienia dowodzi, że byli to Hebrajczycy.
Grono naukowców nagrodziło wystąpienie prezesa gromkimi brawami. Gdy ucichły,  wszyscy spojrzeli pod trybunę, gdzie jakiś niewysoki staruszek kręcił głową i mamrotał:
-Oj gewałt, co za głupoty! No idioci, po prostu idioci!
Panowie! Po hebrajsku czyta się od prawej do lewej! I to oznacza:
„Święta makrelo! Kopnijcie-żesz tę babę w dupę!”

Po pogrzebie małego dziecka nad otwartym grobem stoi matka i zawodzi:
Kochany syneczku, kiedy staniesz przed obliczem Stwórcy- niech będzie błogosławione Jego Imię< wyproś u niego duży pieniędzy dla twoich biednych rodziców... I jeszcze wybłagaj, żeby twoje siostry miały duży posag, i żeby twoi bracia dostali miłe żony, i żeby Wujka Chaim zwolnili z wojska... I żeby kochany stryjek Abram wreszcie wyzdrowiał...
Słyszy to wszystko grabarz. Litania ciągnie się w nieskończoność. W końcu trąca matkę i mówi rzeczowo:
-Paniusiu, jak się ma tyle interesów do Pana Boga, to się nie wysyła takiego maleństwa, tylko się idzie samemu...!

Max był stałym gościem pewnej restauracji. Codziennie przychodził  na obiad. Pewnego dnia Gdy kelner postawił przed nim talerz z zupą, Max przywołał go:
-Niech pan spróbuje tej zupy!
Kelner zgiął się w pół i zaczyna się tłumaczyć:
Jeżeli szanownemu panu nie smakuje, to zaraz przyniosę nową porcję!
-Powiedziałem, żeby pan spróbował zupy...
-Ależ proszę pana, możemy zmienić zamówienie. Powiem szefowi, żeby...
-Ja tylko chcę, żebyś, człowieku spróbował tej zupy!
-No dobrze... –mówi zakłopotany kelner – Ale... gdzie jest łyżka?
-A... TU CIĘ MAM! – wykrzyknął Max.

Fabrykanta pyta ktoś o niedawny ślub jego syna:
-Panie Blumsztajn! Czy syn pański ożenił się dla pieniędzy czy z miłości?
Chwila zastanowienia, a potem:
-... Z miłości dla pieniędzy!

W przedziale siedzi wytworny kupiec i młody atrakcyjny elegant.
-Przepraszam, która godzina?
Kupiec na to:
-Idź pan do cholery!
-Ale dlaczego pan mnie obraża? Przecież nie zrobiłem nic, czym bym pana uraził! –broni się niepewnie chłopak.
Starszy pan uśmiechnął się i powiedział:
-Drogi młodzieńcze, nie unoś się, wszystko ci wytłumaczę. Ty żeś mi zadał pytanie. I ja bym ci odpowiedział. No i byśmy zaczęli normalną pogawędkę... Że pogodna ładna, potem o polityce, a potem o interesach. Pan jesteś żyd i ja jestem żyd. Ja jestem z Łodzi, ty nie, ale tam jedziesz... To co by mi pozostało? Musiałbym cię zaprosić na obiad. I tam byś poznał moją córkę. Ona jest bardzo śliczna. Ty też jesteś przystojny, młody człowiek. I byście się w sobie zakochali, zaczęlibyście się spotykać. I byś mnie kiedyś w końcu zapytał, czy ci oddam rękę mojej córki... I po co mnie te wszystkie kłopoty? To już wolałem od razu cię posłać do cholery, żeby mi córka wychodziła za takiego, co to nie ma nawet zegarka!...

Bogacz Dow-Ber umiera. Do łoża śmierci zawołał najbliższą rodzinę oraz starszyznę gminy. Słabym głosem mówi:
-Żono moja pamiętaj, mówię ci, że kupiec Zimmer jest mi winien pięćdziesiąt koron. Biorę was na świadków – spogląda na resztę zgromadzonych. – Zimmer jest winien pięćdziesiąt koron...
-Pamiętaj, że handlarz drzewem Srul Drimmel dotychczas nie zwrócił nam stu koron...
-I zapamiętaj, że bankierowi Sztajnowi z rynku jestem winien dwieście koron...
Na te słowa, żona zanosi się łzami, załamuje ręce i woła:
-Biedny Dow-Ber! Teraz to on bredzi w wielkiej gorączce!...

W restauracji w Tel-Avivie od stolika wstaje Gerszon i oświadcza na głos:
-Przepraszam, proszę o uwagę! Zgubiłem tu gdzieś portfel, w którym jest osiemset dolarów. Proszę uczciwego znalazcę o zwrot. W nagrodę wypłacę mu pięćdziesiąt dolarów.
Z głębi sali dobiega anonimowy okrzyk:
-Ja dam siedemdziesiąt pięć!

Biednemu przedsiębiorcy Icchakowi niedobrze szły interesy. Pod wpływem desperacji wzniósł oczy ku niebu i z płaczem zaniósł modlitwę przed tron przedwiecznego:
-Ojcze nasz, popraw moją dolę. Popraw, bo jak nie poszczęści mi się, dajmy na to w Toto-lotka w przyszłą środę, to przestanę w ciebie wierzyć!
I położył się spać. Minęło kilka dni, środa coraz bliżej, a tu nic. Dola nie ulega zmianie. W nocy z wtorku na środę, gdy już leżał w łóżku, Icchak ujrzał, że Wszechmogący wychylił się zza obłoku i grzecznie powiedział
-Icchak! Ja cię bardzo proszę! Ty mi daj szansę! Ty idź i wypełnij ten kupon!...

Abram i Binjamin byli wdowcami w podeszłym wieku, przyjaźnili się od wieków. Codziennie kupowali Gazetę Kronika Żydowska, którą czytują prawie wszystkie rodziny żydowskie w Londynie. Pewnego dnia, Abram kupił gazetę i jak zwykle, zaczął lekturę od nekrologów. Ku swemu zdziwieniu zobaczył u dołu szpalty swój własny! Zrozumiał, że to pomyłka, ale zadrżał. Trzęsącymi się rękami wybrał numer Binjamina.
-Halo! – usłyszał w słuchawce
-Halo! Czytałeś dzisiejszą Kronikę?
-Nie, jeszcze nie. Mam ją na stole, a co?
-To otwórz na czterdziestej ósmej stronie u dołu...
Po chwili Binjamin pyta:
-Abram?... SKĄD TY DZWONISZ?...

Saul i Avrom spotkali się po niemal 40 latach niewidzenia.
-Co u ciebie?
-Ożeniłem się. Jestem z tą samą kobietą od trzydziestu lat. I wciąż jestem zakochany w tej samej kobiecie... Jakby się o tym moja żona dowiedziała, to by mnie zabiła...


Do rabina przyszedł młodzieniec po poradę:
-Rabbi, nauczycielu. Co mam zrobić, aby być dobrym żydem?
Rabin zamyślił się i odpowiedział:
-Musisz sobie znaleźć za żonę wyjątkową jędzę. Powinieneś ją poślubić i żyć z nią jak mąż z żoną przez czterdzieści lat...
Młodemu człowiekowi od razu zrzedła mina, jednak z nadzieją w głosie wszedł w słowo rabinowi:
-... a potem?
-A potem się przyzwyczaisz... -dokończył rabin.


Młoda panna Blumsztajn pracowała jako sekretarka u milionera Horowitza. Pewnego dnia przyszła zapłakana do domu i mówi:
-Mamo, co ja mam robić? Jestem w ciąży!
-Z kim, córeczko?
-Z moim szefem, akurat jak byliśmy w delegacji...
Następnego dnia młoda Blumsztajnówna wzięła wolne, do pracy stawiła się natomiast matka.
Stanęła groźnie w progu biura prezesa, wzięła się groźnie pod boki i mówi:
-Nu nu? To co teraz będzie?
-Niech pani raczy spocząć, pani Blumsztajn – powiada Horowitz. – Wszystkim się zajmę. Znajdę jej najlepszego lekarza, jakiego znam. Będzie rodzić w najlepszym szpitalu. A jak się już dziecko urodzi, to zgromadzę mu fundusz. I do końca życia będzie ode mnie dostawała co tydzień czek na tysiąc dolarów...
Matkę te słowa zupełnie wtłoczyły w fotel. Otwarła wreszcie usta i wyszeptała:
-Panie Horowitz, czy gdyby – uchowaj Boże – moja córka poroniła, to czy dałby jej pan jeszcze jedną szansę?...

Chaim Goldberg – milioner z Boro Park w Nowym Jorku przyszedł do biura podróży i zastanawia się, gdzie by się udać na wakacje. Patrzy na globus i zastanawia się w myślach: „Związek Radziecki? Fuj! Ojczyzna kozaków i pogromów. Tyle tam prześladowań. I naszych nie chcieli wypuszczać... Niemcy? Ci naziści? Na pewno niewiele się zmienili, chociaż na zewnątrz udają, że wszystko gra. Polska? Ojczyzna antysemitów! Będzie ze trzy tysiące naszych na wymarciu...”
W końcu zdecydowanie mówi do agenta:
-Przepraszam, ma pan jakiś inny globus?...

Spotkało się dwóch żydów- kupców
-Reb Lejzor! mazełtow z powodu zaręczyn syna!
-A, dziękuję!
-Ale swoją drogą to trochę się dziwię. Szanujący się kupiec oddaje córkę zwykłemu buchalterowi?
-Aj co ty! To nie jest jakiś tam zwykły buchalter! To jest podwójny buchalter amerykański ze skróconą rachunkowością!...
(po żydowsku: gratulacje! Acha, Już BYŁO... 😜 )

Stary Grossblatt siedzi w wagonie, który jedzie do Białegostoku.
Naprzeciwko niego siedzi schludnie wyglądający młodzieniec. Stary zaczyna sobie główkować:
„Ja jadę do Białegostoku i on też jedzie do Białegostoku, bo mówił konduktorowi. Ale co on może mieć za interes do Białegostoku? On może jedzie do domu. Tylko co taki wytworny pan może szukać w takie miasto? Jak on tam mieszkał, to może teraz tam jeszcze są jego rodziciele... Na przykład krawiec Blumensztajn miał kiedyś syna. Taak, ale tamten uciekł z domu i wyjechał do wielkiego miasta... Pewnie się dorobił i jest majętnym człowiekiem. Jak ktoś bogaty, to nie pamięta skąd przyszedł. A żeby się dorobić to pewnie musiał sobie nazwisko zmienić. Jak on był taki Blumensztajn, to on pewnie teraz jest Kwiatek. Nie, to za bardzo z chłopska. Pewnie po szlachecku: Kwiatkowski. Nagle rozpromienia się i mówi do młodzieńca:
-Drogi panie Kwiatkowski, niech pan pozdrowi przy okazji swego tatusia. Niech pan powie, że mu się Grossblatt kłania!
Młodzieniec zdumiony podnosi brwi i pyta:
-Jak to, to pan mnie zna?
Stary Grossblatt uśmiecha się chytrze i mrużąc oczy mówi:
-Ja sobie pana wydedukowałem...

Podczas strasznej zamieci śnieżnej dwaj żydzi Szmul i Majer szli ulicami miasta. Ponieważ groziło im przemarznięcie, zaczęli szukać miejsca, gdzie by się można ogrzać. Wreszcie po wielu próbach znaleźli otwarte wrota. Okazało się, że jest to kościół. Weszli więc i cichutko usiedli sobie w tylnej ławie. Gdy się rozejrzeli, zauważyli, że pod ołtarzem stoi szereg kobiet w ślubnych sukniach. Nagle jednego z nich olśniło: byli świadkami składania ślubów zakonnych.
Przybyłych gości wypatrzył stojący z przodu ksiądz; pyta ich więc:
-Przepraszam, jeśli można spytać, czego panowie sobie życzą?
Szmul uśmiecha się i powiada:
-Wszystko w porządku, ojcze. My ze strony pana młodego...

Pobożny żyd ma niedługo po raz kolejny zostać ojcem. Zaprasza swa rodzinę i prosi, aby pozostała przed szpitalem i zaczęła odmawiać psalmy w intencji ciężarnej. Sam udaje się pod salę porodową. Po chwili wychodzi położna i mówi:
-Chłopiec! Ale żona urodzi panu następne.
Słysząc to, żyd pędzi przed szpital.
-Na miłość boską! Przestańcie się modlić!

Kolega w biurze błaga swego przyjaciela- Żyda aby ten zdradził mu sekret wyższości umysłowej narodu żydowskiego nad pozostałymi. Żyd po wielu namowach ulega.
-Widzisz, sekret tkwi w śledziach. Jemy ich bardzo dużo i od tego mamy tak zwane kiepełe...
-Aha- ucieszył się kolega. A gdzie to można kupić?
-Śledzie? a choćby ode mnie. Mam tu jeszcze parę łepków mi zostało. Ale będzie kosztowało...
-Ile?
-Szesnaście pięćdziesiąt – odpowiada Żyd.
-W porządku.
Zapłacił, zjadł łebki, ale ponieważ miał niedosyt, zszedł na dół do bufetu. Zobaczył, że w sprzedaży są śledzie po dziewięć złotych. Natychmiast wraca do kolegi i zaczyna się żalić:
-Wiesz co? Zrobiłeś mnie w jajo! Kupiłem od ciebie parę śledziowych łepków za szesnaście złotych, a na dole w bufecie sprzedają całe śledzie i to po dziewięć złotych!
Żyd na to uśmiecha się filuternie i mówi:
-Widzisz! Już zaczęły działać!

Dwaj żydzi w czasie drugiej wojny światowej postanowili zabić Hitlera. Rozpracowali w tym celu jego rozkład dnia. Okazało się, że o godzinie 17:00 zwykła się pojawiać bez eskorty na rogu Wilhelmstrasse aby kupić ulubioną gazetę. Była to wymarzona okazja do zamachu. Zdobyli skądś bron i zaczaili się w pobliskiej bramie. Dochodzi siedemnasta, Hitlera nie ma. Kwadrans po – nadal nic. O wpół do szóstej jeden zamachowiec mówi stroskany do drugiego:
-Mój Boże, żeby mu się tylko nic nie stało!
(podobno autorem kawału był Woody Allen)

W więzieniu osadzono dwóch żydów, Szmula i Icka. Szmul pogodził się z losem i postanowił spokojnie odsiedzieć swój wyrok w kącie celi. Icek jak niespokojny duch wciąż snuł się po niewielkim pomieszczeniu. Od okienka do ciężkich więziennych drzwi. W końcu, Szmul zdenerwował się i zawołał:
-Icek! Ty myślisz że jak ty chodzisz, to nie siedzisz?!?

Kupiec Uszer nie mógł zasnąć. Wiercił się w łóżku jakby miał owsiki. Żona wreszcie spytała:
-Co tobie jest?
-Jutro mija termin spłacenia długu. Podpisałem Fajwelowi z naprzeciwka weksel dłużny na pięć tysięcy złotych. A nie ma ani grosza...
Żona na to:
-Ja to załatwię w trymiga!
Otworzyła okno i na cały głos zawołała:
-Panie Fajwel! Panie Fajwel!
W oknie naprzeciwko zapaliło się światło i ukazała się sylwetka sąsiada.
-Co jest? – spytał Fajwel.
-Słyszałam, że podobno mój mąż ma jutro termin spłaty weksla na pięć tysięcy...
-To prawda... – odrzekł Fajwel
-To ja panu mówię, że on nie ma ani grosza! – I zamknęła okno. Potem zwróciła się do małżonka:
-Teraz to ON nie będzie mógł zasnąć!

Na starym rynku w Berlinie we wczesnych latach trzydziestych stoi stary żyd – handlarz książkami. Podchodzi no niego znajomy- profesor tamtejszego uniwersytetu.
-Na miłość boską! Co pan tu sprzedaje?!? „Mein Kampf”? „Protokoły mędrców Syjonu”? Same antysemickie wydawnictwa i broszury!!!
Stary księgarz uśmiechnął się i odrzekł:
-Wiem pan, jak ja mam od sztuki pięć do dwudziestu fenigów zysku, to to już takie bardzo antysemickie nie jest...

W parku na ławce siedzi Murzyn i czyta „Jediot Acharonot”. Widz to, stary żyd dosiada się do niego i smutno pyta:
-Mało panu, że pan jest czarny?
(Popularny dziennik żydowski)


Pewien żyd zapragnął zjeść wieprzowinę. W tym celu udał się do innego miasta i poszedł do restauracji. Na jego nieszczęście zobaczył go rabin z jego kongregacji. Poszedł za nim i ze zgroza zobaczył, że ten siada i zamawia potrawę. Po chwili przerażony rabin widzi, że jego „owieczka” zamówiła pieczonego prosiaka, zjadła go ze smakiem i zapłaciła. Przy wyjściu zaczaił się i chwycił nieboraka za poły.
-Jak mogłeś to uczynić?! I to ty, najporządniejszy członek mojego zgromadzenia.
-Chwileczkę rabbi! Czy ty mnie widziałeś jak tu siadam i zamawiam posiłek?
Oczywiście!
-I widziałeś że go zjadłem?
Nie ma wątpliwości, nie wyprzesz się.
-I widziałeś rabbi, jak płacę za spożyte jedzenie?
No pewnie! Widziałem to, od początku do samego końca!!!
-No to nie widzę żadnego problemu. Wszystko odbyło się pod inspekcją rabina!...
(Wedle tradycji wyznania mojżeszowego – judaizmu, o czystości religijnej spożywanego pokarmu tak zwanej koszerności, decyduje rabin, który swoim autorytetem potwierdza, iż dany pokarm przyrządzono przy poszanowaniu nakazów religii.)

Bogacz Niederbaum miał syna jedynaka. Pewnego dnia dowiedział się, że syn się ochrzcił. Zrozpaczony udał się do synagogi i zaczął użalać się nad swym losem. Zawołał na głos:
-Ojcze w niebie! Tragedia. Mam syna jedynaka. Wiązałem z nim wielkie nadzieje. Ale teraz wszystko stracone. Wychrzcił się! Co robić?
Usłyszał to Bóg, wychylił się z niebios i powiedział:
-Też miałem syna jedynaka. I też się wychrzcił. Zrób więc to samo co ja!
-Sporządź NOWY TESTAMENT!

Przychodzi do redakcji pewnej gazety stary Żyd, bardzo zmartwiony, oczy zapłakane, siada u redaktora naczelnego i mówi:
-Zmarła moja żona, chciałbym umieścić nekrolog...
Redaktor patrzy na staruszka i mówi:
-Wie Pan, dziś mamy taką promocję, że pierwsze pięć słów jest darmowe. Płaci Pan dopiero od szóstego słowa...
Żyd zamyślił się i mówi:
-No cóż to może tak: „Zmarła Helena Rubinstein."
-Ale to dopiero trzy słowa. Ma Pan jeszcze dwa za darmo" – podpowiada redaktor- Może Pan coś jeszcze doda...
Na to Żyd po namyśle:
-Sprzedam Opla...

- Skąd Ty masz taką pewność, że już patriarcha Abraham nosił jarmułkę?
- To bardzo proste. Przecież w księdze Genesis czytamy:
"I rzekł pan do Abrahama: wyjdź z domu ojca swego..."
-I gdzie tu mowa o nakryciu głowy? Przecież tu jest powiedziane, że po prostu wyszedł z domu...
- No czyś ty zwariował?  Bez czapki?!?

Pewna para bardzo się kochała i w końcu zdecydowała się pobrać. Wysiłkiem obu rodzin urządzono wesele z niezwykłą w tej okolicy ilością jadła i napitku. Rabin pobłogosławił młodym i przystąpił do uczty. Nazajutrz po uczcie pozostało mnóstwo jedzenia. Młoda para ujrzała jak na „poprawiny” przyszedł nie kto inny tylko ich drogi rabbi. Usiadł przy stole i zaczął jeść. Niezręcznie im było urazić rabbiego więc spojrzeli po sobie i życzyli mu smacznego. Następnego dnia i jeszcze następnego sytuacja się powtórzyła z tą różnicą, że nie było już nic do jedzenia i młodzi małżonkowie musieli rabinowi przygotowywać jedzenie specjalnie, sami nie mając niemal nic „na ząb”. W końcu na widok rabbiego, który kolejny raz z rzędu zasiada za stołem w oczekiwaniu na jadło, pan młody nie wytrzymał, spojrzał na rabbiego i rzekł z wyrzutem:
- Rabbi! w Talmudzie powiedziane jest: „Był raz rabin...” Ale  RAZ, a nie codziennie!

Po wielu latach doszło do wizyty Ojca Świętego w Palestynie. Wydarzenie jest szeroko komentowane przez całe społeczeństwo. Przed telewizorem siedzi rodzina.
-Który to papież? -pyta żona widząc relację z uroczystego spotkania z dostojnym gościem.
-Ten w jarmułce...

Humor innych grup etnicznych


Orkiestra kościelna na Górnym Śląsku, dyrygent pyta się:
- Zymbalisten vertig?
- Ja, ja naturlich.
- Puzon vertig?
- Ja.
- Trompette vertig?
- Ja.
- Also: eins, zwei, drei;
- „Boże, coś Polskę...”

Późną nocą do miasteczka w delcie Mississippi, zamieszkałego niemal wyłącznie przez Czarnych, przybył pieszy turysta. Biały. Postanowił się przespać w hotelu. Niestety, gdzie nie poszedł, odmawiano mu miejsca z powodu koloru skóry. Wszędzie portier rozkładał ręce i mówił:
-Tylko dla Czarnych! Takie są przepisy. Sorry...
Czując, że nic nie wskóra, poszedł do nocnego sklepu i kupił puszkę brązowej pasty do butów. Nasz turysta udał się do najbliższej bramy i od stóp do głów wysmarował się pastą, tak że wyglądał jak Murzyn. Poszedł do hotelu i poprosił o pokój na noc. Bez problemu go zameldowali. Gdy odbierał klucz, przypomniał sobie, że ma rano złapać autobus. Ponieważ chciał dalszą drogę odbyć „w swojej skórze”, postanowił odpowiednio wcześnie zamówić budzenie. Da mu to czas na porządne wyszorowanie się szczotką pod gorącym prysznicem.
Nazajutrz rano, o zamówionej porze, w pokoju rozlega się telefon. Budzenie z recepcji. Gość wstaje, idzie do łazienki, bierze szczotkę, mydło i idzie pod prysznic. Zaczyna się szorować. Ale brązowe nie chce zejść! Szoruje więc jeszcze mocniej. Bez skutku...
Bo obudzili nie tego!...

W ruskiej bazie pocisków nuklearnych wyższa kadra urządziła sobie popijawę. Ale że wódka ma to do siebie, że lubi się w którymś momencie skończyć, wkrótce w butelkach ujrzeli dno. Jako, ze jednak były to łebskie chłopaki, wpadli na pomysł, że będą kontynuować popijawę paliwem rakietowym. Smakiem się nawet wiele nie różniło...
Nad ranem na biurku oficera dyżurnego dzwoni telefon. Kolega z imprezy:
- Władimir! Jak się czujesz?
- Oj to ty Iwan!? Dobrze, tylko mnie łeb napieprza! Ale se popilim!
- Wołodia! A byłeś już robić kupę?
- Nie, a co?
- Jak pójdziesz, to się mocno chwyć za deskę!
- A czemu?
- Bo ja  z Londynu dzwonię...

Przyleciał "nowyj-russkij" na Majorkę, wychodzi z samolotu ze sprzętem narciarskim.
Pracownik lotniska:
-Ależ proszę pana, tutaj jest 40 stopni w cieniu, tutaj nie ma śniegu!!!
A na to "nowyj-russkij":
-Spokojnie, śnieg leci w następnym samolocie...

Mieszkaniec Luksemburga pojechał do swojej znajomej Niemki. Po powrocie opowiada kolegom:
- A potem kochaliśmy się w pozycji "37,84"
- A co to takiego?
- Normalne "69" tylko, że Niemcy teraz wszystko przeliczają na euro...

Rosjanie kupili w sprzedaży wysyłkowej piłę do szybkiego ścinania drzew. W prospekcie reklamowano, że można przy jej pomocy ściąć aż dwadzieścia drzew w ciągu godziny. Niestety, po spróbowaniu po odbiorze okazało, się że daje się nią ściąć jedynie sześć drzew. Postanowili zaprosić mistrza Syberii w ścince i przekonać, się, czy champion potrafi „wyciągnąć” więcej ze sprzętu. Niestety, okazało się że mistrz był w stanie ściąć jedynie 12 drzew. Rosjanie poczuli się nabici w butelkę. Wezwali więc serwis, aby wymienił im piły. Po kilku dniach przyjechał przedstawiciel producenta pił. Starannie obejrzał sprzęt, ale nie dostrzegł żądnej wady. Postanowił sam sprawdzić na pobliskiej sośnie. Podszedł do drzewa, chwycił za linkę startera, szarpnął i rozległo się głośne: WRRRRRRRRRRRRR....
-[A szto eta]? (A co to?) – spytał wskazując palcem zaciekawiony Rosjanin...

Każdy Chińczyk powinien w życiu zrobić trzy rzeczy:
 - buty
 - dżinsy
 - magnetofon



Włoch dzwoni do swojego przyjaciela w Moskwie:
- Bon giorno Wołodia, słyszałem, że u was strasznie zimno, minus 50 stopni!
- Nie Paolo, tak zimno nie jest, jest tylko minus 32 st.
- Niemożliwe Wołodia, w CNN pokazywali, że jest u was -50 st.!
- Paolo, mówię ci, jest -32 stopnie, a nie -50!
- Przecież sam widziałem w CNN Wołodia, reporter stał na Placu Czerwonym i pokazywał termometr, sam widziałem, -50 stopni.
- Aaaaaa, chyba że na zewnątrz....


Indianie złapali Polaka, Francuza i Niemca i oznajmili im, że ich pozabijają, a z ich skóry zrobią sobie kanoe. Pozwolili im jednak na wybór broni z jakiej chcą zginąć.

Tak więc, Francuz poprosił o sztylet. Wziął go i poderżnął sobie gardło. Indianie z jego skóry zrobili sobie kanoe.

Niemiec poprosił o pistolet. Wziął go i palnął sobie w łeb. Indianie zrobili kanoe.
Polak poprosił o widelec. Indianie cholernie zdziwieni, ale w końcu dali mu widelec.
Polak wziął go do ręki i dziabiąc się nim po całym ciele krzyczy:
-Ja wam KURWA DAM KANU!!!


Na lotnisku siedzi sobie Niemiec, wyjmuje książkę o drugiej wojnie światowej. Jest po kilkunastu kartkach. Zaczyna się pod nosem uśmiechać.
„Czytaj dalej stary, czytaj dalej…”

W pociągu z Londynu do Manchesteru, Amerykanin naigrawał się z Anglika siedzącego naprzeciw.
-Wy wyspiarze jesteście tacy sztywni. Zadzieracie nosa i macie się za lepszych od innych. A spójrz pan na przykład na mnie. Ja jestem po części Włochem, po części Francuzem, trochę Indianinem, mam też w sobie nieco krwi szwedzkiej...
Na to Anglik:
-Och, to szanowna matka pańska  lubiła ten sport...

Amerykanin, Rosjanin i Polak przechwalają się wspaniałością ich krajów. Rosjanin mówi:
-Nasza armia jest tak wielka, że jakby wszyscy stanęli w szeregu, to by powstał łańcuch od Białorusi po Alaskę.
Amerykanin nie chcąc wypaść gorzej MÓWI:
-Fajnie, ale nasze lotnictwo jest tak liczne, że jakby wystartowały wszystkie samoloty na raz, to niebo by pociemniało.
Na to Polak:
-A mój kumpel z Wrocławia ma fiuta tak długiego, że jak mu stanie, to obok siebie może usiąść 13 gołębi.
Przez chwilę zapadła cisza. Rosjanin zaczyna wymijająco:
-No, może nie od Białorusi po Alaskę…
Amerykanin również czuje że przesadził:
-Fakt, nasze samoloty nie przykryją może całego nieba...
Polak chwilę pomyślał i mówi:
-Chłopaki, szczerość za szczerość: ten mój kumpel to on mieszka  pod Wrocławiem... 

Dwaj rozbitkowie dryfują w szalupie poprzez ocean. Szukając pośród sprzętu jeden z nich znajduje jakąś taką dziwną lampkę. Ociera ją z kurzu co powoduje, że wydostaje się z niej dżin.
Po powitaniu, dżin zapowiada, że gotów jest spełnić tylko jedno ich życzenie.
Ponieważ groziła im śmierć z pragnienia, jeden z nich bez zastanowienia wali:
-Niech cały ocean zamieni się w piwo.
Dżin klasnął w dłonie i stało się wedle życzenia. Dżin wrócił na wolność rozpływając się jak mgła.
Zapadła długa chwila ciszy. Ten z rozbitków, który nie wypowiedział życzenia spojrzał spode łba na kolegę i wrzasnął:
-No! Ładnie-ś nas urządził! Teraz będziemy musieli sikać do łódki!!

Szedł raz sobie Rosjanin po plaży. Patrzy, a tu leży jakaś flaszka zakurzona. Miał nadzieję na wysoki procent znaleźnego. A że nie mógł odczytać nalepki, przetarł ją nieco. Ku swemu zaskoczeniu z butelki wyskoczył, w kłębach ognistego dymu dżin.
-Dzięki ci, szlachetny panie, żeś mnie uwolnił z tysiącletniej niewoli. Spełnię za to trzy twoje życzenia.
-No to ja bym chciał flaszeczkę dobrej wódki.
Błysnęło, grzmotnęło... Nagle Rosjanin trzyma w ręku flaszkę przedniej gorzałki. Wydudlał ją więc pośpiesznie. Patrzy, a butelka znowu pełna. Dżin uśmiechnął się życzliwie i rzecze:
-Taki prezent od firmy. Butelka nigdy nie będzie pusta. A jakie masz następne dwa życzenia?
-To ja poproszę jeszcze dwie takie flaszeczki i jesteśmy kwita...

Trabant, Trabant über alles...

Pewien szejk z naftowej krainy chciał sobie kupić samochód. Ale nie byle jakiego Rolls Royce'a lecz coś dużo porządniejszego. Łapie więc za telefon i obdzwania najróżniejsze fabryki luksusowych samochodów. Ale nic mu nie odpowiada. W końcu dziwnym trafem łączy się z fabryką "Trabantów".
- Ile czeka się u was na samochód?
- A z 5 lat, ale może być i dłużej...
„Ho ho!” - myśli szejk – „jak się tyle czeka to dopiero musi być ekstra wozik!”
-Zatem zamawiam jeden. Jestem szejk Ibn Ajatollah Ben Allawi. Przyślijcie jak najszybciej! –podaje adres i odkłada słuchawkę.
A w fabryce panika. Przecież nie mogą kazać czekać królowi nafty na "Trabiego" przez tyle lat! Ładują samochód na najbliższy statek i wysyłają szejkowi.
W 2 tygodnie później szejk chwali się w klubie:
- A na mój nowy wóz będę czekał chyba z 5 lat! Ale firma już po tygodniu przysłała mi plastykowy model wozu... i on działa!!!

Z fabryki odkurzaczy w ZSRR odchodzi najstarsza (P)racownica. (D)yrektor
wygłasza mowę:
D: Była pani z nami najdłużej ze wszystkich. Była pani najlepszą pracownicą. Tak więc w dowód uznania zasług dla kraju, za zgodą KC KPZR otrzymuje pani dyplom "Zasłużony dla socjalizmu" oraz Order Przodownika Pracy.
P: A czy nie mogłabym w zamian dostać odkurzacza?
D: Nie ma pani odkurzacza? Ani jednego pani nie wyniosła? Dobrze wiemy, że wszyscy wynoszą...
P: A wyniosłam, wyniosłam. Kilkanaście ich było... Ale co w domu złożyłam, to zawsze wychodził kałasznikow.


Na dyskotece w Niemczech bawił się Rosjanin, z napisem na koszulce:

"TURKI MAJĄ TRZY PROBLEMY".

Nie trwało długo, stanął przed nim Turek, byczysko chłop:
- Ty, a w dziób chcesz?
- To jest pierwszy z waszych problemów - odpowiedział Rosjanin - agresja. Ciągle szukacie zwady, nawet wtedy, kiedy nie ma żadnego powodu.
Dyskoteka się skończyła, Rosjanin wychodzi, a tam na niego tłum Turków czeka.
- No, teraz się z tobą policzymy! - warknęli Turcy gremialnie.
- A to jest drugi z waszych problemów - powiedział Rosjanin. – Nie potraficie załatwiać spraw po męsku sam na sam, tylko zawsze musicie zwoływać wszystkich „swoich".
- Zaraz nam to odszczekasz! - zawrzasnęli Turcy wyciągając noże.
- I to jest trzeci z waszych problemów - westchnął ciężko Rosjanin wyciągając z zanadrza "gnata"- zawsze na strzelaninę przychodzicie z nożami...

Na ringu rozpoczyna się mecz bokserski. W niebieskim narożniku siedzi postawny Murzyn, a w czerwonym narożniku zawodnik z ZSRR. Rozbrzmiewa gong. Pierwsza runda. Ruszają ku sobie. Murzyn agresywnie atakuje, Rusek tylko się zasłania. Przez całą rundę nie wyprowadził żadnego ciosu. Za to przyjął wszystkie. Koniec pierwszej rundy. Rusek wraca do narożnika słaniając się „na ostatnich girach” a trener pyta:
-Wania! Wydierżysz(po rosyjsku выдержиш = wytrzymasz?)
-Wydierżu, towarzyszu trenerze!
Druga runda miała mniej więcej podobny przebieg, tylko ciosów było jakby więcej. Ale nasz dzielny Wania wyłapał je wszystkie. Pod koniec nie bardzo wiedział, gdzie jest jego narożnik. Trener, coraz bardziej zaniepokojony pyta:
-Wania! Wydierżysz?
Na co Wania niezłomnie:
-Wydierżu, towarzyszu trenerze!
I tak przez następne trzy rundy... Pod koniec piątej rundy Wania na czworakach dociera do narożnika, a tam zrozpaczony trener po raz kolejny pyta Wanię:
-Wania, ta szto? Wydierżysz?
Na co Wania zrezygnowany odpowiada:
-Niet, nie wydierżu, towarzyszu trenerze! Jak mu przypierdolę...!


Trzy lwy spotkały się na pustyni. Pierwszy jęcząc mówi:
- Zjadłem Amerykanina z wrzodem żołądka i od wczoraj jestem chory.
Drugi odzywa się:
- Trzy dni temu zjadłem Polaka i do dziś mnie kac męczy.
Natomiast trzeci :
- A ja zjadłem Ruska i od tygodnia rzygam medalami…

Mały Amisz pojechał pierwszy raz z tatą do miasta. Oglądają sobie supermarket. Wszystko było dziwne, ale najdziwniejsze były dwie nieduże srebrne ściany, które rozsuwały się i zasuwały. Synek pyta ojca:
-Ojcze, co to jest?
Ojciec też nigdy czegoś takiego nie oglądał. Spojrzał, zamyślił się i powiedział:
-Synu, to najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu widziałem! Nie wiem, co to może być...
W tym momencie na wózku inwalidzkim podjechała jakaś starsza kobieta i nacisnęła przycisk. Po chwili srebrne ściany się rozsunęły. Okazało się, że za tymi ścianami jest nieduży pokoik. I starsza pani wjechała swym wózkiem do środka. Ściany zasunęły się za nią. Nad nimi zapaliło się okrągłe światełko z napisem „1”, potem „2” i dalej aż do końca. Potem zaczęły się zapalać w odwrotnej kolejności. Zdumieni ojciec i syn widzą, że zobaczyli, że ściany rozsunęły się i z pokoiku wyszła bardzo śliczna dziewczyna. Ojciec nie odrywając od niej wzroku cicho szepnął do synka:
-Idź szybciutko po mamusię!...
(Amisz to członek wspólnoty religijnej znanej ze swej niechęci wobec uczestniczenia w życiu współczesnego społeczeństwa. Nie głosują, nie korzystają ze zdobyczy cywilizacji, jak telewizja, samochody. itd. Nawet nie stosują gwoździ gdy budują swe domy. Nota bene, polecam film „Świadek” z Harrisonem Fordem, którego akcja dzieje się właśnie w niewielkiej społeczności tego wyznania.)

Jimmy wrócił ze szkoły dość zasmucony. Jego matka była żydówką a ojciec był czarny.
-Mamusiu, czy ja jestem bardziej żyd czy bardziej czarny?
-A co to ma za znaczenie? Idź do taty jeśli chcesz się przekonać. –mówi mama.
Gdy ojciec wraca z pracy Jimmy pyta:

-Tatusiu, czy ja jestem bardziej żydem czy bardziej  czarnym?

-Co to w ogóle za pytanie? Czemu chcesz wiedzieć takie rzeczy? –pyta tato.
-Bo widzisz tatuś, Tommy z mojej klasy ma na sprzedaż rower za pięćdziesiąt dolców. I nie wiem, czy mam utargować żeby spuścił do 25$ czy poczekać aż się ściemni i mu go podpierniczyć...

W więzieniu w Saint Louis siedzi trzech Murzynów. Jeden z nich zagaja:
Ile dostałeś?
-Pięć lat
-Za co?
- Jakiś białas przejechał mnie nocą na pasach. Przeleciałem mu przez maskę, rozbiłem szybę i wleciałem do środka. Sędzia uznał mnie winnym włamania i zasądził piątkę. A ty?
- Ja dostałem osiem lat.
- A za co?
- Podobnie jak ciebie, przejechał mnie jakiś biały. Tyle że jechał o wiele szybciej niż ten twój. I nie dość że wpadłem mu przez przednią szybę do środka, to jeszcze wyleciałem przez tylną. Złapali mnie i wsadzili za włamanie i próbę ucieczki.
Obaj zwracają się do trzeciego z nich, który się nie odzywał. A ty ile masz do odsiedzenia?
- Piętnaście lat. Jakiś białas przejechał mnie. Wleciałem przodem, wyleciałem tyłem. A potem ten gość wyszedł i władował mi nóż w bebechy. I dostałem w sumie piętnaście lat: za włamanie, próbę ucieczki i za nielegalne posiadanie broni...

Gdzie Irlandczyk udaje się z rodziną na wakacje?
-Do innego baru…

Spotyka się dwóch starych żydów, Maurycy i Jankiel.
-Słyszałem, że jesteś bardzo majętny...
-To prawda...
-Maurycy, a jak ty właściwie doszedłeś do takiego bogactwa?
-To niesamowita historia, opowiem ci.
-Była sobota. Idę sobie do bóżnicy. Patrzę na jezdnię. Leży woreczek, a w nim sto tysięcy dolarów. Ale... Ja jestem pobożny żyd. A żaden pobożny żyd nie weźmie pieniądz w sobotę. To ja się zacząłem modlić do Boga o cud. Żeby ten pieniądz jakoś na mnie zaczekał... I stał się cud!
Ja podchodzę bliżej... Ja patrzę, a na dwa metry dookoła worka... ŚRODA!...

Rączy Rumak mieszkał w wigwamie poza miasteczkiem. Mieszkańcy go lubili bo nie był typowym dzikusem. Ostatnio nawet ożenił się z młodą żydówką, która niedawno przybyła do miasta.
Pewnego dnia, gdy kilku kowbojów jechało sobie przez prerię, zauważyli, że pośród traw leży wielki bizon. Miał rozbity łeb, z którego leciała posoka. Obok bizona siedział w kucki Rączy Rumak i szlochał:
-Aj waj! -zawodzi Rączy Rumak.- Sara mnie zabije!
-Dlaczego? Kazała ci upolować większego? – pytają zdziwieni kowboje wskazując na zabitego bizona.
Rączy Rumak ocierając łzy mówi:

U Niebios Bram stoi Święty Piotr i przyjmuje do nieba. W pewnej chwili spostrzega, że stoi przed nim czterdziestu nowojorczyków. Ponieważ nigdy nie widział żadnego, powiedział że maja poczekać bo musi się skonsultować z Bogiem.
Bóg wysłuchawszy Piotra zdumiał się i odrzekł, że skoro przyszli, to powinien postarać się wybrać spośród nich przynajmniej kilku, którzy wykazują jakieś cnoty.
Po paru minutach Święty Piotr przybiega do Boga i wola:
- Nie ma ich!
- Co! Wszyscy nowojorczycy zniknęli?
- Nie! Nie ma Niebios Bram!


Przychodzi do domu Wania i stawia na stole trzy połówki wódy.
Przybiega żona:
- Skąd to masz?
- A, złapałem złotą rybkę!

Farmer z Teksasu jedzie na wakacje do Australii Spotyka tam swojego kolegę po fachu i rozpoczynają pogawędkę.
Australijczyk pokazuje mu swe olbrzymie pole pszenicy a Teksańczyk na to:
- Łe taaam! U siebie mam dwa razy takie!
Chodząc po łące Australijczyk pokazuje swe liczne stado rogacizny.
- Iiiiiiiiiiiii... Też mi coś! Mam u siebie bydło dwa razy większe niż to tutaj.
Rozmowa na chwilę zamiera, aż tu nagle Amerykanin spostrzega kilka kangurów.
-A to co jest? –pyta wskazując palcem na wzgórze.
-Co wy tam w Teksasie,  koników polnych nie macie????!!!????

  Irlandczyk, Włoch i Polak wchodzą do baru na Manhattanie, zamawiają kolejkę i wspominają inne lokale.
 - W Dublinie jest taka knajpa, w której kupujesz pierwszą whisky, drugą whisky, a trzecią stawia ci właściciel knajpy!- chwali się Irlandczyk.
 - To jeszcze nic. W Mediolanie jest taki bar, gdzie kupujesz butelkę wina, a drugą i trzecią stawia ci szef lokalu!- wzdycha Włoch.
 - Eee, panowie, to jeszcze nic- mówi Polak.- W Warszawie jest taka  knajpa, gdzie kupują ci pierwszą wódkę, drugą wódkę, płacą nawet za  trzecią i czwartą, a później odwożą do domu, rozbierają i kładą do łóżka!
 - Co?- niedowierza dwóch kompanów.- Byłeś w takiej knajpie?
 - Nooo, ja nie...- mówi Polak.- Ale moja siostra była...

Do baru wchodzą: Szkot, Irlandczyk, Walijczyk i Anglik. A barman na to:
-Co to? jakiś kawał?

Papież i Królowa Elżbieta stoją na balkonie, na który spoglądają setki tysięcy ludzi. Królowa mówi do Ojca Świętego: Założę się o dziesięć dolców, że jednym ruchem ręki sprawię że każdy Anglik, który jest tam w dole oszaleje z radości. Papież na to:
-Nie. To niemożliwe.
A królowa:
-To tylko popatrz! – podnosi w górę rękę i wykonuje pełne gracji machnięcie. Wszyscy Anglicy wrzeszczą, podnoszą w górę flagi Union Jack i świrują jak na jakimś meczu.
Tak więc Papież jest w kropce. „Co by tu zrobić?” – myśli. „Nie sądziłem, że jej się takie coś uda!” Myśli więc przez chwilę i mówi:
-A ja się założę, że jednym ruchem  głowy sprawię, że każdy Irlandczyk w tłumie oszaleje z radości. I to nie tylko teraz na chwilę, ale będzie radosny przez resztę tygodnia.”
Królowa kręci z niedowierzaniem głową.
- Nie to jest niemożliwe! (i przyjmuje zakład)
Na co Papież „wali ją z bańki”.

Po ulicach Moskwy pędzi sobie limuzyna pełna gangsterów. Nagle z bocznej uliczki wyjeżdża niespodziewanie Zaporożec i odrywa limuzynie tylny zderzak. Obydwa samochody zatrzymują się. Z Zaporożca wysiada jakiś gamoń i zaczyna ze łzami w oczach przepraszać, że nie zauważył. Mafiosi jednak zbierają się do bicia.
-Niet, to ci nie ujdzie na sucho! Zaraz ci tak mordę obijemy, że cię rodzona mać nie pozna!
Kierowca Zaporożca pada na kolana, załamuje ręce i błagalnie woła:
-Ale jakże to tak? Pięciu na jednego... To się nie godzi!
Wśród gangsterów następuje krótka narada.
-Dobra! „Włochaty” i „Struna” będą z tobą...


Nowy Ruski przeprowadził się do Polski. Zadzwonił do polskiego Klubu Nowobogackich i mówi, że chce się zapisać.
- A masz najnowszego Volkswagena?- pada pytanie.
- No..... nie
- Masz dwupiętrową willę?
- No..... nie
- A masz chociaż łańcuch wysadzany brylantami i innymi drogimi kamieniami?
- No..... nie
- No to jak już to wszystko będziesz miał, to wtedy pogadamy!
Nowy Ruski dzwoni więc do swojego służącego:
- Wańka, sprzedaj nasze Cadillaki i kup takie tanie, niemieckie gówno jakim wszyscy tu jeżdżą!
- Tak toczno!
- I każ zburzyć dwa górne piętra naszej willi...
- Da... Coś jeszcze?
- Ta... zabierz Burkowi obrożę i mi ją przywieź...


Do dentysty przychodzi Ruski i otwiera jamę, a tam: same złote zęby i diamentowe koronki. Zakłopotany drapie się w głowę i pyta:
- Ale co ja tu właściwie miałbym panu zrobić?
- Chciałbym alarm założyć...

Europejczycy

Była sobie piękna wyspa pośrodku bezkresnego oceanu i wylądowali na niej (są różne warianty) następujący rozbitkowie:
·           2 Włochów i 1 Włoszka,
·           2 Francuzów i 1 Francuzka,
·           2 Niemców i 1 Niemka,
·           2 Kalifornijczyków i 1 Kalifornijka,
·           2 Anglików i 1 Angielka,
·           2 Bułgarów i 1 Bułgarka,
·           2 Szwedów i 1 Szwedka, oraz
·           2 Irlandczyków i 1 Irlandka.
Po jednym miesiącu pobytu na owej wyspie...
  • Pierwszy z Włochów zabił drugiego z powodu Włoszki...
· 2 Francuzów i Francuzka żyli we trójkę długo i szczęśliwie (tzw. „menage a trois”)...
· 2 Niemców ma ściśle przestrzegany regulamin z tygodniowym grafikiem kiedy kto może korzystać z niemieckiej kobiety.
· 2 Kalifornijczyków sypia ze sobą a dziewczyna opiera ich, sprząta i gotuje
· 2 Anglików czeka aż ich ktoś przedstawi Angielce
· 2 Bułgarów spojrzało najpierw na bezkresny ocean, potem na swą towarzyszkę, ciężko westchnęli i zaczęli płynąć...
· 2 Szwedów rozmyśla nad zaletami samobójstwa podczas gdy Szwedka zrzędzi na temat ciała, które należy wyłącznie do niej oraz wykłada prawdziwą naturę feminizmu. Ale przynajmniej nie pada śnieg i podatki są niskie...
· Irlandczycy zaczęli od podziału swej wyspy na Północ i Południe oraz pobudowali gorzelnię. Nie pamiętają czy seks był na obrazku bo im się trochę wizja rozmyła po pierwszych paru litrach kokosówki, ale przynajmniej mają tę satysfakcję, że Anglicy nie pieprzą.


Jak Irlandczyk przywołuje psa?
(wkładamy zagięte palce wskazujący i kciuk, tak jakbyśmy chcieli głośno gwizdnąć, ale NIE GWIżDżEMY, lecz wołamy, wciąż z palcami w buzi:)
-Burek do nogi!


Dlaczego Niemki nie bawią się w chowanego?
Bo nikt ich nie szuka.

Odmiana lokalna (m.in. śmiéchy z górali)

Mała uwaga: przytoczone dowcipy starałem się pisać czymś, co przynajmniej brzmi jak gwara góralska. Najlepiej bowiem jest je opowiadać właśnie takim, żywym językiem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że do gwary mi daleko, ale chciałbym, aby dowcip był zrozumiały, dla tego najczęściej stosuję u jedynie stylizację na gwarę góralską, nie zaś słownictwo. Przepraszam górali.

Idzie turysta nocą przez góry, patrzy a tu samotna chatka bacówka.  Wchodzi do chaty i rozgląda się zdziwiony. Baca i żona bacy leżą nieruchomo w łóżku z otwartymi oczami, światła pozapalane, w domu cisza grobowa. Facet się trochę wystraszył, ale zaraz pomyślał, że skoro bacowie nie żyją, można coś ukraść z domku. No więc zwinął odtwarzacz i ruszył z nim na szlak. Po chwili przypomniał sobie, że widział też fajny plazmowy telewizor i wrócił po tenże. A bacowie dalej leżeli. Uciekając ze sprzętem pomyślał, że ta bacowa to nawet całkiem niezła babka była (jeszcze ciepła) i można by ją „obrócić”. Wrócił więc do domku, zrobił swoje i poszedł w długą. Po chwili bacowa odzywa się do bacy:
- Te, Józiek, to ze łon ukrod video to nic, to ze ukrod telewizor to tyż nic, ale ze un mię wyobracoł a ty nic, to to już som scyty!
 A baca na to:
- Ha ha, piérwso się uodezwała! Gasić światło!

-Baco, całe życie przeżyliście w tej wiosce?
-Jesce nié...

Wychodzi rano baca przed chałupę, przeciąga się i woła ku wiersyckom:
-Jaki piękny dzionek!
A echo z przyzwyczajenia:
- mać!... mać!... mać!...

- Ahoj baco! Co robicie??
- A hoj was to obchodzi!!



Siedzi sobie baca na brzegu rzeki. Pytajom go cepry jako będzie pogoda.
Ano wicie, to je bardzo proste. Jak widać wyraźnie drugi bzeg zeki, to znacy, ze będzie padać...
-A jak drugiego brzegu NIE widać.
-A to jus właśnie pado...

Stary baca siedzi na przyzbie. Obok niego przechodzi Maryna.
-Maryna, zajdź no do chałupy! Pochędożymy sobie...
-A co też wam baco, dyć do kościoła idem!
Mija pięć minut, Maryna wraca i mówi:
Wiécie baco, tak se myśle: Kościół stoi i stać będzie, a z wami to jus róznie bywa!...

Idzie sobie wyciecka ceprów po hali. Patsą, a tu na łączce lezy sobie baca i pasie łowiecki. Pytają go grzecznie
-Baco, a nie wiecie, która to godzina jest?
-Wiém – pedo baca.
-Tedy nam pedzcie...
Baca na to wzion kijasek, pomachał jaja baranowi i pedo:
-Dwunasta czrtyrdzieści seść.
Turyści nie wierzą własnym oczom. Spoglądają na zegarek: rzeczywiście, jest 12:46. Postanowili zagadnąć go o to samo gdy będą wracać z wycieczki.
Po kilku godzinach wracają. Baca nadal sobie leży.
-A którom to godzinę tera macie, baco?
Baca znów wzion kijasek, pomachał jaja baranowi i pedo:
-Łosiemnasta csynaście!
Turyści patrzą na zegarek, rzeczywiście miał rację. Chcąc się dowiedzieć na temat tej przedziwnej metody określania czasu pytają:
-A jakze to baco, to wy godzinę po jajach poznajecie barana?
-Nié, ino mi wieze kuościelnom z zygarem zasłaniajom!

Z okazji 50-tej rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem, na uroczystej akademii w Pałacu prezydenckim zbierają się kombatanci z różnych stron kraju. I zebrało im się na wspomnienia. Opowiada Warszawiak:
-W czterdziestym czwartym, jak było już tak strasznie ciężko i zupełnie nas opuściła nadzieja, tośmy sobie chodzili wieczorami w krzaki nad Wisłą i po cichutku sobie nuciliśmy: „Jeszcze Polska nie umarła...”
Na co Poznaniak unosi brwi i energicznie kręci głową:
- A nie... U nas to było  zabronione!


Idzie sobie wyciecka ceprów. Widzom starego bacę.
-Baco, a ile to owiecek macie w stadzie?
Stary rzuca okiem na pobliską gromadkę i mówi:
-Seśdziesiont łosiem.
Nie wierząc, że tak szybko policzył, turyści liczą i ku ich zdziwieniu rzeczywiście jest 68. Chcąc się przekonać co do zdolności liczenia, pytają wskazując na przeciwległą łąkę po drugiej stronie doliny.
-A tam, w tamtym stadzie po drugiej stronie?
Stary baca przygląda się stadu przez kilka sekund i mówi
-Sto dwadzieścia seść!
Turyści zaczynają liczyć przy użyciu lornetki. Jakoz i tym razem liczba się zgadza. Są zaskoczeni.
-Baco! Jak wy to robicie, że tak szybko liczycie owcieczki?
-Wicie panocku! Ja mam taki mały sekret... Ja wcale łowiec nie licę!
-Jakże to? to skąd wiecie, ile...
-Bo jo im licem nogi i dzielem bez ćtyry!


Wychodzi baca przed chałupę. Spogląda na stadko owieczek pasących w ogrodzeniu. Uśmiecha się pod nosem:

- Jak sułtan, normalnie jak sułtan...

Stanął baca przed sądem za nielegalne posiadanie broni.

- Co macie na swoją obronę, baco? - pyta prokurator.
Baca odpowiada:
- Czołg w stodole!

Przed sądem sprawa bacy o ustalenie ojcostwa.
-Baco! Znacie tę oto Jadźkę?
-Znom!
-A to dziecko to wyście jej zrobili?
-Ano jo!
-To jak będzie z płaceniem?
-A dyć jo wysoki sądzie nic nie chce za tom robotę...

Po powrocie z wojska młody juhas wraca do żony i wyciąga ją przed chałupę:
-Popatrz Jaguś pójdziemy na spacer!
Żona chwyta go za rękę i ciągnie do sypialni, ale on stanowczo wyciąga ją z domu. Mówi:
-Widzis Jaguś te piekne smreki na wiersyckach?
-Widzem, ale może byśmy tak pod piezynę?...
-Jaguś, a widzis ty te piekne niebo nad nami?
-A dyć widzem, ale poszedbyś ze mną do chałupy...
-A widzis te łąki zielone hań tam w oddali, we dolinie?
-Widzę!
-To se je zapamiętaj, bo pses najblizsy miesionc bedzies ino sufit łoglądała!


Zawody, kto dłużej wytrzyma pod wodą. Zawodnik niemiecki - wysoki, doskonale zbudowany blondyn. Skacze do wody - mija 5 minut, 10, 15 - zawodnik wynurza się, ciężko łapiąc powietrze. Widownia szaleje. 

Dziennikarze pytają: 

- W jaki sposób udało się Panu osiągnąć tak doskonały rezultat? 
Zawodnik odpowiada: 
- Tylko zdrowa żywność, codziennie wyczerpujące ćwiczenia. 
Zawodnik rosyjski. Jeszcze lepiej zbudowany. Krótka rozgrzewka, skok do wody. Mija 10 minut, 15, 20, 25. Zawodnik wynurza się - cały czerwony. Tłum szaleje. Dziennikarze pytają jw. 
Zawodnik odpowiada: 
- Kąpiele w Wołdze codziennie, trening 15 godzin na dobę itd. 
Zjawia się zawodnik z Polski, chudzina zabiedzona, niewysoki. Przed skokiem pociąga łyk „czegoś na rozgrzewkę” i skacze. Mija 15 minut, 20, 25, 30, 40 widzowie i sędziowie zaczynają się niepokoić, gdy nagle wynurza się w 44 minucie, prawie siny, łapczywie łyka powietrze. 
Tłum wiwatuje, nieustający aplauz, dopadają go dziennikarze i słychać jedno pytanie:
- W jaki sposób???
Polak odpowiada, ciężko dysząc:
- Koszulka mi się na o jakiś korzeń zaczepiła...

Na holenderską farmę przyjeżdża gość z urzędu imigracyjnego i pyta Polaka:
- Ma pan pozwolenie na pracę ?
Polak:
- Mam
Urzędnik:
- A tamten facet ma??
- Ma, ale on nie mówi po holendersku.
Gość:
- To niech go pan zawoła.
- Jóóóóózeeeeeeeeeek, spierdaaalaaaaaj!!!

Idzie sobie cepr skrajem lasu. Widzi starego bacę, który siedzi na gałęzi. W ręce trzyma piłę, którą piłuje właśnie tę gałąź.
-Oj baco! Bo spadniecie!
Baca na to:
-Zaś by tam!
Turysta wzruszył ramionami i poszedł dalej. Baca nie przestaje piłować. Po jakimś czasie nadpiłowana gałąź pęka a stary zwala się z łomotem na ziemię. Otrzepuje się i zdziwiony mruczy do siebie:
-Prorok jaki, cy co?!


Siedzi baca przed chatką. Przed bacą kloc drewna i kupka wiórków. Przechodzi turysta i pyta:

- Baco! Co tam strugacie?

- Ano, cółenko sobie strugom.
Turysta poszedł. Następnego dnia rano przechodzi tamtędy i widzi bacę. Baca siedzi przed klockiem drewna i go struga. Przed bacą górka wiórów. Turysta pyta:
- Baco! Co tam strugacie?
- Ano, stylisko do łopaty sobie strugom.
Następnego dnia: Baca siedzi przed chatką, w rękach trzyma drewienko, przed nim kupa wiórów. Ten sam turysta pyta:
- Baco! Co teraz strugacie?
- Jak nic nie spiepse, to wykałacke...

Na przystanku stoi sobie gazda i stary baca Józef.
Baca pyta gazdę:
-Jądruś, a ożeniłeś ty się?
-Nié!
-A wiela ciebie roków?
-Trzydzieści dwa.
-No to na co ty cekos?!?
-Na autobus!

W sądzie trwa sprawa o zabójstwo. Sąd pyta oskarżonego:
-W jaki sposób oskarżony dokonał zabójstwa?
-Ano, machnąłem go bez łep gazetom!
-A co było w tej gazecie?
-Nie wiem, nie czytołem!

Idzie sobie baca dolinom, niesie ksionzecke do nabozeństwa. Pytajom go ludziska:
-A dokąd to idziecie baco?
-Na kobitki.
-Zaś-by tam! To po co wam ksionzecka do nabozeństwa? Przecie dziś piątek!
-Bo jak będzie piéknie, to się do niedzieli zostanę!

Baca siedzi przed chałupą i całuje się po rękach. Przechodzący turysta pyta:
- Baco, co wy robicie?
- A właśnie to je gra wstępno. Zara bede się łonanizował.

W sądzie trwa sprawa o zabójstwo. Sąd pyta oskarżonego bacę:
-W jaki sposób oskarżony dokonał zabójstwa?
-A dyć, walnąłem go bez łep szynkom!
-Czy była to szynka wieprzowa?
-Nié!
-Czyli wołowa!
-Tyż nié!
-Cielęca?
-Nié!
-No to jaka!?!
-Wąskotorowa...

Jedzie sobie kolejka na Kasprowy grupa turystów i baca. Jako jedyny kurczowo trzyma się obiema rękami uchwytu. Turyści podśmiewają się z niego:
-Zawsze tak się trzymacie baco jak jedziecie kolejką linową?
-A bo jak jechołek roz i wyleciało dno wagonika, tom się ino ja uostał...


Jedzie gazda z gaździną furmanką. Nagle niebo się zachmurzyło, rozszalała się burza. Znienacka 20 metrów przed furmanką uderzył piorun. A gazda patrzy w niebo, palec podnosi i mówi:

- Nooooooo...

Jada dalej. Po chwili następny piorun uderzył 5 metrów za furmanką. Gazda znów podnosi palec i mówi:
- Noooooooooooooo...
Znowu jadą dalej. Nagle kolejny piorun uderza w gaździnę jadącą na furmance, a gazda zadowolony:
- No!

Siedzi sobie na przyzbie stary baca i pyka fajeckę. Psychodzi ku niemu gazda.
-Baco! Szczęść boze! Wyście sóm tacy stazy...
-Ano...
-... i tacy mądzy... Tedy mi rzeknijcie, na cym się ta naso ziemia łopiro?
Baca się zamyślił, z fajecki se pyknął i pedo:
-Wiecie gazdo, mi się widzi, co łona się łopiro na ćtyrech wielgich spodkach...
-Aha! – uciesyl się gazda i poleciał do chałupy. Nie mineło dwie godziny kiej się gazda wraca:
-Baco, jesteście tacy stazy i mądzy, tedy mi zeknijcie: na cym się te wielkie spodki łopirajom?...
Baca się zamyślił, z fajecki se pyknął i pedo:
-Wiecie gazdo, mi się widzi, co łone się łopirajom na ćtyrech jesce wienksych spodkach.
-Aha! – uciesyl się gazda i poleciał do chałupy. Nie mineło pól godziny kiej się gazda wraca nazad:
-Baco! Wyście sóm tacy stazy i tacy mądzy... Jeno mi pedzcie, na cym się te ćtyry jesce wienkse spodki łopirajom?...
Baca się zamyślił, z fajecki se pyknął i pedo:
-Widzi mi się gazdo, co wos w dupe kopnem!

Gaździna leży chora we izbie. Marudzi męzowi:
- Jendruś, otwóz no te okno bo mi gorąc...
A po chwili:
- Jendruś, zawrzyj okno, bo się cała wyziębię...
Mąż posłusznie spełnia zachcianki chorej, choć ta co parę minut zmienia zdanie. W końcu wziął do ręki lagę i wytłukł szybę.
- No to masz tero i zamknięte, i otwarte jednocześnie...

Turysta zaczepia bace w lesie:
- Gdzie jest Giewont?
- Łot.. - turysta zdziwiony, ale pyta po angielsku:
- Łer is Giewont baco?
- Łot.. - odpowiada baca - turysta swoje:
- Łer is Giewont? -
- Łotpierdol-ze siem! Nie widzis ze lejem!?!

Idom sobie turysty w wysokie góry, a tu przed izbom siedzi se baca z czarnym baranem. Ładny był, więc go pytajom, po ile go sprzeda.
Baca mówi, że za sześć milionów.
-Za drogo, baco! – I poszli. Po jakimś czasie wracają, a tam siedzi baca, ale barana ni ma. Pytają go więc:
-Baco, a gdzie wasz baran?
-Ano, zamieniłem się z sąsiadem. Na dwa koty po trzy miliony...

W pociągu do Nowego Targu jadom se bacowie i rozwionzujom ksyzówki. Jeden pedo do drugiego:
-Wicie, juzem skońcył, ino mi się jedno hasło łostało:
-Ano gadojcie jakie?
-„damski otwór”. Na ćtyry litery. Pierso „P”
-A w pionie, cy w poziomie?
-W poziomie!
-To piscie PYSK!

W górskiej wiosce o wyjątkowo wysokim przyroście naturalnym urządzono prelekcje na temat antykoncepcji. Pokazano różne sposoby zapobiegania ciąży. Na koniec pan prelegent rozdał kilka prezerwatyw.
Wraca Jontek do chałupy po odczycie. Je kolację, odmawia pacierz. Siada na łóżku i zabiera się do nałożenia kondona. Widzi to jego Jagna i jak nie krzyknie:
-Jontek, ty się Boga nie bois! Dzieciska butów nie majom, a ty se ciula strois!!!

Na teren popowodziowe przyjeżdża rządowa komisja aby ocenić straty. Nagle widzą, że na terenach zalanych koło chatki na skraju pola po wodzie przesuwa się góralski kapelusz. Kapelusz przemieszcza się kilometr w prawo, potem z powrotem w lewo. Rządowi pytają sołtysa:
Co to?
-A dyć Józik Gąsienica stwierdził, ze powódź nie powódź, pole trza zaorać!...

Do bacy na kwaterę przyjechało dwoje turystów. Przez trzy dni nie wychodzili z chałupy. Baca boi, się, czy się coś nie stało. Puka do drzwi i pyta:
-Zyjecie?
-Tak!
-A coście bez tyn cały cas jedli?
- żywilismy się... owocami miłości.
-Dobra, dobra! Ino mi tych skórek od owoców ni wyzucajcie bez łokno, bo mi się kury i kacki dławium!

Na targu turysta do gazdy:
-Oj coś chude te wasze kurczaki! Czy one wam w głodu nie padły?
-Nié... Zdonzyłek je psed śmiercium zarznońć!

W sądzie jest rozprawa o pobicie. Sąd pyta:
-Jesteście oskarżeni o pobicie waszego sąsiada. Są świadkowie. Czy macie coś na swoją obronę?
-Nié! policjanty mi orcyk zabrały!

Grupa Górali po raz pierwszy przyjechała do miasta. Ponieważ mieli tam spędzić kilka dni, zarezerwowano im hotel. Na noc udali się do pokojów a rano ma być zbiórka. I rzeczywiście, rano wszyscy zeszli na śniadanie. Wszyscy, ale nie Dziuniek od Gąsieniców. Sprawdzili, czy nie ma go w autokarze. Czy nie została w domu uciech gdzie niektórzy bawili ubiegłego wieczoru. Wreszcie zdesperowani dzwonia z recepcji do pokoju. Dziuniek odbiera telefon.
-No schodź-że do nas będziemy za chwilke wyjezdzać!
-Krucafuks, kiej nie mogę wyjść z pokoju!
-Jagze to?
-No bo tu som ino csy dźwi. Jedne sum do wychodka, jedne do safy, a na csecich jest kartecka a na niej stoi napisane: „Nie przeskadzać!”

Na wypas w wysokich górach wyrusza redyk kilku starych doświadczonych baców i jeden młody „prawiczek”
Idą pod górę, młody chłopak szarpie za rękaw jednego ze starszych i pyta na stronie
-A nie ckno wam tam w górach do bab?
-A zaś by tam! Przecie som łowce...
Młody pasterz bardzo się w duchu zdziwił, ale nie dał poznać po sobie. Ponieważ zaniedługo zapadła noc, młodzieniaszek poszedł do stada i przygruchał sobie do szałasu łowieckę, coby z niej skozystać.
Rano wychodzi przed szałas, a tam cała gromada baców kula się ze śmiechu na jego widok. Młody pasterz jest strasznie zmieszany. Łzy stają mu w oczach. Z wyrzutem pyta:
-A cegós to się bace śmiejecie? Przecieś-cie sami mówili, ze sóm łowce...
-A bo-ś ty se, pacanie takom najbzytsom wybroł!

W sądzie trwa proces o gwałt. Oskarżonym jest młody juhas. Wygląd ma chuderlawy. Na procesie broni go matka jak tylko może. W pewnym momencie zdesperowana rozpina synowi rozporek, wyciąga członka na wierzch i potrząsając nim przed wysokim sądem krzyczy:
-No czym on panie sędzio miał ją zgwałcić. Czym?!?
Na to góralik:
-Oj matka, nie rusojcie, bo psegromy sprawę!!!

I tu mała dygresja. Dowcipów nie należy skracać w zasadzie. Oto bowiem jedna z moich koleżanek, słynna z „palenia” dowcipów, opowiedziała go mniej więcej w następującej wersji:
„W sądzie trwa proces o gwałt. Oskarżonym jest młody juhas. Wygląd ma chuderlawy. Na procesie broni go matka. W pewnym momencie rozpina synowi rozporek, wyciąga członka na wierzch i zaczyna nim potrząsać przed wysokim sądem. Na to juhas krzyczy:
-Czym matka, czym?!?”
(ano, można i tak!)

Rolniczy Tydzień: Porady dla bywalców:


  • kolacja poza domem
Gdy pijesz z gwinta – pamiętaj zawsze, aby palcami zasłaniać nalepkę.
rozrywka w domu
Nie pozwalaj psu jeść przy stole. Choćby nie wiem jak dobrze był tresowany.

  • higiena osobista
Uszy należy czyścić regularnie. Jest to jednak zabieg, który należy wykonywać wyłącznie własnymi kluczykami od Syrenki.
Prawidłowe używanie środków czystości może o dobrych kilka dni odsunąć w czasie konieczność wykąpania się. Jeśli jednak mieszkasz sam, stosowanie dezodorantu oznacza wyrzucanie pieniędzy w błoto.
Brud spod paznokci i smary są nie do przyjęcia w towarzystwie. Powodują ześlizgiwanie się z damskiej biżuterii oraz zmieniają smak potraw spożywanych palcami.

  • randka (z kimś spoza Rodziny)
Bądź asertywny. Niech wie, że ci na niej zależy. Zagajaj np.: „Pragnąłęm się z tobą spotkać od kiedy 2 lata temu przeczytałem o tobie na ścianie w kiblu.”
Uzgodnij z jej rodzicami, na kiedy ma być odstawiona z powrotem. Niektórzy powiedzą: „Na dziesiątą”, inni “Na dwudziestą drugą”. Zwykle chodzi o to samo. Możesz jednak usłyszeć od kogoś: „W poniedziałek”. W takim przypadku mężczyzna odpowiedzialny jest za odwiezienie dziewczyny na czas, żeby się nie spóźniła do szkoły.

  • w kinie
Powstrzymuj się z mówieniem do postaci na ekranie. Badania naukowe wykazują, że one cię i tak nie słyszą.

  • wesela
Żywy inwentarz -zwykle- nie jest najszczęśliwszym pomysłem na pomysł dla nowożeńców.
Całowanie panny młodej dłużej niż przez pięć sekund może skończyć się groźnym w skutkach postrzałem.
Jeśli jesteś drużbą – pożycz frak. Kombinezon i czysta koszula od udoju, przepasane czystym szalikiem jest w towarzystwie uważane za niesmaczne.
Choć zwykle jest to niewygodne, tym razem powiedz sakramentalne „tak” skarpetom i butom. To naprawdę specjalny dzień.

  • na drodze
Zmień światła długie na mijania gdy z naprzeciwka nadjeżdża jakiś pojazd. Nawet pomimo, że broń jest już naładowana a jeleń jest dobrze widoczny.
Przy dojeździe do skrzyżowania pierwszeństwo ma pojazd, który ma największe opony.
Nigdy nie holuj innego samochodu za pomocą szlaucha czy gumy od bielizny.
Wysyłając żonę z kanistrem jest nieuprzejmie prosić ją żeby ci w nim przyniosła piwo.
Nigdy nie przesiadaj się w poruszającym się pojeździe. Zwłaszcza jeśli prowadzisz.

  • rady na każdą okazję:
Na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy nigdy nie zabieraj piwa.
Na podwórku zanim kogoś zastrzelisz – wypytaj o tożsamość.
Przynoszenie bełta do kościoła jest obleśne.
Jeśli musisz odkurzać w łóżku – czas zmienić prześcieradła.
Nawet jeśli nie jesteś pewien, czy cię wymieniono w ostatniej woli zmarłego- nic nie usprawiedliwia przejazdu TIR-em w kondukcie.


A mojo staro to nasym autem zasuwa jak pieron!
-Tak szybko?
- Nie! Tak często wali w drzewa!...


coś dla Poznaniaków:
Do restauracji na Starym Rynku wchodzi głodny jegomość i pyta kelnera co może zjeść.
- Szanowny Panie – mówi uprzejmie kelner – Mamy dziś w karcie naszą specjalność. Danie dnia: "WĄTRÓBKA ZE STRUSIA".
Ponieważ brzmiało ciekawie, klient zamówił i czeka. Kelner przyniósł, tamten zjadł ze smakiem i zapłacił.
Po paru dniach ten sam gość ponownie zawitał do lokalu. Rozsiadł się wygodnie a gdy podszedł do niego kelner, poprosił go:
Proszę pana poproszę danie dnia, które podaliście mi parę dni temu. "WĄTRÓBKĘ ZE STRUSIA"! Kelner zapisał zamówienie i poszedł do kuchni. Po chwili jednak wrócił ze smutną miną:
- Bardzo mi przykro, ale nie mamy dziś wątróbki ze STRUSIA. Może szanowny pan zechciałby zamiast tego WĄTRÓBKĘ Z RASZEI?...
(Raszeja i Struś to nazwiska patronów dwóch znanych w Poznaniu szpitali. Ich nazwiska to zwyczajowa nazwa tych placówek)

1 comment:

do Bożego Narodzenia AD 2019 niedaleko

    Z a miesiąc już będę w Kraju. Długo mnie nie było. Od maja. A przynajmniej tak się czuję (Gosia mnie koryguje że nie aż tak długo, No...