Zapraszam do bodaj najobszerniejszego objętościowo rozdziału zawierającego elementy etniczne, narodowe. Na początku już napisałem, że nie jestem
antysemitą, anty-Szkotem i t.p. i nie chcę obrazić żadnego obywatela żadnego
kraju. Potraktujcie Państwo dowcipy „narodowe” jako przejaw pluralizmu. Choć
dowcip tego typu zdaje się uderzać w stereotypy panujące na temat danej nacji,
to jakże często zdarza się, że sami przedstawiciele danej nacji z uciechą opowiadają dowcipy „o sobie”. I nikt nie ma za złe pozornego nastawienia
antyżydowskiego czy antyszkockiego. Czasem wręcz dowcipy narodowe, czy jak je
inni nazywają etniczne, są dla ludzi
przewodnikiem pozwalającym orientować się w aspekcie kulturowym własnej
społeczności. Wręcz podtrzymują wartości etniczne, kulturowe, zwyczaje i
filozofię życiową grup hermetycznych, odseparowanych od reszty pluralistycznej
społeczności. Kawały etniczne są raczej bezosobowe lub odwołują się do postaci
z przeszłości. Niektóre bywają przaśne lub obsceniczne. Ale pamiętajmy, że i
taka bywa natura humoru. Jedno jest pewne, przedstawiam tu spektrum dowcipów
narodowych nie w celu konfrontacji, ale po to by zapoznać ze specyfiką
niektórych nacji. Trochę jak filatelista ślęczący z lupą nad swymi znaczkami
dowiaduje się, jak wyglądają nieznane mu dotychczas rzeczy, miejsca i ludzie.
Ponieważ nie da się tego ukryć na dłuższa metę powiem już od razu, że w tym rozdziale na szczególną rolę zasługuje humor żydowski. Ci, którzy znają się nieco na tym humorze, na pewno zachichoczą gdy powiem, że kiedyś w księgarni pani poproszona o jakąś pozycję z dziedziny czarnego humoru podała mi, a jakże humor żydowski, mówiąc: „Mamy tylko to na magazynie”. Żydzi, którzy funkcjonują we współczesnym świecie są dumni z funkcjonowania humoru określanego mianem żydowski. Bo to im pozwala pamiętać o swej tożsamości. O narodzinach, o obrzezaniu, o koszernym jedzeniu, o inicjacji religijnej, o seksie, o Bogu, o prowadzeniu interesów, o obyczajach, o świętach, o prześladowaniach. O życiu. I o śmierci... To -wbrew pozorom- umacnia. I taki sam mechanizm funkcjonuje również u innych grup społecznych. Oczywiście są kawały pseudo-narodowe- takie które biorą na cel jakichś ludzi chcąc ich ośmieszyć i skrzywdzić. Granica bywa bardzo płynna. Na pewno słyszeliście o tak zwanych „polskich dowcipach, bardzo modnych na Zachodzie. Są nie tylko o Polakach, o Szkotach, o Rosjanach, o Włochach czy Irlandczykach. Co bardzo ciekawe, przeważnie każdy naród hołubi kawały na temat swych sąsiadów (patrz humor szkocki, który oprócz stereotypowego nurtu podkreślającego oszczędny tryb życia, pielęgnuje motyw odrębności od Anglii i jej mieszkańców). Kwestia w tym, aby nie przekroczyć w tym wszystkim miary. Mam nadzieję, że mój zbiór etniczny tej granicy nie przekroczył. Szczerze ubolewam jeśli ktoś będzie miał inne odczucia.
PS. Będzie dużo objaśnień i przypisów.
Humor
szkocki
Wiecie, jak zaczynają się przepisy w szkockiej
książce kucharskiej?
„Pożyczyć od sąsiada pół kilo mąki...”
Z poradnika:
„Stare książki telefoniczne świetnie nadają się
na notatniki adresów. Należy po prostu wykreślić nazwiska tych osób, których
nie znamy.”
„Oszczędzisz benzynę pchając swój samochód do
miejsca przeznaczenia. Inni współużytkownicy na pewno pomyślą, że ci się zepsuł
i pomogą ci pchać.”
„Zwiększysz żywotność swoich dywanów jeżeli je
zwiniesz w rulon i schowasz w garażu.”
„Najpewniejszy sposób na uzyskanie dwóch butelek płynu do naczyń w cenie jednej jest umieszczenie jednej butelki w koszyku, a drugiej pod połą płaszcza...”
(przepraszam, dość płaski dowcip. Niekoniecznie o Szkotach...)
Szkot na łożu śmierci. Wokół rodzina zastanawia
się nad pogrzebem.
Brat umierającego mówi:
-Można by mu urządzić pogrzeb pierwszej klasy.
Żona na to:
-Nie widzę powodu. Wystarczy druga.
Synek nieśmiało:
-Trzecia klasa też by nie była najgorsza...
Umierający słysząc to szepce ostatkiem sił:
-Jak chcecie, to pójdę pieszo...
Mały James wchodzi do domu i dumnie oświadcza:
-Tato oszczędziłem dziś 10 pensów.
-W jaki sposób?
-Biegłem za autobusem do domu zamiast wsiąść do
niego...
Na to mamusia marszczy brwi:
-Mogłeś się bardziej postarać. Gdybyś biegł za
taksówką, tobyś oszczędził pięć funtów!
W kościele w Szkocji ksiądz zwraca się w kazaniu
do wiernych:
-Już mi nie chodzi o to, że mi na tacę rzucacie
guziki. Ale niech to będą wasze guziki. Nie wyrywajcie ich z poduszek na
klęcznikach!
W innym kościele, inny ksiądz pod koniec mszy,
wznosi modły:
-Panie, dziękujemy Ci, że taca wróciła z
powrotem...
Wiecie, że jest kawa po irlandzku. Ale czyście
próbowali kawy po szkocku? ... Zalewa się wrzątkiem spalona grzankę.
W hotelu w Aberdeen recepcjonista mówi do nowego
gościa:
-Czy ma pan dobrą pamięć do twarzy?
-Tak, dlaczego?
-To bardzo dobrze, bo w łazience nie ma
lustra...
Szkocki dylemat: czy stawiać dłuższe kroki, żeby
podeszwy wystarczyły na dłużej, czy jednak krótsze aby nie popruły się szwy w
bieliźnie...
Właściciel szkockiego klubu myśliwskiego
podarował jednemu z członków futrzaną czapkę z nausznikami.
Następnego roku spotkali się zimą i widzi, że obdarowany
ma na głowie zwykłą mycę, a nie jego kosztowny podarunek. Spytał go, dlaczego
nie ma jej na sobie.
- Eeee tam, od czasu wypadku jej nie noszę...
- O jakim to wypadku mówicie? O żadnym nie
słyszałem...
- Jakiś facet zaproponował mi kielicha, a ja go
nie usłyszałem...
Pewnemu stoczniowcowi w czasie
pracy obcięło rękę. wpadła do wody. Koledzy natychmiast zawieźli go do
najbliższego szpitala, bodaj w Glasgow. Tam lekarze zawieźli do na salę
operacyjną... Ale gdzie ta ręka? Cała załoga stoczni przeszukała nabrzeże a tu
nic, jak za przeproszeniem kamień w wodę. Gdy sytuacja stała się beznadziejna,
jednego z poszukiwaczy olśniło. Położył na piasku banknot funtowy. Po chwili
ręka wypełzła z wody, przyczołgała się i kurczowo zacisnęła na pieniądzu.
Pewien Amerykanin zabłądził w
górach Szkocji. Złaził już wiele mil i nie znalazł śladu ludzkiego osiedla. Po
siedmiu dniach napotyka przechodzącego „tubylca” w spódniczce.
-Bogu dzięki! –krzyknął na jego widok –Już ponad
tydzień się błąkam po bezdrożach...
-Jest za pana wyznaczona jakaś nagroda? – pyta
Szkot.
-Nie... – odpowiada Amerykanin.
-To się obawiam, że nadal się błąkasz...
Tablica na szkockim polu golfowym:
„Członków klubu uprasza się o niepodnoszenie
piłeczek gdy te jeszcze się toczą”
List do redakcji:
Kochana redakcjo. Jeśli nie
zaprzestaniecie drukować na Waszych łamach tych tendencyjnych dowcipów o
Szkotach, to przestanę pożyczać Wasze Pismo od sąsiada!”
Pewien Szkot postanowił się ożenić. Zadzwonił
więc do trzech swoich dziewczyn proponując im poważny związek. Dał im przy tym
czas do namysłu. Mary i Clara oddzwoniły po trzech minutach odpowiedziały
twierdząco. Cindy odezwała się o 19:40.
Również odpowiedziała, że wyjdzie za mąż.
Młody Sean zawołał rodzinkę i rzekł:
-Ta będzie wybranką moją miłą, która na tanią
taryfę dzwoniła...
Pewien Szkot wygrał na loterii szczotkę
toaletową. Nigdy wcześniej nic nie wygrał więc był w siódmym niebie. Parę
tygodni później spotyka go kolega i pyta czy nowa szczotka mu się przydaje.
-Raczej tak, choć chyba przejdę z powrotem na
papier toaletowy...
Dlaczego Szkoci są tak dobrzy w golfa?
-Bo zdali sobie sprawę, że im mniej razy będą
uderzać piłeczkę, tym dłużej będzie zdatna do użytku.
-Panie McTavish -mówi psychiatra- Nie rozumiem
jakim cudem pozbył się pan tego jąkania?...
-Musiałem parę razy zatelefonować do Stanów...
W szkockim miasteczku trwa więc
protestacyjny przeciwko obniżeniu cen biletów autobusowych. Przy poprzedniej
cenie roztropna gospodyni mogła zaoszczędzić 20 pensów a teraz jedynie
piętnaście...
McDougal jechał do Aberdeen na skomplikowana
operację serca. Roztropnie kupił bilet tylko w jedną stronę...
Szkocki piłkarz udziela wywiadu:
-Mój pies ogląda wszystkie moje mecze. Kiedy
moja drużyna wygrywa to podskakuje i klaszcze w łapy. A jak przegrywamy to robi
salta...
-A można wiedzieć, ile salt robi?
-To zależy jak go kopnę...
Szkoci odkryli niezawodne lekarstwo na chorobę
morską: na czas rejsu włożyć pasażerowi w zęby monetę dziesięciopensową...
Pewien Szkot ożenił się z dziewczyną urodzona 29
lutego, żeby móc kupować prezenty urodzinowe tylko raz na 4 lata.
Raport z gazety codziennej wydawanej w Glasgow:
„Ubiegłej nocy w dzielnicy Maryhill zderzyły się
dwie taksówki. Troje pasażerów jest ciężko rannych. Pozostałych siedemnastu
z lżejszymi obrażeniami uciekło...”
Anglik, Austriak i Szkot siedzą
w barze i piją piwo. Nagle do kufla każdego z nich wpada mucha. Anglik bierze
łyżeczkę, nabiera do niej trochę piany i muchę, po czym strząsa całość do
śmietniczki. Austriak nabiera w płuca powietrz i zdmuchuje natręta wraz z
częścią piany. Szot delikatnie bierze muchę za skrzydełka, potrząsa nią
energicznie i cicho powiada:
-Dobra, szmaciarzu! Wypluj to!...
Szkot i żyd spotkali się w restauracji na
obfitej kolacji. Ku zdumieniu wszystkich gdy kelner przyszedł z rachunkiem
obecni na sali usłyszeli jak Szkot ze swym charakterystycznym akcentem mówi:
-Ja zapłacę.
Co też uczynił. Następnego dnia nagłówek w
prasie porannej:
„Słynny izraelski brzuchomówca zabity w ślepej
uliczce”
„Prawdziwy dżentelmen to człowiek, który umie
grać na kobzie, ale tego nie robi.”
Szkot przychodzi do kolegi cały we łzach:
-Mój grzebień. Mój kochany grzebień! Ulubiony...
Ząb mi się w nim wyłamał. Co ja teraz zrobię!?
Przyjaciel na to:
-No cóż, nie ma powodu do rozpaczy. Przecież nie
będziesz z powodu wyłamania zęba kupował nowego grzebienia...
-Ale ty nic nie rozumiesz! To był ostatni!...
W czasie przerwy przedstawienia
teatralnego, na które przyszła miejscowa śmietanka towarzyska pewien miejscowy
notable w tradycyjnym szkockim kilcie desperacko pragnął się napić. Zszedł więc
był do barku w podziemiach i spostrzegł, że stoi przed nim trzech podobnych
jegomościów. Ubrani w wojskowe mundury polowe, każdy z nich rosły. W ustach
wielkie cygaro...
Nie mógł uwierzyć własnym oczom
i uszom kiedy pierwszy z nich zamówił kilka butelek szkockiej i rumu oraz
paczkę cygar, po otrzymaniu których nie zapłacił, lecz przedstawił się jako nie
kto inny tylko sam... Fidel Castro. Dostał na kredyt. Jakież było zdziwienie
gdy następny brodaty olbrzym z cygarem również przedstawił się jako Fidel.
Również zażądał na kredyt i dostał, gdyż nie wzbudził żadnego podejrzenia u
barmana. Sytuacja powtórzyła się po raz trzeci. Gdy nadeszła kolej na naszego
bohatera, również i on poprosił o rum, szkocką i cygara przedstawiając się jako
Fidel Castro. Tu jednak napotkał opór.
-Nie ma mowy! – wykrzyknął barman
-A niby dlaczego nie? –spytał oburzony Szkot
-Bo nie ma pan ani brody ani wielgachnego
cygara!
Na to nasz dzielny Angus schylił się, podciągnął
w górę swój kilt i z dumą rzucił:
-Tajna Służba!
Dlaczego Szkoci nigdy nie mogą się napić takiej
kawy, jaką lubią?
-No bo tak naprawdę lubią z dwiema kostkami
cukru. Ale gdy są u siebie to słodzą jedną kostką, a gdy są u kogoś, to zawsze
biorą trzy...
Mały synek prosi swego ojca- Szkota:
-Tatusiu, daj mi czterdzieści pensów!
A ojciec na to:
-Trzydzieści pensów! A na co ci całe dwadzieścia
pensów!?!
Pewien Anglik był wychowywany
przez Szkota aż dorósł pewnego dnia do chwili gdy pojął, że tak naprawdę to ma
angielskie korzenie. Postawił się opiekunowi okoniem i stwierdził, że ma
nadzieję umrzeć jako Anglik.
Szkot wyśmiał go:
-Ty chopie naprawdę nie masz
żadny ambicji?!?
Pewien Szot wyjechał do Londynu
na tygodniowa wyprawę. Niestety doświadczył na własnej skórze, iż tamtejsi
mieszkańcy nie są do niego zbyt przyjaźnie nastawieni. Opowiadał nawet o tym
kolegom po powrocie:
-O trzeciej nad ranem zaczynali
walić czym popadnie, w ściany, w sufity, w podłogę! Czasem walili tak głośno
że własnej
kobzy nie słyszałem...
Na łożu śmierci leży burmistrz Aberdeen.
Siedząca żona przypomniała sobie, że ma mężowi podać lekarstwo, które leży w
innym pokoju.
- Edwardzie – mówi stroskana. – Na parę minut
muszę wyjść. Gdybyś tymczasem miał umrzeć, nie zapomnij zgasić lampy...
W przedziale kolejowym
siedzieli Szkot, Anglik i Cindy Crawford. Jechali sobie do Szwajcarii. Nagle
pociąg wjechał w tunel. Rozległ się odgłos całusa, za chwilę słychać było
głośny policzek. I pociąg wyjechał z tunelu... Gdy zrobiło się jasno okazało
się, że Cindy i Szkot siedzą sobie jak gdyby nigdy nic, natomiast Anglik trzyma
się za policzek. Trzyma się i myśli sobie tak:
„Pewnie ten szkocki maniak
próbował w ciemności cmoknąć Cindy Crawford ale nie trafił, ona się zamachnęła,
ale nie trafiła, a ja dostałem w twarz!”
Cindy myśli: „Pewnie ten
angielski dżentelmen chciał mnie pocałować ale po ciemku nie trafił do mnie,
ale do Szkota. I od niego dostał policzek...”
Szkot zaś myśli sobie: „Ale
było świetnie. Jak jeszcze raz wjedziemy do tunelu to znowu cmoknę i przyłożę w
dziób temu Angolowi!”
Angus
przyjechał do Anglii pracować. Od chwili przyjazdu wkurzał wszystkich
opowieściami o tym jak cudownie i wspaniale jest u niego w Szkocji. Ktoś w
końcu zaoponował i z irytacją powiedział:
-Skoro jak
mówisz jest tam tak świetnie, to dlaczego tam nie zostałeś?
-Bo wszyscy tam
są tak mądrzy, że musiałem przyjechać do was, żeby mieć jakąkolwiek szansę w
życiu!...
Szkot leci
samolotem, obok siedzi Anglik. Podeszła stewardessa i pyta Szkota, czy chce coś
do picia.
-Tak, jasne.
Szklaneczkę whisky...
-Czy – zwraca
się do Anglika- pan również życzy sobie
whisky?
Anglik ze
zgorszeniem wykrzywia twarz i mówi:
-Nigdy!
Wolałbym przez cała trasę przez ocean być gwałcony przez tanie dziwki niż pić
whisky.
Szkot słysząc
to patrzy zaskoczony i mówi:
-Oj! Nie
wiedziałem, że jest do wyboru...
Malcolm pił w
barze całą noc. Kiedy wstał by pójść do domu, upadł na twarz. Próbował wstać
ale znowu bez powodzenia. Postanowił więc się podczołgać na ulicę i spróbować
na świeżym powietrzu. Jak już był przed wejściem spróbował znowu, ale i tym
razem padł mordą na psyk. Jako praktyczny Szkot, postanowił doczołgać się do
samego domu. Przy drzwiach mieszkania spróbował wstać ale go powaliło. Podobnie
przed lustrem w łazience. Dopiero przy łóżku jako tako stanął, po czym opadł
ciężko acz cicho na poduszkę. Rano budzi go silne szarpanie żony za ramię:
-No i co!?
Znowu chlałeś! Jak zwykle! –wrzeszczy lepsza połowa.
-A co też ci do
głowy przyszło moja kochana? –pyta zaspany mąż.
-Bo dzwonili z
pubu, że żeś znowu zostawił swój inwalidzki wózek!!!
Szkot i Anglik
stoją na plaży, znaleźli czarodziejską lampę. Potarli ją, pojawił się dżin,
który z wdzięczności postanowił spełnić po jednym życzeniu każdego z nich.
Anglik mówi:
-Uważam, że
ponieważ Anglia powinna być dla Anglików trzeba skończyć z tą hołotą ze
Szkocji, która do nas przyjeżdża na lumpy. Chciałbym, a by mój kraj został
oddzielony od Szkotów. Najlepiej solidnym murem. Ze wszystkich stron...
I tak się też
stało.
Patrzy Szkot na
ścianę i pyta dżina:
-Dżinie!... A
mocna ta ściana jest?
-Tak, ma 500
stóp wysokości, jest gruba na 20 metrów. NIC się nie przedostanie!
-Okay – mówi
Szkot. –To poproszę do pełna wodą!
W Szkocji
doskonale rozwija się rynek okien z podwójnymi szybami. Podobno po to, aby
dzieci nie słyszały że przyjechał furgon z lodami...
Angusa odwiedził w domu kolega. Patrzy a ten
zrywa ze ścian tapety.
-Ooo.. kiwa ze zrozumieniem kolega widzę żeś się zabrał za dekorowanie?
-Nie. Zmieniam mieszkanie...
Stary Tam McDouglas w czasie kolędy poczęstował
księdza miseczką migdałów.
-Brat mi dał w prezencie, a ponieważ nie mam już
ani jednego zęba to nie mogę ich pogryźć...
-To zabawne, dać człowiekowi bez zębów w
prezencie coś tak nieprzydatnego... –zauważył kąśliwie ksiądz.
-Niezupełnie... Kiedyś były w czekoladzie...
Żona szkockiego farmera miała
uraczyć pasterza swoją słynną w okolicy whisky domowej roboty. Nalała mu zatem
naparsteczek i podała. Pasterz spojrzał z pewnym wyrzutem w oczach.
-No a co byś chciał chłopie?
Przecież ta whisky ma 17 lat! –podkreśliła gospodyni
Proszę pani – smutno mówi
pastuszek. -Ona jest bardzo niewyrośnięta jak na taki wiek...
Na łące szkockiego farmera wylądowała awionetka.
Zaciekawiony gospodarz podszedł do pilota, a ten jakby mu w myślach czytał.
-Co, przeleciałby się pan?
-Noo... Pewnie. A za ile?
-Pięć funtów.
-Oj! to cholernie drogo... –mówi rolnik.
Po chwili namysłu pilot
uśmiecha się i proponuje:
-Panie, możemy pójść na układ:
idź pan po żonę i zabiorę was na lot wart dziesięć funtów za darmo. Ale pod
jednym warunkiem. Nie będziecie krzyczeć w czasie wycieczki.
-No dobra... – i poszedł po
swoją połowicę.
Siedli w samolocie za pilotem
wznieśli się nad okolicę. Cwany pilot zaczął w pewnej chwili wykonywać
karkołomne ewolucje. Robił beczki, korkociągi, pętle. Nic, ani słowa...
Po wylądowaniu odwraca się do Szkota i z
uznaniem mówi:
-No, no! Przyznam, żem jak na rolnika to żeś pan
bardzo odważny!
A ten mu na to:
-Mówiąc szczerze, jak mi
żona wypadła, to mało brakowało a bym krzyknął....
Młody Szkot przyszedł do swego dziadka z
życiowym dylematem.
-Dziadku! Doradź! Mam się
żenić. Muszę wybrać między dwiema. Jedna to śliczna dziewoja, bez grosza przy
duszy. A druga to bogata wdówka, której nie mogę ścierpieć...
-Idź za głosem serca mój drogi.
Ślubuj z tą, którą kochasz.
... A tak przy okazji... To gdzie mieszka ta twoja
wdowa?...
Szkot zabrał taksówką
dziewczynę na przejażdżkę. Była tak piękna, że musiał się zmuszać aby śledzić
licznik...
Pewnego dnia Angus kupił sobie
flaszkę whisky ale w drodze do domu się przewrócił. Poczuł, że po nodze zaczęło
mu coś spływać. Spojrzał w niebo i błagalnie pomyślał: „Panie spraw żeby to
była krew...”
Mały Sean (czyt. szon) chwali się ojcu:
-Tato dostałem dziś piątkę z matematyki!
-Pięknie mój synu. W nagrodę pójdziemy do
cukierni i popatrzymy jak ludzie jedzą ciastka...
Doktor MacGregor umierając prosi małżonkę:
-Tylko się kochanie nie wykosztowuj na napis na
nagrobku...
Pod
koniec pogrzebu, wdowa przybija do krzyża emaliowaną tabliczkę:
„Doktor Sean MacGregor
Przyjmuje w dni robocze od 9 do 15”
MacDogalowi jakiś Amerykanin
zaoferował za psa 500 dolarów. Anglii zaoferował 200 dolarów. Ku zdumieniu
obecnych, Szkot wybrał ofertę Anglika. Na pytanie dlaczego wybrał tak
niekorzystna ofertę, Szkot mrugnął porozumiewawczo i rzekł:
-Z Anglii na piechotę przylezie, ale oceanu to
na pewno nie przepłynie...
Po Szkocji jedzie autobus, którego kierowca
wskazuje co rusz turystom jakieś miejsce i rzuca komentarz typu:
-„W tym miejscu Szkocja zmiażdżyła Anglików”
albo „Tu starto Anglików w proch...” albo „A tu
zmieciono Anglików”.
W końcu jeden z turystów, najwidoczniej Anglik
spytał kierowcę nie wytrzymując:
-Dobry człowieku! Czy Anglicy nie wygrali tu w
okolicy ani jednej bitwy?
-Nie kiedy ja siedzę za kierownicą!
Szkot naprawia antenę. Wtem potyka się i spada z
dachu. Przelatując koło kuchennego okna, woła do żony:
-Dla mnie nie gotuj. Obiad zjem w szpitalu!
Przed meczem piłkarskim między Anglią a Szkocją
kibice przekrzykują się:
-Nieważne, czy ten mecz wygramy czy przegramy. I
tak wygrywamy. Bo po meczu jak rano wstaniecie, to nadal będziecie Anglikami. A
my NIE!
Tam przychodzi do klubu podrapany i z
wywichniętym ramieniem. Zapytany o powód kontuzji wyjaśnił że walczył o honor
dziewczyny. Pełna konsternacja wśród kolegów.
-No! Bardzo chciała go zachować...
Dwóch Szkotów siedzi w niedzielny poranek w
łódce na środku jeziora. W oddali słychać kościelne dzwony.
Tim patrzy na Seana i strapiony mówi:
-Powinniśmy być na mszy...
-I tak bym nie mógł iść. Moja żona leży chora w
łóżku...
Angus sprawił sobie stereo w swoim motorze. Żona
„nadaje” z przodu, a teściowa z tyłu...
Humor żydowski
Jak wynaleziono taniec limbo?
-Pewien żyd chciał się prześlizgnąć bez płacenia
za toaletę...
(Limbo polega na silnym odchyleniu tułowia do tyłu i przejściu na ugiętych nogach pod trzymaną przez biesiadników poprzeczką. Za każdą turą poprzeczka jest trzymana nieco niżej. Zabawę wygrywa ten, który przeszedł pod poprzeczką ustawioną najniżej)
Na wystawnej kolacji u kupca bławatnego
Wajnsztoka podano zakąski. Wszyscy zajadają, a tylko żona gospodarza: ledwo
tknęła pierwszą łyżkę, zaraz mąż kazał zabrać od niej talerz. Za chwilę
sytuacja powtórzyła się przy drugim daniu. Zdziwiony sąsiad grzecznie pyta
gospodarza:
-Dlaczego nie pozwalasz swojej żonie jeść? Przecież
ona aż się krzywi z bólu!
A pan Wajnsztok na to:
-Widzisz, to przez mojego lekarza. Byłem u niego
ostatnio. Osłuchał mnie, a potem surowo nakazał, żebym się kładł na pusty
żołądek.
Krótkie podsumowanie świąt żydowskich:
·
Próbowali
nas zabić.
·
My
wygraliśmy.
·
Jedzmy.
Rabin wchodzi do sklepu wędliniarskiego i
wskazując na szynkę mówi:
-Poproszę 30 deko tego karpia w galarecie.
-Ależ rabbi, to jest szynka wieprzowa!
-Aj waj!- wykrzykuje strapiony rabin – a PYTAŁ
cię kto?!
Dlaczego żydzi mają takie duże nosy?
-Bo powietrze jest za darmo!
Co jest szybsze niż wystrzelony pocisk?
-Żydówka z rabatowym kuponem
albo: Żydówka w "Czarny Piątek"
Ogłoszenie matrymonialne:
“Rozwiedziony żyd szuka partnerki aby z nią uczęszczać do szule, zapalać w
piątek szabasowe świece, budować szałas w święto kuczek, obchodzić bar micwy i
obrzezania. Wyznanie obojętne. Skr. Poczt.532.”
Mosze Kaganowicz idzie do rabina.
-Potrzebuję twojej rady...
-Słucham...
Moja żona właśnie urodziła dziewczynkę!
-Mazeł tow! ( gratulacje!)
-Dziękuję! Ale chodzi o imię...
-Cóż, zgodnie z żydowską tradycją, imiona nadaje
się po zmarłych. W tym wypadku: po matce, babce, żonie czy też teściowej...
-Ależ one wszystkie żyją!
-Oj, to strasznie mi przykro...
Icchak Gold był bogatym kupcem. Pewnego dnia do
drzwi dzwoni facet z puszką i prosi:
-Szalom Alejchem panie Goldberger. Zbieram na
paschę dla najuboższych. Myślę, że tak bogaty żyd jak pan nie poskąpi
grosza?...
-Panie, nazywam się Gold a nie Goldberger. I nie
jestem żydem.
-Na pewno?
-Jestem w stu procentach przekonany!
-Ale ja mam tu w archiwum zapisane, żeś pan jest
od pokoleń żyd...
-Zapewniam pana, że się pan myli.
-Chyba szanowny pan raczy żartować!
Pan Gold wychodzi z nerwów:
-Słuchaj pan! Nie jestem żydem! I ani mój
ojciec, ani mój dziadek- alav hashalom
– też nie był żydem!!!
Moryc Szwarc bardzo się wzbogacił. Pewnego dnia
jego bankier zauważył:
-Panie Szwarc, ja pana przepraszam, ale mam
zapytanie. Ja tu na czeku widzę trzy iksy, a pan żeś się zawsze podpisywał
dwoma. Chciałem się upewnić, czy nie było tu oszustwa jakiegoś? Czy to pański
podpis?
-Tak tak, proszę honorować z trzema. Po prostu,
żona uznała, że z moją pozycją nie wypada podpisywać się tylko jednoczłonowym
nazwiskiem...
Znany telewizyjny kaznodzieja pojechał do
papieża do Watykanu. Na biurku zauważył czerwony telefon.
-A co to?
-To do rozmów z Bogiem...
-To pewnie musi kosztować!
-No pewnie! Dziesięć tysięcy dolarów za impuls.
Ale warto.
Po jakimś czasie kaznodzieja przyjechał do
Izraela. Na biurku naczelnego rabina Jerozolimy widzi podobny czerwony telefon.
Wskazuje na niego i pyta:
-To telefon do rozmów z Bogiem? Widziałem taki
sam w Watykanie!
Rabin przytakuje.
-A ile kosztuje rozmowa?
-Ze dwadzieścia centów...
-Niemożliwe! W Watykanie to papieża kosztuje 10
tysięcy dolarów! – mówi zdziwiony kaznodzieja
-Ale stąd to jest rozmowa miejscowa...
Czemu żydzi oglądają filmy porno od końca?
-Bo uwielbiają fragment gdy dziwka wręcza pieniądze.
Dzwoni Żyd do swojego przyjaciela:
- Mosze, ile to jest 2x2?
Mosze zamyślił się i pyta:
- A kupujesz czy sprzedajesz?
- Mosze, ile to jest 2x2?
Mosze zamyślił się i pyta:
- A kupujesz czy sprzedajesz?
Młody żyd chciał się ożenić. Niestety, rodzicom
nie podobały się nazwiska jego wybranek. A to Kowalsky, a to O’Relly, a to znów
Sung-Lim. Któregoś dnia chłopak przychodzi z nadzieją w oczach.
-No tato, mam nową dziewczynę!
-A jak się nazywa? – pyta zaniepokojony
poprzednimi wyborami ojciec
-Goldberg!
-Och to świetnie. wreszcie coś odpowiedniego. A
jak na imię? Czy moje ulubione? Rachela, Estera czy Sara?
-Nie tato. Na imię ma Whoopi...
(Whoopi Goldberg -znakomita czarnoskóra aktorka, gł. komediowa. Występowała m.in. w „Uwierz w ducha” oraz „Gracz”)
Car Mikołaj dokonuje przeglądu jednego z pułków. Wszyscy się prężą, podchodzi do pierwszego z brzegu:
-
Kak t’ebia zawut?
- Stojkow, Wasze Impieratorskoje Wieliczestwo!
- Kochasz cara?
-
Tak jest, Wasze Impieratorskoje Wieliczestwo!.
- Potrafiłbyś swego cara zabić?
- Nie, Wasze Impieratorskoje Wieliczestwo!
Podchodzi do dobosza:
- Kak t’ebia zawut?
- Srulek Żółtko!
- Kochasz cara?
- To trudne pytanie...
- Potrafiłbyś swego cara zabić?
- Czym? Bębnem?
Mojsze wziął ze sobą do parku paschalny lunch.
Usiadł na ławeczce i zaczął się zajadać macą. W chwilę potem na ławce przysiadł
niewidomy. Czując współczucie dla kaleki, Mojsze wyjął kolejny arkusz macy i
wręczył ślepcowi. Tamten podziękował, wziął i zaczął na wszystkie strony
obmacywać prezent. Wreszcie poirytowany wykrzykuje:
-
Kto napisał to gówno?
(w czasie Paschy na pamiątkę wyrzeczeń żydów uciekających z Egiptu spożywana jest maca – cieniutki płaski placek z niekwaszonego ciasta)
Co to jest żydowska „gra
wstępna”?
-Dwie godziny żebraniny.
Zegar się Dawidowi zepsuł.
A był akurat w interesach w obcym mieście. Chodzi więc po starówce. Nagle
patrzy, na wystawie stoi zegar. Wchodzi więc, wyjmuje swój czasomierz na złotym
łańcuszku, odpina go, kładzie na ladę i mówi do stojącego za ladą jegomościa:
-Zepsuł mi się dziś
rano...
-A co mnie to obchodzi?
-Jak to co? To pan nie
naprawia zegarków?
-Nie!
-To niech mi pan sprzeda
nowy!
-Ani nie sprzedaję
zegarków. Ja dokonuję obrzezań.
-To dlaczego pan na
wystawie postawił zegar?
-A CO MIAŁEM WYSTAWIĆ?...
Łabędź, podobno
przystąpiłeś do spółki z Cymermanem, ale on jest bogaty a Ty goły jak święty
turecki, jak to się dzieje?
- Posłuchaj, teraz on ma pieniądze a ja doświadczenie, a po roku to ja będę
miał pieniądze, a on doświadczenie...
Niemiec przyjechał do
Londynu i zatrzymał się w hotelu prowadzonym przez rodzinę Cohenów. Przy
wspólnym śniadaniu gość zachwyca się smakowitymi potrawami:
-O rany! W Niemczech nie
mamy tak smacznych bułeczek!
Na to pan domu zrywa się
od stołu i z wyrzutem krzyczy:
-Taak? A kto temu winien?
Mosiek złapał złotą rybkę:
- Jesteś Żydem?- pyta rybka.
- Tak
- To już mnie lepiej zjedz.
- Jesteś Żydem?- pyta rybka.
- Tak
- To już mnie lepiej zjedz.
W czasach samurajów był
sobie potężny cesarz. A że chciał być jeszcze potężniejszy, postanowił sprawić
sobie ochroniarzy. Zwołał więc kandydatów d o pałacu i postanowił osobiście
sprawdzić ich umiejętności. Przyszło trzech, Japończyk, Chińczyk i żyd.
Japończyk ukłonił się, wyjął pudełko po zapałkach i otworzył je.
Bzzzzzzzzzzz – wyleciała z
niego mucha. Samuraj wyciągnął z pochwy miecz, zrobił „Zzzzziuuuch!” i mucha
padła rozcięta na dwie części.
-Niesamowite! –woła
cesarz. –Jestem pod wrażeniem! Następny!...
Na matę wszedł Chińczyk.
Jak poprzednik- wyjął pudełko po zapałkach. Wyleciała z niego mucha. Samuraj
zrobił błyskawiczne „zzziuch zzziuch” i mucha padła rozcięta na cztery części.
Cesarz był jeszcze
bardziej poruszony. Jako ostatni na matę wyszedł żydowski samuraj. Podobnie do
poprzedników wydobył z pudełeczka muchę puścił ją wolno i zaczął śledzić
wzrokiem. W pewnej chwili dobył miecza i z szybkością błyskawicy zakręcił nim
młynka. Tyle, że mucha latała dalej.
Cesarz poczuł się
ośmieszony. Z oburzeniem zawołał do kandydata:
-Jak śmiesz drwić sobie z
imperatora! Czy nie wiesz, że aby być cesarskim strażnikiem trzeba coś sobą
prezentować? Co to niby miało być to przed chwilą?
- Gdyby Wasza Wysokość
zechciała się przyjrzeć dokładniej to się przekona, że ten osobnik został
właśnie obrzezany!
- Jaki jest największy
żydowski dylemat?
- Darmowa wieprzowina.
- Darmowa wieprzowina.
Małego Abramka wywalili ze
szkoły - żydowskiej oczywiście - za brak postępów w nauce i nieposłuszeństwo.
Przenieśli do go innej szkoły - też żydowskiej. Po kilku miesiącach i z tej
wyleciał, z tych samych powodów. Do kolejnej - to samo. Po jakimś czasie w
mieście nie zostało ani jednej żydowskiej szkoły, w której by już Abramka nie
znali, został więc umieszczony w katolickiej.
Po tygodniu dyrektor szkoły wzywa tatę Abramka i oznajmia mu, jakim wspaniałym
chłopcem jest Abramek - grzecznym, bystrym i w ogóle najlepszym uczniem w
szkole.
Tata po powrocie do domu pyta zbaraniały Abramka:
- Abramek, co się z tobą stało? Mówią mi, że jesteś najlepszym uczniem, nie
chuliganisz, no wzór cnót. CO ONI Z TOBĄ ZROBILI?
- Rozumiesz tato, pierwszego dnia taki pan w czarnym ubraniu zaprowadził mnie
do ciemnego pokoju, w którym wisiał jakiś pan przybity do krzyża i powiedział:
- "Abramek, to jest Jezus Chrystus. On też był Żydem".
I wtedy zrozumiałem, że to nie przelewki.
Po diagnozę do doktora
przyszedł wychudły pacjent.
-Nie cierpię ogłaszać tego
typu nowiny, ale niestety obawiam, się, że zostało panu zaledwie 6 miesięcy
życia...
-O mój Boże! -westchnął
przybity pacjent. Wie pan co? Skoro już jest tak jak pan mówi, to niech mi pan
poradzi. Co mogę zrobić, aby wykorzystać to co mi zostało z życia?
-Czy pan jest żonaty?
-Nie. A dlaczego?
-Mógłby pan pomyśleć nad
ożenkiem... Miałby się kto panem zająć w czasie ostatnich dni tej choroby...
-Och, dziękuję bardzo za
cenna wskazówkę, doktorze... Mając przed sobą tylko pół roku z pewnością coś na
tym skorzystam.
-Mogę dać jeszcze jedną
radę? Ożeń się z żydowską dziewczyną...
-Dlaczego?
-Będzie się panu dłużyło...
W latach 20. pewien Żyd z
małego miasteczka wybrał się do Warszawy. Kiedy wrócił, opowiedział znajomym
jakie cuda widział.
"Spotkałem Żyda,
który kształcił się w jeszybie i nauczył się sporej części Talmudu na pamięć.
Spotkałem Żyda, który był ateistą. Spotkałem Żyda, który miał wielki skład z
odzieżą i dość licznym gronem pracowników. I spotkałem Żyda, który był
zagorzałym komunistą..."
-No i co w tym dziwnego? –
pytają go przyjaciele. –Warszawa to duże miasto. Musi tam być ponad milion
żydów...
-Nic nie rozumiecie! To
był jeden i ten sam żyd!
Do teatru żydowskiego
dzwoni zainteresowany:
- Czy są bilety na wieczorne przedstawienie ?
- Tak, proszę szanownego pana.
- A w jakiej cenie? - drąży temat przyszły widz.
- Szanowny pan raczy zajrzeć osobiście, na pewno się dogadamy!
- Czy są bilety na wieczorne przedstawienie ?
- Tak, proszę szanownego pana.
- A w jakiej cenie? - drąży temat przyszły widz.
- Szanowny pan raczy zajrzeć osobiście, na pewno się dogadamy!
Jakób nad kielichem
zwierza się przyjacielowi ze straszliwego kłopotu:
-Straszne! Moja córka
wychodzi za mąż jutro a ja obiecałem posag 25 tysięcy rubli. I teraz połowy mi
brakuje!
-No i co z tego? –pyta
przyjaciel. –Przecież wedle zwyczaju, w dniu ślubu daje się tylko połowę posagu
a resztę...
-No i właśnie tej połowy
brakuje...
Rozmawiają dwaj bankierzy:
- Co u pana słychać panie Rozenkranc ?
- Same kłopoty. Szukamy kasjera.
- Przecież niedawno zatrudniliście nowego!
- No i właśnie jego szukamy!
- Co u pana słychać panie Rozenkranc ?
- Same kłopoty. Szukamy kasjera.
- Przecież niedawno zatrudniliście nowego!
- No i właśnie jego szukamy!
Co mówi Żydowski Święty
Mikołaj?
- Ho! Ho! Ho! Chce ktoś
kupić jakieś zabawki?
Jak się po żydowsku mówi
"pieprz się?
-Zaufaj mi.
- Icek, kupię od Ciebie 10
kubików drewna loco Puszcza Białowieska.
- Mosze, chętnie sprzedam. Ale a propós Puszcza: czy Twoja żona ciągle przebywa w Ciechocinku?
- Mosze, chętnie sprzedam. Ale a propós Puszcza: czy Twoja żona ciągle przebywa w Ciechocinku?
Jak się nazywa żądny krwi
Żyd w amoku?
-Dżyngis Cohen.
-Estera, kiedy
potrzebujesz pieniędzy jesteś dla mnie bardzo miła - mówi Mosiek do swojej
połowicy.
- Ach, Mosze, ale przecież ja zawsze jestem dla Ciebie miła...
- No właśnie!
- Ach, Mosze, ale przecież ja zawsze jestem dla Ciebie miła...
- No właśnie!
Kupiec Szmul Ginsberg
znany jest wśród znajomych z tego, że gdy już wytarguje korzystną ofertę u
dostawcy, nigdy nie płaci należności. Widząc, że właśnie prowadzona jest
"transakcja", kolega Goldberg odciąga Ginsberga na stronę i pyta
szeptem:
-Aj Szmul! Dlaczego ty się
z tym nieborakiem targujesz? Przecież i tak mu nie zapłacisz!
Na to Ginsberg również
ściszonym głosem odpowiada:
-Słuchaj mnie Goldberg. To
taki fajny chłop. Ja mu po prostu chcę zmniejszyć poniesione straty!...
Do banku w Nowym Jorku
wchodzi chasyd i prosi o udzielenie mu kredytu w wysokości pięciu tysięcy
dolarów. Mówi, że wybiera się na dwa tygodnie do Europy i potrzebuje 5000 $.
Urzędnik oświadcza, że w takim wypadku, bank wymaga zabezpieczenia że pożyczona
kwota zostanie zwrócona. Pyta więc, jakie zabezpieczenie może zaoferować.
Chasyd mówi, że proponuje swego Rolls
Royce'a, który stoi właśnie przed bankiem. Po sprawdzeniu, że samochód jest
rzeczywiście własnością klienta oraz że jego wartość znacznie przekracza wymagana
wartość zabezpieczenia, urzędnik przygotowuje wszystkie niezbędne dokumenty i
podpisuje umowę. Zadowolony chasyd wychodzi. Rolls Royce wędruje do podziemnego
garażu banku gdzie czeka na swój los.
Po dwóch tygodniach chasyd
wraca do banku. Urzędnik oświadcza, że zgodnie z umową należy wpłacić kwotę
5000$ plus piętnaście dolarów i trzydzieści dwa centy jako procent. Mówi
ponadto:
-Cieszymy się bardzo z tej
umowy, ale jeśli szanowny pan pozwoli, mam pewne nurtujące mnie pytanie: Widzi
pan, w czasie jak pana nie było, pozwoliliśmy sobie sprawdzić stan pańskich
finansów i ku naszemu zdumieniu okazało się, że jest pan multimilionerem.
Pozostaje dla mnie wszak zagadką, dlaczego osoba tak zamożna zwróciła się do
nas z wnioskiem o pożyczkę tak niewielkiej kwoty?
-A gdzie ja bym w Nowym
Jorku znalazł strzeżony parking na dwa tygodnie za piętnaście trzydzieści?!?
Samuel ukradł rabinowi
jego zloty zegarek. Czuł się jednak z tym nieswojo. Po kolejnej nieprzespanej
nocy, dręczony wyrzutami sumienia, przyszedł do rabina zrzucić swe
brzemię"
-Rabbi, ukradłem złoty
zegarek.
-Samuelu, to zabronione!
Powinieneś go natychmiast oddać!
- Rabbi, to co w tej
sytuacji ją powinienem zrobić?
-Oddaj go właścicielowi.
-Chce go Rabbi ode mnie
wziąć?
-Nie, Samuelu Powinieneś
go zwrócić właścicielowi!
-A jeżeli właściciel go
nie chce?
-W takim razie możesz go
zatrzymać...
Siedzi Żydówka na ławce w
parku, a w piaskownicy bawią się jej mali synkowie. Dosiada się druga pani i
mówi:
-Jakie ładne dzieci, ile
mają latek?
A mama na to z wyniosłą
miną:
-Sędzia ma trzy latka, a
mecenas dwa.
Stara żydówka spadła ze
schodów i skręciła kark. Już prawie nie żyjąc ostatnim tchem wzywa lekarza.
Przyszedł lekarz.
- Pani mnie wołała?
- Panie doktorze, mam śliczną córkę na wydaniu...
- Pani mnie wołała?
- Panie doktorze, mam śliczną córkę na wydaniu...
Czy się różni
żona-katoliczka od żony-żydówki?
-Katoliczka ma autentyczne
orgazmy i lipną biżuterię…
W 1968 roku centrala
handlu zagranicznego w Warszawie, chcąc się pozbyć towarzysza Rozencwajga,
wysłała go do Rzymu z poleceniem służbowym, aby załatwił tam eksport polskiego
makaronu do Włoch. Po trzech dniach Rozencwajg wraca z podpisanym kontraktem.
Wobec tego wysyłają go do Paryża z poleceniem, aby załatwił eksport polskich
perfum do Francji. Rozencwajg po dwóch dniach wraca ze wspaniałym kontraktem.
Zrozpaczona dyrekcja wysyła go do Pekinu, aby załatwił eksport polskiego ryżu
do Chin. po tygodniu telefonują.
-Dlaczego tak długo, towarzyszu Rozencwajg?
-Co znaczy długo? Czy ja mogę tak ze środy na czwartek znaleźć w Chinach
jednego z naszych?
Spotykają się dwaj starsi Żydzi
- Jakov Nissenbaum umarł. Idziesz na pogrzeb?
- Czemu mam iść? On na mój przyjdzie??
- Jakov Nissenbaum umarł. Idziesz na pogrzeb?
- Czemu mam iść? On na mój przyjdzie??
Abraham, stary żydowski
imigrant jest sprzedawcą tekstyliów. W Londynie mieszka po sąsiedzku z
Craigiem, największym antysemitą w mieście, w dodatku lubiącym dokuczać
Abrahamowi. Pewnego dnia Craig dzwoni do Abrahama i mówi:
- Hej, żydzie! Chce kupić
sztukę pomarańczowego płótna. Ma być długości od czubka Twojego fiuta do czubka
nosa. I ma być na jutro. Abe na to mówi:
-OK!
Następnego ranka Craig
budzi się słysząc ciężarówki. Wybiega przed dom i widzi tuziny ciężarówek z
pomarańczowym materiałem. Wkrótce całe podwórze jest pokryte pomarańczowymi
belami.. Abraham wręcza Craigowi rachunek na 12 tysięcy dolarów. Craig zaczyna
się miotać.
-Co ty wyprawiasz?!?
Zobacz co żeś zrobił! Ja cię do sądu podam! Co masz na swoją obronę?
Abraham na to uśmiechając
się wstydliwie:
-Czubek mojego fiuta został w Polsce...
Chaim Kohn patrząc na
obraz „Święta rodzina”
- Dachu nad głową nima, łóżek nima, na pieluchy nima, ale się przez
Siemiradzkiego dać namalować - jest!!
Abraham wchodzi do pubu i
widzi Mojsze siedzącego przy barze. Podchodzi do niego i pokrzepiająco
poklepuje go po ramieniu mówiąc:
- Aj waj! Mosze! Tak mi
przykro z powodu tego pożaru w magazynie!
Mosze na to macha rękami i
szeptem:
- Ciiiiiiiiiiichooooo! To dopiero jutro!...
Mojsze jest członkiem
synagogi Hendon. Pewnego dnia dzwoni do rabina synagogi Boro Park i prosi go o pomoc.
- Rabbi! Wszystko, co
posiadałem, straciłem w pożarze. Nie mam nic z wyjątkiem tego tu ubrania co je
mam na sobie...
- Czy masz może list od swojego rabina, który potwierdza ten pożar? –pyta
rabin Goldman
- Miałem. Niestety, list też się spalił...
Do Jerozolimy wysłano
dziennikarza pewnej poczytnej gazety. Zakwaterowano go w hotelu, którego okna
wychodzą na Ścianę Płaczu. Po kilku tygodniach pobytu zdał sobie sprawę, że
kiedy tylko nie wyglądał przez okno, widział pod Ścianą sędziwego żyda, który
nieustannie gorliwie się modlił. Dziennikarska żyłka mówiła mu, że w tym może
się kryć jakaś historia godna artykułu. Zszedł tedy na dół. Poczekał, aż Żyd na
chwilę przestanie się modlić, po czym zagaił:
-Przepraszam, ale nie
mogłem się powstrzymać. Widzę pana codziennie jak pan przychodzi tu. O co się
pan tak modli?
-O co się modlę? No cóż.
Rano modlę się o pokój na świecie. Później modlę się o braterstwo między
ludźmi. Wracam do domu, wypijam herbatę i wracam tu, aby się pomodlić o starcie
z tego świata wszelkich chorób i nieszczęść.
Pobożna żarliwość starego
ujęła żurnalistę.
-Czy ja dobrze rozumiem?
Pan tu codziennie przychodzi żeby się o to modlić?
Żyd smutno skinął głową.
-Proszę pana, proszę mi
tylko jeszcze powiedzieć, od jak dawna pan tu przychodzi?
-Bo ja wiem, od
dwudziestu... może i dwudziestu pięciu lat...
Dziennikarza wręcz
zatkało!
-To znaczy, że Pan tu
przychodzi CODZIENNIE od ponad dwudziestu lat?!?
Stary przytakuje.
-I jak się pan czuje
przychodząc tu i modląc się o to wszystko?
Stary żyd na to:
Jak ja się czuje? Panie!
ja się czuje jakbym gadał do ściany!!! .
Abraham spotyka Mosze.
- Nu Mosze, jak tam
sprawy?
-
Aaa... dobrze, dziękuję. Robię teraz w
wyścigach konnych. Mam parę pewniaków i ostatnio sporo wygrałem.
- A jak bym ja chciał się
podczepić?...
-
No cóż, mam na sprzedaż wierzchowca. Miał 24 starty i dziewięć razy wygrał.
Odstąpiłbym ci go za 120 tysięcy.
Abraham zgadza się i
wręcza czek wypisany na 120 tysięcy dolarów. Po trzech dniach, podniecony Abe
czeka przed bramą na zakupiony towar. Podjechała furgonetka ze specjalną
przyczepą. W środku jak się okazało, znajdował się zdechły koń.
Przez następne
tygodnie dziwnym trafem, Mojsze unikał jakoś Abrahama. W końcu jednak spotkali
się.
- Nu, Mojsze, jak sprawy?
- Nieźle, a u ciebie?
- Świetnie!-
Odpowiada Abraham.
- A się na mnie nie
gniewasz, że ja ci sprzedałem ten zdechły koń?
- No cos ty! Wcale. Ja na
nim zarobiłem kupę forsy!
- Jak to?
Przecież zdechł!
- Wiesz... zrobiłem
loterię fantową. Sprzedałem sto tysięcy losów po pięć dolarów. A nagroda był
koń wyścigowy...
- I zwycięzca się nie
wściekł jak zobaczył, że wygrał zdechłego rumaka?
- Abraham wzruszył ramionami:
- No to mu oddałem te jego
pięć dolarów...
Nathan Rothschild,
mieszkający w Londynie był w początkach dwudziestego wieku jednym z
najsłynniejszych finansistów tamtych
czasów. Pewnego dnia, gdy wysiadał z taksówki, wręczył taksówkarzowi zapłatę
oraz nadspodziewanie skromny napiwek.
Kierowca na to:
Wie pan panie Rothschild,
pańska córka Julia daje mi napiwki znacznie większe niż ten!
-Stać ją na to. Ma
bogatego ojca...
Rozmawia sobie Żyd z Chińczykiem. Mojsze
uprzejmie napomknął jak mądrym narodem są Chińczycy.
-Tak... –powiedział
Chińczyk. – Nasza kultura ma już ponad 4000 lat. Ale we, Żydzi także jesteście
bardzo mądrzy.
-Zgadza się. –mówi na to
Żyd. A nasza kultura trwa od 5000 lat...
-Niemożliwe!- mówi
Chińczyk – To gdzie żeście jedli przez tysiąc lat?...
I Bóg przemówił do
Mojżesza:
-Mojżeszu! Mam dla ciebie
dwie wiadomości. Dobrą i złą.
Mojżesz na to:
-Jaka jest dobra?
I Bóg odparł:
-Mojżeszu! Oto
ja spuszczę plagi na plemię egipskie. Sprawi, że w ich rzekach zamiast wody
popłynie krew. I ich domy nawiedzi plaga żab. I wszy oblezą ich ciała. I wyroi
się mnóstwo much. I bydlęta ich zdechną. Sprawi, że obumrą plony ich, a
wszelkie rośliny zielone, które nie obumrą, zje szarańcza na polach ich. I
spuszczę ciemność na ziemię egipską na trzy dni i trzy noce.
I poprowadzę
cię poprzez ciemność jak snop światła przez mrok za dnia, a jako słup ognia w
nocy. Będę karmił cię manną, którą wyda ziemia aż do dnia, gdy Dzieci Izraela
nie ujrzą ich ziemi mlekiem i miodem płynącej.
Mojżesz na to:
-Świetnie Panie! To
cudowne. Co wobec takich uczynków może być złą wiadomością?
-Napiszesz Mojżeszu oświadczenie dla Senackiej Komisji do spraw Ochrony Środowiska...
Syn mówi do ojca:
-Ojcze, pożycz mi 50 rubli.
Ojciec na to:
-Czterdzieści rubli? A na co ci trzydzieści rubli?
Rabin Landau przez całe
życie żałował, że nie skosztował nigdy wieprzowiny. Pewnego dnia, na odległej
wyspie tropikalnej, zameldował się w hotelu. Myślał sobie przy tym „Nikt mnie
tu nie znajdzie”
I pierwszego wieczora
idzie sobie do restauracji i zamawia specjalność zakładu pieczonego prosiaka.
Czekając na danie, słyszy jak ktoś woła jego nazwisko. Odwraca się i własnym
oczom nie wierzy, oto ku jego stołowi zmierza grupka członków jego kongregacji.
Co za pech! Że też musieli się wybrać na wczasy w ten czas. I to właśnie na
jego wyspie, i przyjść do jego stolika... W tym momencie do stolika podchodzi
kelner z półmiskiem. Stawia go przed rabinem. Soczysty prosiaczek z
przyrumienioną skórką, w ryjku smaczne jabłuszko.
-Pańskie zamówienie, Sir.
–mówi kelner kłaniając się w pas.
Rabin nie traci jednak
werwy i wola do swoich ziomków:
-No czy byście uwierzyli?
Zamawia człowiek jabłko i zobaczcie jak je tu podają!
Młody żyd-homoseksualista dzwoni do swej mamusi. Mówi jej że zdecydował się wrócić do
normy, bo spotkał wspaniałą dziewczynę i zamierza się z nią ożenić. Zapewnia,
że mama poczuje się teraz lepiej bo nareszcie porzuca swoje seksualne
preferencje, które jak wie, sprawiały jego mamie wielka przykrość.
Matka na to:
-Przypuszczam, że chyba
bym się za dużo spodziewała mając nadzieję, że ta dziewczyna będzie żydówką?
-Ależ skąd mamusiu! Właśnie
że jest Żydówką. I to nie byle jaką żydówką. Jest z bardzo bogatej rodziny z
Beverly Hills.
-A jak się nazywa? Może
znam?...
-Monika. Monika Lewinski.
Nastała grobowa cisza.
Potem matka pyta:
-A ten miły
pastor, z którym żeś sypiał zeszłej wiosny?
(dla niewtajemniczonych: bohaterka głośnego skandalu seksualnego dotyczącego prezydenta Billa Clintona- patrz Afera Rozporkowa)
(dla niewtajemniczonych: bohaterka głośnego skandalu seksualnego dotyczącego prezydenta Billa Clintona- patrz Afera Rozporkowa)
Irlandia
Północna. Na ulicy siedzi dwóch żebraków. Jeden z nich trzyma w ręku krzyż,
drugi gwiazdę Dawida. Przed każdym leży kapelusz na datki. Ludzie przechodzą
patrzą, zadzierają nos do góry koło człowieka z gwiazdą Dawida po czym wrzucają pieniądze do kapelusza
człowiekowi z krzyżem. Po jakimś czasie kapelusz żebraka z krzyżem jest
napełniony po brzegi. Drugi kapelusz jest pusty. W pewnym momencie do mężczyzn
podchodzi ksiądz, który widział cały rozwój wydarzeń. Zwraca się do żebraka z
gwiazdą Dawida:
-Dobry człowieku, czy nie
wiesz, że jesteś w chrześcijańskim kraju?
Trzymając gwiazdę Dawida nie dostaniesz ani pensa!
Zagadnięty żebrak zwraca
się swojego kolegi:
- Patrz Mojsze, będzie nas
tu taki marketingu uczył!
Na izbie dziecięcej, przed
salą operacyjną leżą dwa dzieciaki. Jeden z nich przekręca się do drugiego i
pyta:
-Po co cię tu przywieźli?
Drugi dzieciak na to:
- Maja mi
wyciąć migdałki i trochę się denerwuję.
Pierwszy na to:
- Nie bój nic. To bulka z
masłem. Miałem to samo jak miałem cztery lata. Uśpią cię, a jak się obudzisz,
to ci dadzą dużo galaretki i loda.
Drugi dzieciak mówi:
- A po co ty tu jesteś?
-
Ja tu na obrzezanie... – powiada pierwszy.
-
Uuuuuauuu! Ja miałem to samo jak się urodziłem. Nie byłem w stanie chodzić
przez rok!
(obrzezania dokonuje się małym żydowskim chłopcom w parę dni po urodzeniu. Odcina im się z siusiaka napletek. Nic więc dziwnego, że nie mógł chodzić 😁 )
Pan
Kahanowicz w klubie golfowym podchodzi
do kierownika i prosi o zorganizowanie powrotu do domu, bo zepsuł mu się
samochód.
Oczywiście
– mówi kierownik. O, idzie pan Goldberg, poproszę go o przysługę.
-Jasne,
niech pan wskakuje do mojego Rolls Royce’a!
Jada
sobie, lecz po chwili pan Kahanowicz pyta:
Przepraszam
pana, co to jest tu koło kierownicy to okrągłe co ciągle robi „cyk cyk cyk?”
-To
jest zegar cyfrowy.
-Aha,
a to okrągłe co ma taka wskazówkę która się podnosi i opada?
-To
jest prędkościomierz...
Przepraszam,
a jeszcze...
-Słuchaj
pan, panie Kaganowicz! –mówi zniecierpliwiony Goldberg. Ja widzę żeś pan nigdy
nie siedział w Rolls Royce...
-Nigdy
na przednim siedzeniu – mówi cicho
Kaganowicz.
Żaba Kermit zwierza się Fozziemu:
-Wiesz, mam niezłego zgryza. Świnka Piggy powiedziała mi jak byliśmy sami za kurtyną, że gdybym ją chciał skonsumować, to ona jest chętna..
-I w czym problem?- pyta Miś Fozzie. - Jesteś prawiczkiem?
-Nie - westchnął Kermit. -Jestem żydem...
Żaba Kermit zwierza się Fozziemu:
-Wiesz, mam niezłego zgryza. Świnka Piggy powiedziała mi jak byliśmy sami za kurtyną, że gdybym ją chciał skonsumować, to ona jest chętna..
-I w czym problem?- pyta Miś Fozzie. - Jesteś prawiczkiem?
-Nie - westchnął Kermit. -Jestem żydem...
-Tak miło mi było cię
znowu zobaczyć! Jakbyś kiedyś w Odessie, koniecznie wpadnij mnie odwiedzić.
-Ale jaki masz adres?
- Nie może być prostszy!
Znasz główną ulicę Odessy, Rybacką? No! To świetnie. To idziesz nią od dworca i
skręcasz w drugą przecznicę w lewo. Idziesz dalej prosto, aż dojdziesz do
wielkiej kamienicy z arkadami po prawej. Wtedy przechodzisz na środek ulicy i
krzyczysz: Rabinowicz!!! I zobaczysz głowy wychylające się ze wszystkich okien
z wyjątkiem jednego. To jest moje okno. Bo ja się nazywam Szapiro...
Na ławeczce w parku siedzi
sobie Abraham i czyta antysemicka gazetkę. Podchodzi do niego Salomon, spogląda
z obrzydzeniem na gadzinówkę i czyni wyrzuty przyjacielowi, że ten czyta takie
ohydne pismo zamiast „Kroniki Żydowskiej”.
-Widzisz Szlomo – mówi ze
smutkiem w glosie Ab – w „Kronikach” stoi o mieszanych małżeństwach, o
antysemityzmie, o problemach w Palestynie. O wszystkich możliwych
zmartwieniach, jakie mogą się zwalić na biedne żydowskie głowy... A ja lubię
czytać o czymś co daje otuchę. A tu widzisz: zawsze piszą tylko o tym, że Żydzi
mają w ręku światową finansjerę, że Żydzi kontrolują świat filmu, że Żydzi
trzymają w garści prasę. To ja już wolę czytać dobre wiadomości!
Kupiec Rosenfeld wyjechał w interesach,
niestety, nie był w stanie wrócić na szabas do domu. Postanowił więc pójść na
pocztę i nadać telegram do żony. Stanął przed okienkiem i zaczął dyktować
panience treść:
„Żono moja Saro/ Interesy załatwiłem dobrze/ Nie
zdążę wrócić w sobotę /Przyjadę w niedzielę/ pozdrawiam/ Twój kochający mąż
Moniek.”
-Przepraszam, że się wtrącam –odezwała się
urzędniczka – Ale to cała epistoła. Będzie bardzo drogo kosztowało. Może pan
coś skreśli... – podała mu treść zapisanego telegramu.
Pan Rosenfeld zaczął się zastanawiać:
„Żono Moja”. Żona- a co ona niby dla mnie jest? Znajoma? przyjaciółka? Ona przecież dobrze wie, że jest żoną. Moją żoną. Skreślił. „Saro”- To co, to ona może nie wie jak się nazywa? Śmieszne! Skreślił. „Interesy załatwiłem dobrze”- No a jak ja miałem załatwić? Ja jestem kupiec od czterdziestu lat. I mój ojciec był kupiec i dziad też. Ja żyję kupiectwem. Czy ja kiedy źle załatwiłem interesy? Czy Sara nie wie jak ja załatwiam interesy? Skreślił. „Nie zdążę wrócić w sobotę”- Przepraszam, jakbym ja mógł, to ja bym nie przyjechał na sobotę? Czy ja bym nie wolał usiąść prze stole z całą rodziną, tylko się tłuc po obcych miastach i spać w jakimś hoteliku? Przecież skoro nie przyjechałem, to znaczy że nie mogłem. I ona to dobrze wie. Skreślił. „Przyjadę w niedzielę”- Przecież jak nie mogłem przyjechać w sobotę, to kiedy ja mogę przyjechać?! Nie będę tu siedział nie wiadomo ile w obcym mieście, skoro już ubiłem interes. Jasne, że przyjadę w niedzielę. „Twój”- Ha! ładnie by mnie urządziła, jakbym ja chciał być czyjś inny... Skreślił. „Kochający” – Jak ja jestem jej mąż, to jaki ja niby mam być?... Skreślił. „Mąż” A kto ja niby jestem. To co?!? To ona może nie wie, z kim trzydzieści lat temu brała ślub pod baldachimem? Wiadomo że ze mną, a nie z Bolesławem Chrobrym. Skreślił. „Moniek” – To co! Może ona jeszcze nie wie, jak się jej własny mąż nazywa! Skreślił. Podszedł do okienka i uprzejmie poinformował urzędniczkę:
„Żono Moja”. Żona- a co ona niby dla mnie jest? Znajoma? przyjaciółka? Ona przecież dobrze wie, że jest żoną. Moją żoną. Skreślił. „Saro”- To co, to ona może nie wie jak się nazywa? Śmieszne! Skreślił. „Interesy załatwiłem dobrze”- No a jak ja miałem załatwić? Ja jestem kupiec od czterdziestu lat. I mój ojciec był kupiec i dziad też. Ja żyję kupiectwem. Czy ja kiedy źle załatwiłem interesy? Czy Sara nie wie jak ja załatwiam interesy? Skreślił. „Nie zdążę wrócić w sobotę”- Przepraszam, jakbym ja mógł, to ja bym nie przyjechał na sobotę? Czy ja bym nie wolał usiąść prze stole z całą rodziną, tylko się tłuc po obcych miastach i spać w jakimś hoteliku? Przecież skoro nie przyjechałem, to znaczy że nie mogłem. I ona to dobrze wie. Skreślił. „Przyjadę w niedzielę”- Przecież jak nie mogłem przyjechać w sobotę, to kiedy ja mogę przyjechać?! Nie będę tu siedział nie wiadomo ile w obcym mieście, skoro już ubiłem interes. Jasne, że przyjadę w niedzielę. „Twój”- Ha! ładnie by mnie urządziła, jakbym ja chciał być czyjś inny... Skreślił. „Kochający” – Jak ja jestem jej mąż, to jaki ja niby mam być?... Skreślił. „Mąż” A kto ja niby jestem. To co?!? To ona może nie wie, z kim trzydzieści lat temu brała ślub pod baldachimem? Wiadomo że ze mną, a nie z Bolesławem Chrobrym. Skreślił. „Moniek” – To co! Może ona jeszcze nie wie, jak się jej własny mąż nazywa! Skreślił. Podszedł do okienka i uprzejmie poinformował urzędniczkę:
-Dziękuję pani bardzo. Już nie trzeba
telegramu...
Dwaj panowie stoją sobie w
toalecie na stacji Kraków Główny. Jeden odzywa się w te słowa:
-Przepraszam, pan może z
Kazimierza?
-Tak, a skąd pan wie?
-I tak sobie myślę, należy
pan do kongregacji przy synagodze Remuh?
-Rzeczywiście ale skąd pan
to wszystko...
-Czy rabin Jabłonowicz
nadal jest tam u was mohelem?
-Tak! Panie Skąd pan to
wszystko wie?
-Bo on zawsze tnie trochę
po skosie, a pan mi siusia na buta...
(mohel to osoba dokonująca obrzezań)
(mohel to osoba dokonująca obrzezań)
Po ulicy Nowego Jorku
idzie sobie człowiek i widzi szyld warsztatu krawieckiego „COHEN and O'REILLY”.
Wchodzi i widzi za ladą typowego żydka. Mówi więc mu o tym, jak bardzo
poruszyła go ta niecodzienna sytuacja, że w jednym warsztacie pracują żyd i
Irlandczyk, którzy przecież w historii nie raz skakali sobie do gardeł.
-I to dla szanowny pan jest niespodzianka?- mówi żydek zza lady
-Nooo, taaak... Cohen i
O’Reilly razem, to takie odmienne, taka niespodzianka że aż łapie za serce...
-No to szanowny panie, ja
mam dla pana jeszcze jedna niespodziankę: to JA jestem O’Reilly!
Jaka jest różnica między harcerzami a żydami?
-Harcerze WRÓCILI Z OBOZU...
Żebrak żyd zaczepia przechodnia:
-Panie prezesie, pokornie upraszam o ćwierć dolara na kueb kawy...
Zdumiony człowiek pyta:
-A gdzie to dostaniesz kawę za 25 centów?
-A kto kupuje W DETALU?
Żona rabina udaje się do rytualnej łaźni. Jest
piątek. Wszystkie łazienki są od dawna zajęte. Czeka dość długo. Wtem do łaźni
wchodzi, szeleszcząc seksownymi sukniami piękna dama, znana z lekkich
obyczajów. Ledwie służba łaziebnych ją ujrzała, rzuciła się do przygotowania
łaźni. Niemal siłą wypraszają jakąś maruderkę i na jej miejsce wchodzi owa
kurtyzana. Oburzona żona rabina biegnie do kierownika łaźni. ten na jej skargi
wzrusza ramionami.
-Niech pani postara się zrozumieć. Niech się
pani nie obraża, ale na panią czeka jedynie nasz wielebny rabin... A na nią?-
całe miasto!
Żydowski telegram:
„Zacznij się martwić. Szczegóły wkrótce”
Koło izraelskiego wybrzeża
kolebie się przepływając niewielka łajba. Człowiek na jej pokładzie krzyczy ku
brzegowi:
-Ahoj!
Na to z brzegu Mojsze
odkrzykuje:
-Ahoj- joj – joj!...
Mojsze miał operację i
właśnie dochodzi do siebie w izolatce gdy nagle wchodzi tam zakonnica. Widząc
chorego pacjenta stara się dodać mu otuchy. Rozmowa zaczyna się rozwijać.
Zakonnica zaczyna pytać go o życie rodzinne.
Pyta więc czy ma dzieci. Mojsze jej na to, że i owszem, on i jego żona Ewa mają
już jedenaścioro dzieci.
-No, no – kiwa z uznaniem
siostrzyczka. –Jedenaścioro dzieci, dobra katolicka rodzina. Pana proboszcz
musi być z was bardzo dumny.
-Ale ja proszę pani nie
jestem katolikiem. Jestem żydem...
-Ty MANIAKU SEKSUALNY!!!
Do rabina zagląda młoda żydówka.
-Rabbi, doradź! Jestem matką już ośmiorga
dzieci. Już nie wiem, co robić.
-Dam ci radę: Kup sobie duży garnek i codziennie
wieczorem w łóżku kładź w niego obie nogi.
Kobieta odeszła, ale po paru miesiącach wróciła
do rabina.
-Rebe! Ja znów będę miała dziecko!
-A czy uczyniłaś tak, jak ci przykazałem?
-Byłam na targu, ale nie mogłam dostać dużego
garnka... No to kupiłam dwa małe...
Do mieszkania rabina wpada zrozpaczony żyd:
-Pomóż, rabbi! Mój syn zwariował!
-Uspokój się. Dlaczego niby miał zwariować?
-Wyobraź sobie, wchodzę do niego, a tam... Tfu!
na talerzu leży szynka, a w łóżku leży chrześcijańska dziewczyna!
Rabin uśmiecha się i uspokajająco mówi:
-Nie się nie bój. Twój syn nie zwariował. Co
innego, gdyby na talerzu leżała chrześcijańska dziewczyna, a w łóżku leżała
szynka. Póki co, twój syn jest zupełnie normalny!
Pewien
żyd miał problemy ze swoim synem. Udał
się więc po poradę do swojego rabina.
Rabbi,
poradź mi co robić. Wysłałem go do znakomitej hebrajskiej szkoły, wyprawiłem mu
bardzo kosztowna barmicwę a on mi teraz mówi, że zostanie chrześcijaninem. W
czym tkwi mój błąd?
Rabbi mu
na to:
-Zabawne
że akurat do mnie z tym przychodzisz. Ja też miałem syna, też go wysłałem do
szkół, wyprawiłem barmicwę. I on również któregoś dnia mi oświadczył, że
zostanie chrześcijaninem.
- I co rabbi
zrobił?
-
Zwróciłem się o pomoc do Boga.
- A co on
na to powiedział?
-„Zabawne,
że akurat do mnie z tym przychodzisz...”
Pierwszy żyd-prezydent USA
Wybrano po raz pierwszy prezydenta-żyda. Dzwoni do matki. Mamo, wygrałem
wybory. Przyjedź na zaprzysiężenie...
-No...
Nie wiem. Co ja mam na siebie włożyć?
-Nie
martw się, przyślę do ciebie krawca.
-Ale ja
jadam tylko koszerne.
-Mamo!
Przecież jestem prezydentem. Załatwię że dostaniesz koszerne jedzenie!
-Ale jak
ja tam trafie?
-Przyślę
po ciebie limuzynę na lotnisko. Tylko przyjedź.
-No dobrze jak cię to ma ucieszyć...
Nadszedł
wielki dzień, mamę usadowiono koło przyszłych członków Gabinetu. Matka szturcha
jegomościa siedzącego koło niej.
-Widzi
pan tego mężczyznę z ręką na Biblii? Jego brat jest lekarzem!!!"
Do rabina przychodzi młodzieniec:
-Rabbi, ty mi poradź. Nie wiem, co mam wybrać.
-O co chodzi?
-Mam się żenić czy nie? Ojciec panny młodej jest
wykształconym i szanowanym człowiekiem...
-Więc się żeń.
-Ale panna jest brzydka jak wielbłąd...
-To się nie żeń.
-Ale on mnie chciałby na wspólnika do
interesu...
-Żeń się!
-Ale ona utyka na jedną nogę!
-Więc się nie żeń...
-Ale on jej da w posagu dwadzieścia tysięcy
rubli w srebrze...
-No się żeń
-Ale ta dziewczyna jest okropną złośnicą... – po
chwili zwraca się ponownie
-Tak więc, co mi radzisz, rabbi?
-Ja myślę, że powinieneś... się wychrzcić.
Młodzieniec jest zaszokowany:
-Jak to? Dlaczego?
-Bo będziesz wtedy zawracał głowę księdzu, a nie
mnie!
Do dyrektora domu
handlowego zgłasza się młody żydek i prosi o pracę.
-Jakie pan ma
doświadczenie? -pyta dyrektor.
-Trochę jeździłem z
ojcem, który handluje czym się da... Ale przydam się panu. Naprawdę!
„Nie zaszkodzi
spróbować, najwyżej jak jest do niczego, to go w mig wyrzucę. Wielkiej straty
nie będzie...”- pomyślał w duchu dyrektor. Na głos zaś mówi:
-Dobrze, dam ci
szansę. Pójdziesz na stoisko pakowania zakupów i masz robić to wszystko, co ci
Bob każe. Zadzwonił po Boba. Kazał im się udać do pracy. Postanowił, że po paru
godzinach podejdzie cichcem od zaplecza, aby się przypatrzyć, jak młody sobie
radzi. Co postanowił, to uczynił. Idzie i oczom nie wierzy. Bob uwija się jak w
ukropie pakując nowiutki sprzęt wędkarski. Najdroższy, jaki tylko był w
sklepie. Słyszy, jak żydek do kogoś przemawia:
-Szanowny pan nie
pożałuje. Szanowny pan może pożałować tylko jednego: że najlepsza ryba z brzegu
nie bierze. Ale traf chciał, że jak raz mamy przepiękny i w pełni bezpieczny
ponton. - rzuca w stronę Boba:
Bob, spakuj też
ponton i dopisz do rachunku! - po czym kontynuuje:
Ja też łowiłem rybki
i wiem, że najlepsze są pstrągi i łososie na zakolu górskiej rzeki. Tyle że
mało ludzi o tym wie. A to dlatego, że strasznie trudno tam dojechać. Ale nie
gdy się ma terenowy samochód. I ma pan wielkie szczęście. Bo mamy ostatni egzemplarz
łazika. Doskonały, limitowana seria, oszczędzi pan majątek bo panu z ceny
opuszczę. O tu, zechce pan podpisać. OK. Bob masz tu kluczyki, zanieś do łazika
i zawieź panu wszystko pod wskazany adres. Pan ci powie gdzie...
Dyrektor jest
bardziej niż zszokowany. Poczekał, aż klient i Bob wyjdą. Bierze pod ramię
młodego kandydata na sprzedawcę i uradowany woła:
-Panie Samuelu,
angażuję pana od razu! Znakomicie sobie pan poradził. W życiu nie widziałem,
żeby tak od wędki dojść do transakcji na terenowy samochód! No, no...
-Dziękuję bardzo.
Bardzo mi zależało. Ale... tylko... bo... Ja się panu muszę szczerze przyznać.
Ten pan wcale nie przyszedł tu po wędkę... On tu przyszedł kupić paczkę
podpasek. Ja mu w oczy spojrzałem i mówię:
-Paczkę podpasek,
co? Pewnie szanowna małżonka ma okres? Co pan będziesz w domu siedział!?
Jedź-że se pan na ryby!...
Do ginekologa przychodzi stroskana żydówka.
-Panie doktorze. Właśnie wróciłam z USG. Mówią,
że synek jest nieprawidłowo ułożony. Termin już lada chwila, a on tam dupką do
przodu... Poród się zanosi na bardzo ciężki. Bardzo się boję!...
Lekarz ogląda ułożenie, potwierdza nieprawidłowe
ułożenie, wypytuje pacjentkę o różne szczegóły, w pewnym momencie pyta:
-Przepraszam, pani jest żydówką?
-A ojciec dziecka?
-Też...
-Niech się pani nie martwi. Mały się wykręci...
W latach
czterdziestych organizowano wiele charytatywnych imprez, z których dochód
przeznaczano na nowo powstające państwo Izrael. W czasie jednego z takich
spotkań, przybyli na taką imprezę bogaci amerykańscy Żydzi. Po wystawnej fecie
sięgają do portfeli i zapada niezręczne zażenowanie.
Jeden z obecnych
zwraca się do organizatora:
- Ile mamy dać?
Organizator nie jest
przygotowany aby po prostu udzielić odpowiedzi wymieniając konkretną kwotę.
Dlatego po chwili zastanowienia mówi:
- Powiem wam tak,
Żydzi: Dajcie tyle, żebyście spać nie mogli!
Do człowieka w chałacie podbiega jakiś
mężczyzna. Pyta:
-Przepraszam, czy pan jest może żydem?
-Tak- mówi uśmiechając się zagadnięty.
Na to, rozmówca buch! go w twarz.
-A to niby za co? – pyta zaskoczony żyd.
-Wyście zabili Chrystusa! – oświadcza napastnik.
-Ale to było niemal dwa tysiące lat temu...-
oświadcza żyd.
-Ale ja się dopiero wczoraj o tym
dowiedziałem!...
Na pustyni Negev w Izraelu
odkopano mumię. Dość rzadkie znalezisko. Po oględzinach, archeolog starannie
zapakował ją i wysłał do kustosza Muzeum Narodowego w Jeruzalem z adnotacją:
„Znaleźliśmy wczoraj pojemnik zawierający mumię. Wiek mumii: 3000 lat.
Przyczyną zgonu był atak serca.” Dyrektor zdumiał się precyzją postawionej
diagnozy, jako że tego typu dane wychodzą na jaw dopiero po gruntownej analizie
przy użyciu najnowszych zdobyczy naukowych. A tych na pewno archeolog pod ręką nie miał. Dyrektor natychmiast
zarządził niezależną ekspertyzę. Po tygodniu wysłał do archeologa telegram:
”Miał pan racje co do mumii. Skąd pan wiedział, jaki był wiek mumii i przyczyna
zgonu?”
Odpowiedz: „To było
dziecinnie proste. W ręku miał zaciśnięty papirus -pokwitowanie, a na nim było
napisane „10 000 szekli na Goliata”
Po Manhattanie spaceruje sobie japoński
turysta. Próbuje znaleźć sklep Bloomingdale’a. Bez powodzenia. Zatrzymuje
kobiecinę, żydówkę z Polski. Pyta:
Przepraszam, gdzie tu jest
sklep Biomineralogie?
Na to ta z zaciętą miną
odpowiada:
-Znaleźliście Pearl Harbor,
to se teraz znajdźcie Bloomingdale’a!
Pan Kon był owego dnia strasznie zdenerwowany.
Napotkanemu przyjacielowi oświadczył w gniewie bez owijania w bawełnę.
-Słuchaj Josełe. Powiem ci, że wszystkie kobiety
to kurwy!
-Bój się Boga! Chaim! WSZYSTKIE?!? To znaczy, że
twoja żona i twoja siostra też?
Pan Kon zatrzymuje się, chwilę się zastanawia,
po czym bezradnie rozłożył ręce:
-Trudno. Słowo
się rzekło!
Para papug
Do rabina przyszła kobieta
i stroskana mówi:
Rabbi, mam straszny
kłopot. Kupiłam sobie dwie gadające papugi. Samiczki. Ale jak już się odezwały,
to w kółko zaczęły powtarzać jedno i to samo.
-To znaczy co- pyta
zaintrygowany rabin.
-„Cześć! Jesteśmy tanie
dziwki. Chcecie się zabawić?”- kobieta załamuje ręce.
-To rzeczywiście straszne
– mówi rabin i drapie się w głowę.- Ale mam chyba rozwiązanie. Przynieś mi te
papużki. Włożymy je do klatki, w której mieszkają moje dwa samczyki, których
nauczyłem hebrajskiego. Moje papużki oduczą twoje powtarzania tego paskudnego
sformułowania. A może nawet naucza się modlić jak moje...
-Och dziękuję ci, rabbi.
To cudownie!
Następnego dnia pani
przyniosła swoje samiczki w klatce. Patrzy, a w klatce rabbiego siedzą dwa
ptaszki w jarmułkach i kiwając się na trapezie, odprawiają modły. Kobieta
wkłada swoje papużki do klatki, a te jak nie zaczną swymi skrzeczącymi
głosikami gadać:
-„Cześć! Jesteśmy tanie
dziwki. Chcecie się zabawić?”
-Jeden samczyk patrzy na
drugiego. Spoglądają po sobie i wreszcie krzyczy:
-Ściągaj tę jarmułkę! Nasze modlitwy zostały wysłuchane!
Trzech kupców miało składy obuwia w tej samej
kamienicy. Drzwi w drzwi. Pewnego dnia kupiec z lewej strony wywiesił okazały
szyld:
„Icchak Blum,
Najtańsze buty w mieście Łodzi”
Następnego dnia, właściciel składu po prawej
stronie wywiesił jeszcze bardziej przyciągający szyld z napisem:
„Tylko tutaj najtańsze buty w Polsce!”
Nazajutrz, nad środkowymi drzwiami pojawił się
napis:
„GŁÓWNE
WEJŚCIE”
Do rabina przyszła żydówka z problemem.
-Rebe, poradź. Mam koguta i kurę. Idą święta, a
ja nie wiem, które z nich zarżnąć: koguta czy kurę? No bo jak zarżnę koguta, to
kura się będzie martwić, a jeżeli zabiję kurę, to kogut będzie się strasznie
martwić...
-Ależ zarżnij koguta...
Jak to, rabbi- protestuje kobieta – toż kura
będzie się strasznie martwić!
-Twoje zmartwienie? Niech się kura martwi!
Swat do wdowca:
-Panie Maurycy, ja dla pana mam świetną partię.
Panna ładna, bogata, z bardzo dobrego domu, bardzo moralna, pobożna, solidna i
porządna...
-Jak ona jest taka dobra, pobożna, bogata i z
dobrego domu to ona za mnie nie wyjdzie!
-Ona za pana wyjdzie. Pan masz na to moje
słowo...
-Jeżeli ona za mnie wyjdzie, to ona MUSI mieć
jakiś feler...
-No, jeden feler jest – niechętnie przyznaje
swat. Ale tylko jeden!
-A jaki?...
-Ona ma zawsze bardzo ciężki poród...
Dzieci Izreala
W szkole hebrajskiej dzieci mają lekcję religii. Nauczyciel, pan Goldblat
właśnie kończy temat. Ponieważ pozostało troszkę czasu, prosi o pytania. Mały
Moryc podnosi nieśmiało rękę.
-O co chodzi Morycek?
-Psze pana ja jednego nie rozumiem. Według
Biblii, Dzieci Izraela przeszły suchą nogą Morze Czerwone, nie?
-Zgadza się...
-... I Dzieci Izraela pobiły Filistynów, tak?
-Tak.
-A w innym miejscu stoi, że Dzieci Izraela
pobiły Egipcjan i że Dzieci Izraela walczyły z Rzymem.
-No tak, ale jak brzmi twoje pytanie?
-Bo ja bym chciał wiedzieć, co przez ten cały
czas robili DOROŚLI?
Do męża przybiegła rozdygotana żona:
-Kochany mój – zaczyna- ten twój kasjer, którego
miałeś za uczciwego człowieka...
Mąż blednie, łapie się za serce i siada ciężko
na stołek.
-Aj waj! Co się stało?
-On mi przed chwilą zrobił wyznanie miłosne.
Oblicze męża rozpromienia się.
-Oj, dzięki Bogu. Już myślałem, że uciekł z
kasą...
-Salcie, ja z moim
partnerem podpisałem ten kontrakt na 3 lata.
-Jak to?
-No tak. Ja daję
doświadczenie, on daje pieniądze.
Żona na to załamuje
ręce:
-Ty lepiej Isaac
pomyśl, co to będzie za trzy lata!
-Nic! On będzie miał
doświadczenie, a ja pieniądze...
Saula Łabędzia skazano na karę więzienia za
udział w bójce. Niestety, w miasteczku gdzie mieszkał, nie było więzienia, więc
aby odbyć karę- musiał dojechać pociągiem do Lublina. Wziął więc węzełek i udał
się na dworzec kolei żelaznej. Po drodze spotkał swego kolegę, Izaaka. Ten
widząc węzełek pyta:
-Gdzie się wybierasz?
Na to Saul wyjaśnia:
-Idę jechać
siedzieć!
Kupiec Blomberg wzywa swego wspólnika,
Iksińskiego:
-Panie Iskiński, od ośmiu lat jest pan moim
wspólnikiem w interesach i mniej więcej od tyluż lat mnie pan okrada...
Iksiński czerwienieje, macha rękami i usiłuje
zaprzeczyć, ale surowa mina Blomberga odbiera mu wszelką możliwość obrony, to
też skruszony słucha dalej.
-Wiem, że gdy wyjeżdżam w podróże służbowe to
pan chodzisz do mojej żony Sary w celach miłosnych...
Ale jak ja się dowiaduję, że moja najmłodsza
córka Estera jest z panem w ciąży, to ja pana ostrzegam: Niech pan nie przeciąga struny!...
Pewien jegomość chciał sobie uszyć garnitur.
Dowiedział się w sklepie, ile materiału potrzeba na jego rozmiar, kupił i
poszedł do krawca nazwiskiem Żółtko. Ten zmierzył go, potem obejrzał materiał,
policzył na karteczce, po czym oświadczył:
-Niestety, proszę jaśnie pana. Materiału jest za
mało. Nie wystarczy...
Klient oburzony mówi:
-Ależ w sklepie podałem moje wymiary i
zapewniono mnie że wystarczy!
-Przykro mi, nie dam rady z tą ilością. Nie mogę
przyjąć zamówienia.
-Pójdę do innego krawca! – powiedział urażony
niedoszły klient i wyszedł.
U krawca Łabędzia rozmowa była zupełnie inna.
Krawiec wymierzył policzył i umówił się na odbiór na najbliższy piątek.
O umówionej porze klient przyszedł po garnitur.
Obejrzał, zadowolony zapłacił. Nazajutrz w synagodze widzi, że krawiec Łabędź
stoi z synkiem, który na tyłku szorty a na głowie czapkę uszytą... a jakże... z
jego materiału! Nic nie powiedział, tylko wybrał się do krawca Żółtko żeby mu
wykazać, iż się pomylił.
-Panie Żółtko. Pan jesteś szubrawiec! Pan żeś mi
oświadczył, że z tej ilości materiału nie wystarczy. A jak zaniosłem do
Łabędzia, to nie dosyć, że mi wyfasował pierwszorzędny garnitur, to jeszcze
swojemu synkowi uszył z resztek porcięta i czapkę! I co pan powiesz na takie
coś?!? Hę?
-Tylko widzi wielmożny pan, ja mam bliźnięta...
Przemiana
Pewien żyd przeniósł się do katolickiej dzielnicy. Co piątek sąsiedzi katolicy
dostają szału bo w swoim ogródku – podczas gdy wszyscy w okolicy spożywają rybę-
ten jakby nigdy nic smaży sobie stek. Pewnego dnia, sąsiedzi skrzyknęli się i
poszli sprawę wyjaśnić. Wskutek ich namów, żyd udał się do kościoła. Tam,
proboszcz pokropił go wodą i z tłumem wiernych zaintonował:
-Urodziłeś się żydem... Wychowano cię jak
żyda... Od dziś jesteś katolikiem...
W następny piątek, pewni swego – sąsiedzi
wychodzą na tarasy by się napawać spokojem piątkowego popołudnia. A tu widza,
że sąsiad smaży sobie stek. Pokropił go wodą i zanucił:
-Urodziłaś się krową... Wychowano cię jak
krowę... Od dziś jesteś rybą...
Do sklepu wchodzi Adam Birnbaum i mówi do
sprzedawcy, że chciałby kupić dla żony prezent urodzinowy: wieczne pióro.
-Maleńka niespodzianka, co? – pyta z uśmiechem
sprzedawca
-O nie! To będzie wielka niespodzianka! Ona myśli,
że dostanie Mercedesa!...
Obok maleńkiego kramiku z jajami, który prowadzi
stara żydówka, przejeżdża młody krewki hrabia.
-Ej, ty tam, po ile są jajka?
-Po grosiku, paniczu!
-A ile ich tam macie?
-Dwieście...
-To masz tu dwa złote i dawaj wszystkie!
-Nie mogę, proszę łaski wielmożnego pana...
-A to niby czemu? – dziwi się hrabia
-No bo czym
ja będę dzisiaj handlowała?
Do dyrektora domu handlowego zgłasza się młody
żydek i prosi o pracę.
-Jakie pan ma doświadczenie? –pyta dyrektor.
-Trochę jeździłem z ojcem, który handluje czym
się da. Ale przydam się panu. Naprawdę!
„...Nie zaszkodzi spróbować, najwyżej jak jest
do niczego, to go w mig wyrzucę. Wielkiej straty nie będzie...” –pomyślał w
duchu dyrektor. Na głos zaś mówi:
-Dobrze, dam ci szansę. Pójdziesz na stoisko
pakowania zakupów i masz robić to wszystko, co ci Bob każe. Zadzwonił po Boba.
Kazał im się udać do pracy. Postanowił, że po paru godzinach podejdzie cichcem
od zaplecza, aby się przypatrzyć, jak młody sobie radzi. Co postanowił, to
uczynił. Idzie i oczom nie wierzy. Bob uwija się jak w ukropie pakując nowiutki
sprzęt wędkarski najdroższy, jaki tylko był w sklepie. Słyszy, jak żydek do
kogoś przemawia:
-Szanowny pan nie pożałuje. Szanowny pan może
pożałować tylko jednego. Że najlepsza ryba z brzegu nie bierze. Ale traf
chciał, jak raz mamy przepiękny i w pełni bezpieczny ponton. –rzuca w stronę
Boba:
Bob, spakuj tę ponton i dopisz do rachunku – po
czym kontynuuje:
Ja też łowiłem rybki i wiem, że najlepsze są
pstrągi i łososie na zakolu rzeki. Tyle że mało ludzi o tym wie. A to dlatego,
że strasznie trudno tam dojechać. Ale nie gdy się ma terenowy samochód. I ma
pan wielkie szczęście. Bo mamy ostatni egzemplarz łazika. Doskonały, limitowana
seria, oszczędzi pan majątek bo panu opuszczę. O tu, zechce pan podpisać. OK.
Bob daj panu kluczyki, zanieś do łazika i zawieź panu wszystko pod wskazany
adres. Pan ci powie...
Dyrektor jest bardziej niż zszokowany. Poczekał,
aż klient i Bob wyjdą. Bierze pod ramię młodego sprzedawcę i uradowany woła:
-Panie Samuelu, angażuję pana! Znakomicie sobie
pan poradził. Żeby tak od wędki dojść do transakcji na samochód! No, no...
-Dziękuję bardzo. Bardzo mi zależało. Ale...
tylko... bo... Ja się panu muszę szczerze przyznać. Ten pan wcale nie przyszedł
tu po wędkę... On tu przyszedł kupić paczkę chusteczek. Ja mu w oczy spojrzałem
i mówię:
-Paczkę chusteczek, co? Pewnie szanowna małżonka
znów ma okres? Co pan będziesz w domu siedział? Jedź-że pan na ryby!...
Do Starego Moryca Goldfarba przychodzi znajomy
Mendel. Jest swatem. Traf chciał, że Goldfarb ma syna – starego kawalera. Przy
wódeczce, żali się Mendlowi, że ten już za długo trwa w starokawalerskim
stanie. Mendel zamyśla się i rozpromieniony mówi:
-Może by ci wyswatać Izaaka? Niedrogo wezmę...
-Nie... Dziękuję ci. To jest dorosły chłopak.
Niech sam decyduje o tych sprawach...
-Ale posłuchaj do końca. Panną młodą będzie
młoda Rotszyldówna...
Ojciec rozpromieniony:
-Aaaaa... Skoro taaak...
Nazajutrz swat Mendel udaje się do bankiera
Rotszylda. Prosi o krótka audiencję. Po paru godzinach wpuszczają go do barona.
-Jaśnie wielmożny panie baronie. Jestem swat
Mendel. Mam dla pańskiej córki wyśmienitego kandydata na męża. Pozazdrościć
takiego zięcia...
-Nie. Dziękuję panu dobry człowieku. Moja córka
jest na studiach w Londynie i o ile się orientuję, ma stałego narzeczonego.
-No tak, ale mój kandydat to wiceprezes Banku
Światowego...
Baron Rotszyld rozkłada z uznaniem ręce:
-Aaaaa... Skoro taaak...
Nazajutrz swat Mendel udaje się do siedziby
głównej Banku Światowego. Prosi o pięć minut rozmowy w cztery oczy z Prezesem.
Po kilku godzinach oczekiwania jest przyjęty.
-Szanowny panie prezesie, mam dla pana idealnego
kandydata na wiceprezesa... Bardzo rozgarnięty młody człowiek.
-Wprowadzono pana w błąd! Mamy w firmie czterech
wiceprezesów i nie potrzeba nam piątego. Choćby nie wiem jak rozgarniętego!
Dziękuję za pański czas. A teraz zechce pan opuścić mój gabinet. Mam masę
spraw...
-Ale szanowny prezesie, proszę się dobrze
zastanowić. Powiem panu jedno: ten chłopak to zięć barona Rotszylda...
-Aaaaa. Skoro taaak...
Po przejściu na emeryturę, do Anglii przyjeżdża
bogaty żyd. Kupuje wiejski dom z 40 pokojami. Sprowadza lokalnego rzemieślnika
aby udekorował nowy nabytek. Po pracy jest bardzo zadowolony, ale w pewnej
chwili zdaje sobie sprawę, że czegoś mu brakuje... Mezuzy na drzwiach! Wychodzi i po jakimś czasie wraca z zakupionymi 50 mezuzami. Prosi
majstra ażeby poumieszczał je po prawej stronie każdych drzwi za wyjątkiem
łazienki. Trochę zaniepokojony, czy człowiek prawidłowo poprzybija nie
uszkadzając skrzyneczek ani farby na futrynach; po paru godzinach wraca aby
sprawdzić rezultat. Stwierdza, że robota została wykonana znakomicie. Daje
majstrowi dodatkowa premie. Ten dziękuje i wychodzi. W drzwiach odwraca się i
mówi:
-Cieszę się, że jest pan zadowolony. A tak przy
okazji wszystkie malutkie karty gwarancyjne powyjmowałem
i położyłem panu na biurku...
(Mezuza -drewniane pudełeczko umieszczane na futrynie drzwi przez pobożnych żydów, wewnątrz na papierku zawiera słowa modlitwy.)
(Mezuza -drewniane pudełeczko umieszczane na futrynie drzwi przez pobożnych żydów, wewnątrz na papierku zawiera słowa modlitwy.)
Stary amerykański żyd czując, że zbliża się jego
koniec, prosi synów, aby go przywieźli do Ziemi Świętej aby tam umrzeć i zostać
pochowanym w Jeruzalem. Kochający synowie bezzwłocznie spełnili wolę starego
ojca i przywieźli go do świętego miasta, do jednego z tutejszych szpitali.
Jednak śmierć nie nadchodziła. Co więcej, po paru tygodniach pobytu stary
odzyskał siły i wigor. Przywołał synów i zażyczył sobie, aby go zawieźli jak
najszybciej do USA.
Synowie byli rozczarowani.
-Jak to, ojcze? Przecież prosiłeś, abyśmy cię tu
przywieźli bo miałeś wolę być pochowanym w Jeruzalem!
-Tak- odparł ojciec. Być pochowanym – OK, jak
najbardziej! Ale ŻYĆ TU?!?
Komiwojażer Josełe Bermann przyjechał pierwszy
raz do maleńkiej mieściny na kresach. Pech chciał, że zepsuł mu się zegarek.
Szuka zegarmistrza. O dziwo, wszyscy mu mówią, że nie znają adresu, bo tu nie
ma zegarmistrza. Josełe nie może uwierzyć. Nagle widzi okno wystawowe, a na
wystawie duży zegar. Wchodzi do środka, pusty pokój, za ladą stary żyd.
-Dzień dobry panu
-Dzień dobry...
-Chciałbym dać zegarek do naprawy...
-A co mnie to obchodzi? – stary wzrusza
ramionami.
-To pan nie jest zegarmistrzem?
-Nie.
-A co to jest?- pokazuje palcem na pokój
-Burdel.
-To dlaczego pan wywiesił zegar na wystawie?
-A co miałem
wywiesić?
Do Urzędu Spraw Zagranicznych przyszedł kandydat
o wyglądzie semickim. Rozmowę przeprowadzał stary żyd na posadzie w tymże
urzędzie. Dookoła szaleje nagonka na obywateli polskich o żydowskich
korzeniach.
-No cóż, papiery są w porządku. A jak szanowny
pan stoi z językami?
-Niemiecki, angielski, włoski, łacina, greka i
francuski – perfekt. Hiszpański i rosyjski dość biegle. Portugalski i arabski
biegle w piśmie. W mowie suahili i japoński...
Stary popatrzył na młodego i z nadzieją w oczach
spytał:
-A hebrajski?
-A nie, hebrajskiego nie umiem.
Stary ciężko westchnął i ze smutkiem rzekł:
-Ja dobrze rozumiem, pan zapomniał...
Symbole starego ludu Izraela
Grupa
archeologów wykonywała odkrywkowe badania i w ich trakcie natknęła się na jaskinię. A w niej na ścianie widniały
następujące symbole: koło z zaznaczoną średnicą od góry na dół, stylizowana
sylwetka kobiety, łopata, ryba i gwiazda Dawida. Wiek malowideł ustalono na co
najmniej 3 tysiące lat. Nie było wątpliwości: te antyczne symbole były bez
wątpienia świadectwem pobytu Izraelitów na tych terenach! Za pomocą narzędzi
odłupali delikatnie fragment ściany jaskini i zawieźli do muzeum, gdzie
archeologowie z całego świata
przyjechali na konferencje i sympozja aby rozwikłać tajemnice odkrycia.
Przewodniczący towarzystwa wstał i pokazał na pierwsze malowidło i rzekł:
-Pragnę
panów zapoznać z wynikami naszych dotychczasowych badań. Pierwsze malowidło to
wyraźnie symbol oznaczający bułkę. Możemy na podstawie tego wnioskować, że lud
zamieszkujący te strony był w stanie wypiekać pieczywo o kształcie znanym nam
do dziś. To zdumiewające. Drugi rysunek to stylizowana kobieta. Widać wyraźnie
cechy płci. Można wnioskować, że społeczność była zorientowana na rodzinę, a
zwłaszcza na kobietę, która musiała się cieszyć wielkim szacunkiem. Była to
społeczność posiadająca metalowe narzędzia. Może nawet wykonująca je
własnoręcznie. Bo na trzecim rysunku widać łopatę, która służyła do kopania
gleby. Na następnym rysunku widzimy rybę. A to niechybnie oznacza, że
społeczność owa była nie tylko ludem rolniczym, ale też ludem rybaków. Gdy więc
ziemię nawiedzała plaga nieurodzaju, mogli się utrzymać przy życiu wyruszając
po owoce morza. Potwierdza to nasze wcześniejsze teorie. Ale na koniec jest
sensacja: gwiazda Dawida bez wątpienia dowodzi, że byli to Hebrajczycy.
Grono naukowców
nagrodziło wystąpienie prezesa gromkimi brawami. Gdy ucichły, wszyscy spojrzeli pod trybunę, gdzie jakiś
niewysoki staruszek kręcił głową i mamrotał:
-Oj gewałt, co za
głupoty! No idioci, po prostu idioci!
Panowie! Po
hebrajsku czyta się od prawej do lewej! I to oznacza:
„Święta makrelo!
Kopnijcie-żesz tę babę w dupę!”
Po pogrzebie małego dziecka nad otwartym grobem
stoi matka i zawodzi:
Kochany syneczku, kiedy staniesz przed obliczem
Stwórcy- niech będzie błogosławione Jego Imię< wyproś u niego duży pieniędzy
dla twoich biednych rodziców... I jeszcze wybłagaj, żeby twoje siostry miały
duży posag, i żeby twoi bracia dostali miłe żony, i żeby Wujka Chaim zwolnili z
wojska... I żeby kochany stryjek Abram wreszcie wyzdrowiał...
Słyszy to wszystko grabarz. Litania ciągnie się
w nieskończoność. W końcu trąca matkę i mówi rzeczowo:
-Paniusiu, jak się ma tyle interesów do Pana
Boga, to się nie wysyła takiego maleństwa, tylko się idzie samemu...!
Max był stałym gościem pewnej restauracji.
Codziennie przychodził na obiad. Pewnego
dnia Gdy kelner postawił przed nim talerz z zupą, Max przywołał go:
-Niech pan spróbuje tej zupy!
Kelner zgiął się w pół i zaczyna się tłumaczyć:
Jeżeli szanownemu panu nie smakuje, to zaraz
przyniosę nową porcję!
-Powiedziałem, żeby pan spróbował zupy...
-Ależ proszę pana, możemy zmienić zamówienie.
Powiem szefowi, żeby...
-Ja tylko chcę, żebyś, człowieku spróbował tej
zupy!
-No dobrze... –mówi zakłopotany kelner – Ale...
gdzie jest łyżka?
-A... TU CIĘ MAM! – wykrzyknął Max.
Fabrykanta pyta ktoś o niedawny ślub jego syna:
-Panie Blumsztajn! Czy syn pański ożenił się dla
pieniędzy czy z miłości?
Chwila zastanowienia, a potem:
-... Z miłości dla pieniędzy!
W przedziale siedzi wytworny kupiec i młody
atrakcyjny elegant.
-Przepraszam, która godzina?
Kupiec na to:
-Idź pan do cholery!
-Ale dlaczego pan mnie obraża? Przecież nie
zrobiłem nic, czym bym pana uraził! –broni się niepewnie chłopak.
Starszy pan uśmiechnął się i powiedział:
-Drogi młodzieńcze, nie unoś się, wszystko ci
wytłumaczę. Ty żeś mi zadał pytanie. I ja bym ci odpowiedział. No i byśmy
zaczęli normalną pogawędkę... Że pogodna ładna, potem o polityce, a potem o
interesach. Pan jesteś żyd i ja jestem żyd. Ja jestem z Łodzi, ty nie, ale tam
jedziesz... To co by mi pozostało? Musiałbym cię zaprosić na obiad. I tam byś
poznał moją córkę. Ona jest bardzo śliczna. Ty też jesteś przystojny, młody
człowiek. I byście się w sobie zakochali, zaczęlibyście się spotykać. I byś
mnie kiedyś w końcu zapytał, czy ci oddam rękę mojej córki... I po co mnie te
wszystkie kłopoty? To już wolałem od razu cię posłać do cholery, żeby mi córka
wychodziła za takiego, co to nie ma nawet zegarka!...
Bogacz Dow-Ber umiera. Do łoża śmierci zawołał
najbliższą rodzinę oraz starszyznę gminy. Słabym głosem mówi:
-Żono moja pamiętaj, mówię ci, że kupiec Zimmer
jest mi winien pięćdziesiąt koron. Biorę was na świadków – spogląda na resztę
zgromadzonych. – Zimmer jest winien pięćdziesiąt koron...
-Pamiętaj, że handlarz drzewem Srul Drimmel
dotychczas nie zwrócił nam stu koron...
-I zapamiętaj, że bankierowi Sztajnowi z rynku
jestem winien dwieście koron...
Na te słowa, żona zanosi się łzami, załamuje
ręce i woła:
-Biedny Dow-Ber! Teraz to on bredzi w wielkiej
gorączce!...
W restauracji w Tel-Avivie od stolika wstaje
Gerszon i oświadcza na głos:
-Przepraszam, proszę o uwagę! Zgubiłem tu gdzieś
portfel, w którym jest osiemset dolarów. Proszę uczciwego znalazcę o zwrot. W
nagrodę wypłacę mu pięćdziesiąt dolarów.
Z głębi sali dobiega anonimowy okrzyk:
-Ja dam siedemdziesiąt pięć!
Biednemu przedsiębiorcy Icchakowi niedobrze szły
interesy. Pod wpływem desperacji wzniósł oczy ku niebu i z płaczem zaniósł
modlitwę przed tron przedwiecznego:
-Ojcze nasz, popraw moją dolę. Popraw, bo jak
nie poszczęści mi się, dajmy na to w Toto-lotka w przyszłą środę, to przestanę
w ciebie wierzyć!
I położył się spać. Minęło kilka dni, środa
coraz bliżej, a tu nic. Dola nie ulega zmianie. W nocy z wtorku na środę, gdy
już leżał w łóżku, Icchak ujrzał, że Wszechmogący wychylił się zza obłoku i
grzecznie powiedział
-Icchak! Ja cię bardzo proszę! Ty mi daj szansę!
Ty idź i wypełnij ten kupon!...
Abram i Binjamin byli wdowcami w podeszłym
wieku, przyjaźnili się od wieków. Codziennie kupowali Gazetę Kronika Żydowska,
którą czytują prawie wszystkie rodziny żydowskie w Londynie. Pewnego dnia,
Abram kupił gazetę i jak zwykle, zaczął lekturę od nekrologów. Ku swemu
zdziwieniu zobaczył u dołu szpalty swój własny! Zrozumiał, że to pomyłka, ale
zadrżał. Trzęsącymi się rękami wybrał numer Binjamina.
-Halo! – usłyszał w słuchawce
-Halo! Czytałeś dzisiejszą Kronikę?
-Nie, jeszcze nie. Mam ją na stole, a co?
-To otwórz na czterdziestej ósmej stronie u
dołu...
Po chwili Binjamin pyta:
-Abram?... SKĄD
TY DZWONISZ?...
Saul i Avrom
spotkali się po niemal 40 latach niewidzenia.
-Co u ciebie?
-Ożeniłem się.
Jestem z tą samą kobietą od trzydziestu lat. I wciąż jestem zakochany w tej
samej kobiecie... Jakby się o tym moja żona dowiedziała, to by mnie zabiła...
Do rabina
przyszedł młodzieniec po poradę:
-Rabbi,
nauczycielu. Co mam zrobić, aby być dobrym żydem?
Rabin zamyślił
się i odpowiedział:
-Musisz sobie
znaleźć za żonę wyjątkową jędzę. Powinieneś ją poślubić i żyć z nią jak mąż z
żoną przez czterdzieści lat...
Młodemu
człowiekowi od razu zrzedła mina, jednak z nadzieją w głosie wszedł w słowo
rabinowi:
-... a potem?
-A potem się przyzwyczaisz... -dokończył rabin.
Młoda panna Blumsztajn pracowała jako sekretarka
u milionera Horowitza. Pewnego dnia przyszła zapłakana do domu i mówi:
-Mamo, co ja mam robić? Jestem w ciąży!
-Z kim, córeczko?
-Z moim szefem, akurat jak byliśmy w
delegacji...
Następnego dnia młoda Blumsztajnówna wzięła
wolne, do pracy stawiła się natomiast matka.
Stanęła groźnie w progu biura prezesa, wzięła
się groźnie pod boki i mówi:
-Nu nu? To co teraz będzie?
-Niech pani raczy spocząć, pani Blumsztajn –
powiada Horowitz. – Wszystkim się zajmę. Znajdę jej najlepszego lekarza,
jakiego znam. Będzie rodzić w najlepszym szpitalu. A jak się już dziecko
urodzi, to zgromadzę mu fundusz. I do końca życia będzie ode mnie dostawała co
tydzień czek na tysiąc dolarów...
Matkę te słowa zupełnie wtłoczyły w fotel.
Otwarła wreszcie usta i wyszeptała:
-Panie Horowitz, czy gdyby – uchowaj Boże – moja
córka poroniła, to czy dałby jej pan jeszcze jedną szansę?...
Chaim Goldberg – milioner z Boro Park w Nowym
Jorku przyszedł do biura podróży i zastanawia się, gdzie by się udać na wakacje.
Patrzy na globus i zastanawia się w myślach: „Związek Radziecki? Fuj! Ojczyzna
kozaków i pogromów. Tyle tam prześladowań. I naszych nie chcieli wypuszczać...
Niemcy? Ci naziści? Na pewno niewiele się zmienili, chociaż na zewnątrz udają,
że wszystko gra. Polska? Ojczyzna antysemitów! Będzie ze trzy tysiące naszych
na wymarciu...”
W końcu zdecydowanie mówi do agenta:
-Przepraszam, ma pan jakiś inny globus?...
Spotkało się dwóch żydów- kupców
-Reb Lejzor! mazełtow z powodu zaręczyn syna!
-A, dziękuję!
-Ale swoją drogą to trochę się dziwię. Szanujący
się kupiec oddaje córkę zwykłemu buchalterowi?
-Aj co ty! To nie jest jakiś tam zwykły
buchalter! To jest podwójny buchalter amerykański ze skróconą
rachunkowością!...
(po żydowsku: gratulacje! Acha, Już BYŁO... 😜 )
(po żydowsku: gratulacje! Acha, Już BYŁO... 😜 )
Stary Grossblatt siedzi w wagonie, który jedzie
do Białegostoku.
Naprzeciwko niego siedzi schludnie wyglądający
młodzieniec. Stary zaczyna sobie główkować:
„Ja jadę do Białegostoku i on też jedzie do
Białegostoku, bo mówił konduktorowi. Ale co on może mieć za interes do
Białegostoku? On może jedzie do domu. Tylko co taki wytworny pan może szukać w
takie miasto? Jak on tam mieszkał, to może teraz tam jeszcze są jego
rodziciele... Na przykład krawiec Blumensztajn miał kiedyś syna. Taak, ale
tamten uciekł z domu i wyjechał do wielkiego miasta... Pewnie się dorobił i
jest majętnym człowiekiem. Jak ktoś bogaty, to nie pamięta skąd przyszedł. A
żeby się dorobić to pewnie musiał sobie nazwisko zmienić. Jak on był taki
Blumensztajn, to on pewnie teraz jest Kwiatek. Nie, to za bardzo z chłopska.
Pewnie po szlachecku: Kwiatkowski. Nagle rozpromienia się i mówi do młodzieńca:
-Drogi panie Kwiatkowski, niech pan pozdrowi
przy okazji swego tatusia. Niech pan powie, że mu się Grossblatt kłania!
Młodzieniec zdumiony podnosi brwi i pyta:
-Jak to, to pan mnie zna?
Stary Grossblatt uśmiecha się chytrze i mrużąc
oczy mówi:
-Ja sobie pana wydedukowałem...
Podczas strasznej zamieci śnieżnej dwaj żydzi
Szmul i Majer szli ulicami miasta. Ponieważ groziło im przemarznięcie, zaczęli
szukać miejsca, gdzie by się można ogrzać. Wreszcie po wielu próbach znaleźli
otwarte wrota. Okazało się, że jest to kościół. Weszli więc i cichutko usiedli
sobie w tylnej ławie. Gdy się rozejrzeli, zauważyli, że pod ołtarzem stoi
szereg kobiet w ślubnych sukniach. Nagle jednego z nich olśniło: byli świadkami
składania ślubów zakonnych.
Przybyłych gości wypatrzył stojący z przodu
ksiądz; pyta ich więc:
-Przepraszam, jeśli można spytać, czego panowie
sobie życzą?
Szmul uśmiecha się i powiada:
-Wszystko w porządku, ojcze. My ze strony pana
młodego...
Pobożny żyd ma niedługo po raz kolejny zostać
ojcem. Zaprasza swa rodzinę i prosi, aby pozostała przed szpitalem i zaczęła
odmawiać psalmy w intencji ciężarnej. Sam udaje się pod salę porodową. Po
chwili wychodzi położna i mówi:
-Chłopiec! Ale żona urodzi panu następne.
Słysząc to, żyd pędzi przed szpital.
-Na miłość boską! Przestańcie się modlić!
Kolega w biurze błaga swego przyjaciela- Żyda
aby ten zdradził mu sekret wyższości umysłowej narodu żydowskiego nad pozostałymi.
Żyd po wielu namowach ulega.
-Widzisz, sekret tkwi w śledziach. Jemy ich
bardzo dużo i od tego mamy tak zwane kiepełe...
-Aha- ucieszył się kolega. A gdzie to można
kupić?
-Śledzie? a choćby ode mnie. Mam tu jeszcze parę
łepków mi zostało. Ale będzie kosztowało...
-Ile?
-Szesnaście pięćdziesiąt – odpowiada Żyd.
-W porządku.
Zapłacił, zjadł łebki, ale ponieważ miał
niedosyt, zszedł na dół do bufetu. Zobaczył, że w sprzedaży są śledzie po
dziewięć złotych. Natychmiast wraca do kolegi i zaczyna się żalić:
-Wiesz co? Zrobiłeś mnie w jajo! Kupiłem od
ciebie parę śledziowych łepków za szesnaście złotych, a na dole w bufecie
sprzedają całe śledzie i to po dziewięć złotych!
Żyd na to uśmiecha się filuternie i mówi:
-Widzisz! Już zaczęły działać!
Dwaj żydzi w czasie drugiej wojny światowej
postanowili zabić Hitlera. Rozpracowali w tym celu jego rozkład dnia. Okazało
się, że o godzinie 17:00 zwykła się pojawiać bez eskorty na rogu Wilhelmstrasse
aby kupić ulubioną gazetę. Była to wymarzona okazja do zamachu. Zdobyli skądś
bron i zaczaili się w pobliskiej bramie. Dochodzi siedemnasta, Hitlera nie ma.
Kwadrans po – nadal nic. O wpół do szóstej jeden zamachowiec mówi stroskany do
drugiego:
-Mój Boże, żeby mu się tylko nic nie stało!
(podobno
autorem kawału był Woody Allen)
W więzieniu osadzono dwóch
żydów, Szmula i Icka. Szmul pogodził się z losem i postanowił spokojnie
odsiedzieć swój wyrok w kącie celi. Icek jak niespokojny duch wciąż snuł się po
niewielkim pomieszczeniu. Od okienka do ciężkich więziennych drzwi. W końcu,
Szmul zdenerwował się i zawołał:
-Icek! Ty myślisz że jak ty
chodzisz, to nie siedzisz?!?
Kupiec Uszer nie mógł zasnąć.
Wiercił się w łóżku jakby miał owsiki. Żona wreszcie spytała:
-Co tobie jest?
-Jutro mija termin spłacenia
długu. Podpisałem Fajwelowi z naprzeciwka weksel dłużny na pięć tysięcy
złotych. A nie ma ani grosza...
Żona na to:
-Ja to załatwię w trymiga!
Otworzyła okno i na cały głos
zawołała:
-Panie Fajwel! Panie Fajwel!
W oknie naprzeciwko zapaliło
się światło i ukazała się sylwetka sąsiada.
-Co jest? – spytał Fajwel.
-Słyszałam, że podobno mój mąż
ma jutro termin spłaty weksla na pięć tysięcy...
-To prawda... – odrzekł Fajwel
-To ja panu mówię, że on nie ma
ani grosza! – I zamknęła okno. Potem zwróciła się do małżonka:
-Teraz to ON nie będzie mógł
zasnąć!
Na starym rynku w Berlinie we
wczesnych latach trzydziestych stoi stary żyd – handlarz książkami. Podchodzi
no niego znajomy- profesor tamtejszego uniwersytetu.
-Na miłość boską! Co pan tu
sprzedaje?!? „Mein Kampf”? „Protokoły mędrców Syjonu”? Same antysemickie
wydawnictwa i broszury!!!
Stary księgarz uśmiechnął się i
odrzekł:
-Wiem pan, jak ja mam od sztuki
pięć do dwudziestu fenigów zysku, to to już takie bardzo antysemickie nie
jest...
W parku na ławce siedzi
Murzyn i czyta „Jediot Acharonot”.
Widz to, stary żyd dosiada się do niego i smutno pyta:
-Mało panu, że pan jest
czarny?
(Popularny dziennik żydowski)
(Popularny dziennik żydowski)
Pewien żyd zapragnął zjeść wieprzowinę. W tym
celu udał się do innego miasta i poszedł do restauracji. Na jego nieszczęście
zobaczył go rabin z jego kongregacji. Poszedł za nim i ze zgroza zobaczył, że
ten siada i zamawia potrawę. Po chwili przerażony rabin widzi, że jego
„owieczka” zamówiła pieczonego prosiaka, zjadła go ze smakiem i zapłaciła. Przy
wyjściu zaczaił się i chwycił nieboraka za poły.
-Jak mogłeś to uczynić?! I to ty,
najporządniejszy członek mojego zgromadzenia.
-Chwileczkę rabbi! Czy ty mnie widziałeś jak tu
siadam i zamawiam posiłek?
Oczywiście!
-I widziałeś że go zjadłem?
Nie ma wątpliwości, nie wyprzesz się.
-I widziałeś rabbi, jak płacę za spożyte
jedzenie?
No pewnie! Widziałem to, od początku do samego
końca!!!
-No to nie widzę żadnego problemu. Wszystko
odbyło się pod inspekcją rabina!...
(Wedle tradycji wyznania mojżeszowego – judaizmu, o czystości religijnej spożywanego pokarmu tak zwanej koszerności, decyduje rabin, który swoim autorytetem potwierdza, iż dany pokarm przyrządzono przy poszanowaniu nakazów religii.)
(Wedle tradycji wyznania mojżeszowego – judaizmu, o czystości religijnej spożywanego pokarmu tak zwanej koszerności, decyduje rabin, który swoim autorytetem potwierdza, iż dany pokarm przyrządzono przy poszanowaniu nakazów religii.)
Bogacz Niederbaum miał syna jedynaka. Pewnego
dnia dowiedział się, że syn się ochrzcił. Zrozpaczony udał się do synagogi i
zaczął użalać się nad swym losem. Zawołał na głos:
-Ojcze w niebie! Tragedia. Mam syna jedynaka.
Wiązałem z nim wielkie nadzieje. Ale teraz wszystko stracone. Wychrzcił się! Co
robić?
Usłyszał to Bóg, wychylił się z niebios i
powiedział:
-Też miałem syna jedynaka. I też się wychrzcił.
Zrób więc to samo co ja!
-Sporządź NOWY TESTAMENT!
Przychodzi do redakcji pewnej gazety stary Żyd, bardzo
zmartwiony, oczy zapłakane, siada u redaktora naczelnego i mówi:
-Zmarła moja żona, chciałbym umieścić nekrolog...
Redaktor patrzy na staruszka i mówi:
-Wie Pan, dziś mamy taką promocję, że pierwsze pięć słów
jest darmowe. Płaci Pan dopiero od szóstego słowa...
Żyd zamyślił się i mówi:
-No cóż to może tak: „Zmarła Helena Rubinstein."
-Ale to dopiero trzy słowa. Ma Pan jeszcze dwa za
darmo" – podpowiada redaktor- Może Pan coś jeszcze doda...
Na to Żyd po namyśle:
-Sprzedam Opla...
- Skąd Ty masz taką pewność, że już patriarcha Abraham
nosił jarmułkę?
- To bardzo proste. Przecież w księdze Genesis czytamy:
"I rzekł pan do Abrahama: wyjdź z domu ojca
swego..."
-I gdzie tu mowa o nakryciu głowy? Przecież tu jest
powiedziane, że po prostu wyszedł z domu...
-
No czyś ty zwariował? Bez czapki?!?
Pewna para bardzo się kochała i w końcu zdecydowała
się pobrać. Wysiłkiem obu rodzin urządzono wesele z niezwykłą w tej okolicy
ilością jadła i napitku. Rabin pobłogosławił młodym i przystąpił do uczty.
Nazajutrz po uczcie pozostało mnóstwo jedzenia. Młoda para ujrzała jak na
„poprawiny” przyszedł nie kto inny tylko ich drogi rabbi. Usiadł przy stole i
zaczął jeść. Niezręcznie im było urazić rabbiego więc spojrzeli po sobie i
życzyli mu smacznego. Następnego dnia i jeszcze następnego sytuacja się
powtórzyła z tą różnicą, że nie było już nic do jedzenia i młodzi małżonkowie
musieli rabinowi przygotowywać jedzenie specjalnie, sami nie mając niemal nic
„na ząb”. W końcu na widok rabbiego, który kolejny raz z rzędu zasiada za
stołem w oczekiwaniu na jadło, pan młody nie wytrzymał, spojrzał na rabbiego i
rzekł z wyrzutem:
- Rabbi! w Talmudzie powiedziane jest: „Był raz
rabin...” Ale RAZ, a nie codziennie!
Po wielu latach doszło do wizyty Ojca Świętego w
Palestynie. Wydarzenie jest szeroko komentowane przez całe społeczeństwo. Przed
telewizorem siedzi rodzina.
-Który to papież? -pyta żona widząc relację z
uroczystego spotkania z dostojnym gościem.
-Ten w jarmułce...
Humor innych grup etnicznych
Orkiestra kościelna na Górnym Śląsku, dyrygent
pyta się:
- Zymbalisten vertig?
- Ja, ja naturlich.
- Puzon vertig?
- Ja.
- Trompette vertig?
- Ja.
- Also: eins, zwei,
drei;
- „Boże, coś Polskę...”
Późną nocą do miasteczka w delcie Mississippi,
zamieszkałego niemal wyłącznie przez Czarnych, przybył pieszy turysta. Biały.
Postanowił się przespać w hotelu. Niestety, gdzie nie poszedł, odmawiano mu
miejsca z powodu koloru skóry. Wszędzie portier rozkładał ręce i mówił:
-Tylko dla Czarnych! Takie są przepisy. Sorry...
Czując, że nic nie wskóra, poszedł do nocnego
sklepu i kupił puszkę brązowej pasty do butów. Nasz turysta udał się do
najbliższej bramy i od stóp do głów wysmarował się pastą, tak że wyglądał jak
Murzyn. Poszedł do hotelu i poprosił o pokój na noc. Bez problemu go
zameldowali. Gdy odbierał klucz, przypomniał sobie, że ma rano złapać autobus.
Ponieważ chciał dalszą drogę odbyć „w swojej skórze”, postanowił odpowiednio
wcześnie zamówić budzenie. Da mu to czas na porządne wyszorowanie się szczotką
pod gorącym prysznicem.
Nazajutrz rano, o zamówionej porze, w pokoju
rozlega się telefon. Budzenie z recepcji. Gość wstaje, idzie do łazienki,
bierze szczotkę, mydło i idzie pod prysznic. Zaczyna się szorować. Ale brązowe
nie chce zejść! Szoruje więc jeszcze mocniej. Bez skutku...
Bo obudzili nie tego!...
W ruskiej bazie pocisków nuklearnych wyższa
kadra urządziła sobie popijawę. Ale że wódka ma to do siebie, że lubi się w którymś
momencie skończyć, wkrótce w butelkach ujrzeli dno. Jako, ze jednak były to
łebskie chłopaki, wpadli na pomysł, że będą kontynuować popijawę paliwem
rakietowym. Smakiem się nawet wiele nie różniło...
Nad ranem na biurku oficera dyżurnego dzwoni
telefon. Kolega z imprezy:
- Władimir! Jak się czujesz?
- Oj to ty Iwan!? Dobrze, tylko mnie łeb
napieprza! Ale se popilim!
- Wołodia! A byłeś już robić kupę?
- Nie, a co?
- Jak pójdziesz, to się mocno chwyć za deskę!
- A czemu?
- Bo ja z Londynu dzwonię...
Przyleciał "nowyj-russkij" na Majorkę,
wychodzi z samolotu ze sprzętem narciarskim.
Pracownik lotniska:
-Ależ proszę pana, tutaj jest 40 stopni w
cieniu, tutaj nie ma śniegu!!!
A na to "nowyj-russkij":
-Spokojnie, śnieg leci w następnym samolocie...
Mieszkaniec Luksemburga pojechał do swojej
znajomej Niemki. Po powrocie opowiada kolegom:
- A potem kochaliśmy się w pozycji "37,84"
- A co to takiego?
- Normalne "69" tylko, że Niemcy teraz wszystko przeliczają na euro...
- A potem kochaliśmy się w pozycji "37,84"
- A co to takiego?
- Normalne "69" tylko, że Niemcy teraz wszystko przeliczają na euro...
Rosjanie kupili w sprzedaży wysyłkowej piłę do
szybkiego ścinania drzew. W prospekcie reklamowano, że można przy jej pomocy
ściąć aż dwadzieścia drzew w ciągu godziny. Niestety, po spróbowaniu po
odbiorze okazało, się że daje się nią ściąć jedynie sześć drzew. Postanowili
zaprosić mistrza Syberii w ścince i przekonać, się, czy champion potrafi
„wyciągnąć” więcej ze sprzętu. Niestety, okazało się że mistrz był w stanie
ściąć jedynie 12 drzew. Rosjanie poczuli się nabici w butelkę. Wezwali więc
serwis, aby wymienił im piły. Po kilku dniach przyjechał przedstawiciel
producenta pił. Starannie obejrzał sprzęt, ale nie dostrzegł żądnej wady.
Postanowił sam sprawdzić na pobliskiej sośnie. Podszedł do drzewa, chwycił za
linkę startera, szarpnął i rozległo się głośne: WRRRRRRRRRRRRR....
-[A szto eta]? (A co to?) – spytał wskazując
palcem zaciekawiony Rosjanin...
Każdy Chińczyk
powinien w życiu zrobić trzy rzeczy:
- buty
- dżinsy
- magnetofon
- buty
- dżinsy
- magnetofon
Włoch dzwoni do swojego przyjaciela w Moskwie:
- Bon giorno Wołodia, słyszałem, że u was
strasznie zimno, minus 50 stopni!
- Nie Paolo, tak zimno nie jest, jest tylko
minus 32 st.
- Niemożliwe Wołodia, w CNN pokazywali, że jest
u was -50 st.!
- Paolo, mówię ci, jest -32 stopnie, a nie -50!
- Przecież sam widziałem w CNN Wołodia, reporter
stał na Placu Czerwonym i pokazywał termometr, sam widziałem, -50 stopni.
- Aaaaaa, chyba że na zewnątrz....
Indianie złapali Polaka, Francuza i Niemca i oznajmili
im, że ich pozabijają, a z ich skóry zrobią sobie kanoe. Pozwolili im jednak na
wybór broni z jakiej chcą zginąć.
Tak więc, Francuz poprosił o sztylet. Wziął go i poderżnął sobie gardło.
Indianie z jego skóry zrobili sobie kanoe.
Niemiec poprosił o pistolet. Wziął go i palnął sobie w łeb. Indianie zrobili
kanoe.
Polak poprosił o widelec. Indianie cholernie zdziwieni, ale w końcu dali mu
widelec.
Polak wziął go do ręki i dziabiąc się nim po całym ciele krzyczy:
-Ja wam KURWA DAM KANU!!!
Na lotnisku siedzi sobie Niemiec, wyjmuje
książkę o drugiej wojnie światowej. Jest po kilkunastu kartkach. Zaczyna się
pod nosem uśmiechać.
„Czytaj dalej stary, czytaj dalej…”
W pociągu z Londynu do Manchesteru, Amerykanin
naigrawał się z Anglika siedzącego naprzeciw.
-Wy wyspiarze jesteście tacy sztywni.
Zadzieracie nosa i macie się za lepszych od innych. A spójrz pan na przykład na
mnie. Ja jestem po części Włochem, po części Francuzem, trochę Indianinem, mam
też w sobie nieco krwi szwedzkiej...
Na to Anglik:
-Och, to szanowna matka pańska lubiła ten
sport...
Amerykanin, Rosjanin i Polak przechwalają się
wspaniałością ich krajów. Rosjanin mówi:
-Nasza armia jest tak wielka, że jakby wszyscy
stanęli w szeregu, to by powstał łańcuch od Białorusi po Alaskę.
Amerykanin nie chcąc wypaść gorzej MÓWI:
-Fajnie, ale nasze lotnictwo jest tak liczne, że
jakby wystartowały wszystkie samoloty na raz, to niebo by pociemniało.
Na to Polak:
-A mój kumpel z Wrocławia ma fiuta tak długiego,
że jak mu stanie, to obok siebie może usiąść 13 gołębi.
Przez chwilę zapadła cisza. Rosjanin zaczyna
wymijająco:
-No, może nie od Białorusi po Alaskę…
Amerykanin również czuje że przesadził:
-Fakt, nasze samoloty nie przykryją może całego
nieba...
Polak chwilę pomyślał i mówi:
Polak chwilę pomyślał i mówi:
-Chłopaki, szczerość za szczerość: ten mój kumpel
to on mieszka pod Wrocławiem...
Dwaj rozbitkowie dryfują w szalupie poprzez
ocean. Szukając pośród sprzętu jeden z nich znajduje jakąś taką dziwną lampkę.
Ociera ją z kurzu co powoduje, że wydostaje się z niej dżin.
Po powitaniu, dżin zapowiada, że gotów jest
spełnić tylko jedno ich życzenie.
Ponieważ groziła im śmierć z pragnienia, jeden z
nich bez zastanowienia wali:
-Niech cały ocean zamieni się w piwo.
Dżin klasnął w dłonie i stało się wedle
życzenia. Dżin wrócił na wolność rozpływając się jak mgła.
Zapadła długa chwila ciszy. Ten z rozbitków,
który nie wypowiedział życzenia spojrzał spode łba na kolegę i wrzasnął:
-No! Ładnie-ś nas urządził! Teraz będziemy
musieli sikać do łódki!!
Szedł raz sobie Rosjanin po plaży. Patrzy, a tu
leży jakaś flaszka zakurzona. Miał nadzieję na wysoki procent znaleźnego. A że
nie mógł odczytać nalepki, przetarł ją nieco. Ku swemu zaskoczeniu z butelki
wyskoczył, w kłębach ognistego dymu dżin.
-Dzięki ci, szlachetny panie, żeś mnie uwolnił z
tysiącletniej niewoli. Spełnię za to trzy twoje życzenia.
-No to ja bym chciał flaszeczkę dobrej wódki.
Błysnęło, grzmotnęło... Nagle Rosjanin trzyma w
ręku flaszkę przedniej gorzałki. Wydudlał ją więc pośpiesznie. Patrzy, a
butelka znowu pełna. Dżin uśmiechnął się życzliwie i rzecze:
-Taki prezent od firmy. Butelka nigdy nie będzie
pusta. A jakie masz następne dwa życzenia?
-To ja poproszę jeszcze dwie takie flaszeczki i
jesteśmy kwita...
Trabant, Trabant über alles...
Pewien szejk z naftowej krainy chciał sobie
kupić samochód. Ale nie byle jakiego Rolls Royce'a lecz coś dużo
porządniejszego. Łapie więc za telefon i obdzwania najróżniejsze fabryki
luksusowych samochodów. Ale nic mu nie odpowiada. W końcu dziwnym trafem łączy
się z fabryką "Trabantów".
- Ile czeka się u was na samochód?
- A z 5 lat, ale może być i dłużej...
„Ho ho!” - myśli szejk – „jak się tyle czeka to
dopiero musi być ekstra wozik!”
-Zatem zamawiam
jeden. Jestem szejk Ibn Ajatollah Ben Allawi. Przyślijcie jak najszybciej!
–podaje adres i odkłada słuchawkę.
A w fabryce panika. Przecież nie mogą kazać czekać
królowi nafty na "Trabiego" przez tyle lat! Ładują samochód na
najbliższy statek i wysyłają szejkowi.
W 2 tygodnie później szejk chwali się w klubie:
- A na mój nowy wóz będę czekał chyba z 5 lat!
Ale firma już po tygodniu przysłała mi plastykowy model wozu... i on działa!!!
Z fabryki odkurzaczy w ZSRR odchodzi najstarsza
(P)racownica. (D)yrektor
wygłasza mowę:
D: Była pani z nami najdłużej ze wszystkich.
Była pani najlepszą pracownicą. Tak więc w dowód uznania zasług dla
kraju, za zgodą KC KPZR otrzymuje pani dyplom "Zasłużony dla
socjalizmu" oraz Order Przodownika Pracy.
P: A czy nie mogłabym w zamian dostać
odkurzacza?
D: Nie ma pani odkurzacza? Ani jednego pani nie
wyniosła? Dobrze wiemy, że wszyscy wynoszą...
P: A wyniosłam, wyniosłam. Kilkanaście ich
było... Ale co w domu złożyłam, to zawsze wychodził kałasznikow.
Na dyskotece w Niemczech bawił się Rosjanin, z
napisem na koszulce:
"TURKI MAJĄ TRZY PROBLEMY".
Nie trwało długo, stanął przed nim Turek, byczysko chłop:
- Ty, a w dziób chcesz?
- To jest pierwszy z waszych problemów - odpowiedział Rosjanin - agresja.
Ciągle szukacie zwady, nawet wtedy, kiedy nie ma żadnego powodu.
Dyskoteka się skończyła, Rosjanin wychodzi, a tam na niego tłum Turków czeka.
- No, teraz się z tobą policzymy! - warknęli Turcy gremialnie.
- A to jest drugi z waszych problemów - powiedział Rosjanin. – Nie potraficie
załatwiać spraw po męsku sam na sam, tylko zawsze musicie zwoływać wszystkich
„swoich".
- Zaraz nam to odszczekasz! - zawrzasnęli Turcy wyciągając noże.- I to jest trzeci z waszych problemów - westchnął ciężko Rosjanin wyciągając z zanadrza "gnata"- zawsze na strzelaninę przychodzicie z nożami...
Na ringu rozpoczyna się mecz bokserski. W
niebieskim narożniku siedzi postawny Murzyn, a w czerwonym narożniku zawodnik z
ZSRR. Rozbrzmiewa gong. Pierwsza runda. Ruszają ku sobie. Murzyn agresywnie
atakuje, Rusek tylko się zasłania. Przez całą rundę nie wyprowadził żadnego
ciosu. Za to przyjął wszystkie. Koniec pierwszej rundy. Rusek wraca do
narożnika słaniając się „na ostatnich girach” a trener pyta:
-Wania! Wydierżysz? (po rosyjsku выдержиш = wytrzymasz?)
-Wydierżu, towarzyszu trenerze!
Druga runda miała mniej więcej podobny przebieg,
tylko ciosów było jakby więcej. Ale nasz dzielny Wania wyłapał je wszystkie.
Pod koniec nie bardzo wiedział, gdzie jest jego narożnik. Trener, coraz
bardziej zaniepokojony pyta:
-Wania! Wydierżysz?
Na co Wania niezłomnie:
-Wydierżu, towarzyszu trenerze!
I tak przez następne trzy rundy... Pod koniec
piątej rundy Wania na czworakach dociera do narożnika, a tam zrozpaczony trener
po raz kolejny pyta Wanię:
-Wania, ta szto? Wydierżysz?
Na co Wania zrezygnowany odpowiada:
-Niet, nie wydierżu, towarzyszu trenerze! Jak mu
przypierdolę...!
Trzy lwy spotkały się na pustyni. Pierwszy
jęcząc mówi:
- Zjadłem Amerykanina z wrzodem żołądka i od
wczoraj jestem chory.
Drugi odzywa się:
- Trzy dni temu zjadłem Polaka i do dziś mnie
kac męczy.
Natomiast trzeci :
- A ja zjadłem Ruska i od tygodnia rzygam
medalami…
Mały Amisz pojechał pierwszy raz z tatą do miasta. Oglądają sobie supermarket. Wszystko
było dziwne, ale najdziwniejsze były dwie nieduże srebrne ściany, które
rozsuwały się i zasuwały. Synek pyta ojca:
-Ojcze, co to jest?
Ojciec też nigdy czegoś takiego nie oglądał.
Spojrzał, zamyślił się i powiedział:
-Synu, to najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu
widziałem! Nie wiem, co to może być...
W tym momencie na wózku inwalidzkim podjechała
jakaś starsza kobieta i nacisnęła przycisk. Po chwili srebrne ściany się
rozsunęły. Okazało się, że za tymi ścianami jest nieduży pokoik. I starsza pani
wjechała swym wózkiem do środka. Ściany zasunęły się za nią. Nad nimi zapaliło
się okrągłe światełko z napisem „1”, potem „2” i dalej aż do końca. Potem
zaczęły się zapalać w odwrotnej kolejności. Zdumieni ojciec i syn widzą, że
zobaczyli, że ściany rozsunęły się i z pokoiku wyszła bardzo śliczna
dziewczyna. Ojciec nie odrywając od niej wzroku cicho szepnął do synka:
-Idź szybciutko po mamusię!...
(Amisz to członek wspólnoty religijnej znanej ze swej niechęci wobec uczestniczenia w życiu współczesnego społeczeństwa. Nie głosują, nie korzystają ze zdobyczy cywilizacji, jak telewizja, samochody. itd. Nawet nie stosują gwoździ gdy budują swe domy. Nota bene, polecam film „Świadek” z Harrisonem Fordem, którego akcja dzieje się właśnie w niewielkiej społeczności tego wyznania.)
Jimmy wrócił ze szkoły dość zasmucony. Jego
matka była żydówką a ojciec był czarny.
-Mamusiu, czy ja jestem bardziej żyd czy
bardziej czarny?
-A co to ma za znaczenie? Idź do taty jeśli
chcesz się przekonać. –mówi mama.
Gdy ojciec wraca z pracy Jimmy pyta:
-Tatusiu, czy ja jestem bardziej żydem czy
bardziej czarnym?
-Co to w ogóle za pytanie? Czemu chcesz wiedzieć takie rzeczy? –pyta tato.
-Bo widzisz tatuś, Tommy z mojej klasy ma na
sprzedaż rower za pięćdziesiąt dolców. I nie wiem, czy mam utargować żeby
spuścił do 25$ czy poczekać aż się ściemni i mu go podpierniczyć...
W więzieniu w Saint Louis siedzi trzech
Murzynów. Jeden z nich zagaja:
Ile dostałeś?
-Pięć lat
-Za co?
- Jakiś białas przejechał mnie nocą na pasach.
Przeleciałem mu przez maskę, rozbiłem szybę i wleciałem do środka. Sędzia uznał
mnie winnym włamania i zasądził piątkę. A ty?
- Ja dostałem osiem lat.
- A za co?
- Podobnie jak ciebie, przejechał mnie jakiś
biały. Tyle że jechał o wiele szybciej niż ten twój. I nie dość że wpadłem mu
przez przednią szybę do środka, to jeszcze wyleciałem przez tylną. Złapali mnie
i wsadzili za włamanie i próbę ucieczki.
Obaj zwracają się do trzeciego z nich, który się
nie odzywał. A ty ile masz do odsiedzenia?
- Piętnaście lat. Jakiś białas przejechał mnie.
Wleciałem przodem, wyleciałem tyłem. A potem ten gość wyszedł i władował mi nóż
w bebechy. I dostałem w sumie piętnaście lat: za włamanie, próbę ucieczki i za
nielegalne posiadanie broni...
Gdzie Irlandczyk udaje się z rodziną na wakacje?
-Do innego baru…
Spotyka się dwóch starych żydów, Maurycy i
Jankiel.
-Słyszałem, że jesteś bardzo majętny...
-To prawda...
-Maurycy, a jak ty właściwie doszedłeś do
takiego bogactwa?
-To niesamowita historia, opowiem ci.
-Była sobota. Idę sobie do bóżnicy. Patrzę na
jezdnię. Leży woreczek, a w nim sto tysięcy dolarów. Ale... Ja jestem pobożny
żyd. A żaden pobożny żyd nie weźmie pieniądz w sobotę. To ja się zacząłem
modlić do Boga o cud. Żeby ten pieniądz jakoś na mnie zaczekał... I stał się
cud!
Ja podchodzę bliżej... Ja patrzę, a na dwa metry
dookoła worka... ŚRODA!...
Rączy Rumak mieszkał w wigwamie poza
miasteczkiem. Mieszkańcy go lubili bo nie był typowym dzikusem. Ostatnio nawet
ożenił się z młodą żydówką, która niedawno przybyła do miasta.
Pewnego dnia, gdy kilku kowbojów jechało sobie
przez prerię, zauważyli, że pośród traw leży wielki bizon. Miał rozbity łeb, z
którego leciała posoka. Obok bizona siedział w kucki Rączy Rumak i szlochał:
-Aj waj! -zawodzi Rączy Rumak.- Sara mnie
zabije!
-Dlaczego? Kazała ci upolować większego? –
pytają zdziwieni kowboje wskazując na zabitego bizona.
Rączy Rumak ocierając łzy mówi:
-Użyłem mlecznego tomahawka!...[15]
(Wedle żydowskiej tradycji, w gospodarstwie pobożnych żydów trzeba używać osobnych sprzętów do potraw z mleka, a osobnych do potraw mięsnych. Dotyczy do m.in. garnków, sztućców itd.)
(Wedle żydowskiej tradycji, w gospodarstwie pobożnych żydów trzeba używać osobnych sprzętów do potraw z mleka, a osobnych do potraw mięsnych. Dotyczy do m.in. garnków, sztućców itd.)
U Niebios Bram stoi Święty Piotr i przyjmuje do
nieba. W pewnej chwili spostrzega, że stoi przed nim czterdziestu
nowojorczyków. Ponieważ nigdy nie widział żadnego, powiedział że maja poczekać
bo musi się skonsultować z Bogiem.
Bóg wysłuchawszy Piotra zdumiał się i odrzekł,
że skoro przyszli, to powinien postarać się wybrać spośród nich przynajmniej
kilku, którzy wykazują jakieś cnoty.
Po paru minutach Święty Piotr przybiega do Boga
i wola:
- Nie ma ich!
- Co! Wszyscy nowojorczycy zniknęli?
- Nie! Nie ma Niebios Bram!
Przychodzi do domu Wania i stawia na stole trzy
połówki wódy.
Przybiega żona:- Skąd to masz?
- A, złapałem złotą rybkę!
Farmer z Teksasu jedzie na wakacje do Australii
Spotyka tam swojego kolegę po fachu i rozpoczynają pogawędkę.
Australijczyk pokazuje mu swe olbrzymie pole
pszenicy a Teksańczyk na to:
- Łe taaam! U siebie mam dwa razy takie!
Chodząc po łące Australijczyk pokazuje swe
liczne stado rogacizny.
- Iiiiiiiiiiiii... Też mi coś! Mam u siebie
bydło dwa razy większe niż to tutaj.
Rozmowa na chwilę zamiera, aż tu nagle
Amerykanin spostrzega kilka kangurów.
-A to co jest? –pyta wskazując palcem na
wzgórze.
-Co wy tam w Teksasie, koników
polnych nie macie????!!!????
Irlandczyk, Włoch i Polak wchodzą do baru na Manhattanie, zamawiają
kolejkę i wspominają inne lokale.
- W
Dublinie jest taka knajpa, w której kupujesz pierwszą whisky, drugą whisky, a
trzecią stawia ci właściciel knajpy!- chwali się Irlandczyk.
- To
jeszcze nic. W Mediolanie jest taki bar, gdzie kupujesz butelkę wina, a drugą i
trzecią stawia ci szef lokalu!- wzdycha Włoch.
- Eee,
panowie, to jeszcze nic- mówi Polak.- W Warszawie jest taka knajpa, gdzie kupują ci pierwszą wódkę, drugą
wódkę, płacą nawet za trzecią i czwartą,
a później odwożą do domu, rozbierają i kładą do łóżka!
- Co?-
niedowierza dwóch kompanów.- Byłeś w takiej knajpie?
- Nooo,
ja nie...- mówi Polak.- Ale moja siostra była...
Do baru wchodzą:
Szkot, Irlandczyk, Walijczyk i Anglik. A barman na to:
-Co to? jakiś kawał?
Papież i Królowa Elżbieta stoją na balkonie, na
który spoglądają setki tysięcy ludzi. Królowa mówi do Ojca Świętego: Założę się
o dziesięć dolców, że jednym ruchem ręki sprawię że każdy Anglik, który jest
tam w dole oszaleje z radości. Papież na to:
-Nie. To niemożliwe.
A królowa:
-To tylko popatrz! – podnosi w górę rękę i
wykonuje pełne gracji machnięcie. Wszyscy Anglicy wrzeszczą, podnoszą w górę
flagi Union Jack i świrują jak na jakimś meczu.
Tak więc Papież jest w kropce. „Co by tu
zrobić?” – myśli. „Nie sądziłem, że jej się takie coś uda!” Myśli więc przez
chwilę i mówi:
-A ja się założę, że jednym ruchem głowy
sprawię, że każdy Irlandczyk w tłumie oszaleje z radości. I to nie tylko teraz
na chwilę, ale będzie radosny przez resztę tygodnia.”
Królowa kręci z niedowierzaniem głową.
- Nie to jest niemożliwe! (i przyjmuje zakład)
Na co Papież „wali ją z bańki”.
Po ulicach Moskwy pędzi sobie limuzyna pełna
gangsterów. Nagle z bocznej uliczki wyjeżdża niespodziewanie Zaporożec i odrywa
limuzynie tylny zderzak. Obydwa samochody zatrzymują się. Z Zaporożca wysiada
jakiś gamoń i zaczyna ze łzami w oczach przepraszać, że nie zauważył. Mafiosi
jednak zbierają się do bicia.
-Niet, to ci nie ujdzie na sucho! Zaraz ci tak
mordę obijemy, że cię rodzona mać nie pozna!
Kierowca Zaporożca pada na kolana, załamuje ręce
i błagalnie woła:
-Ale jakże to tak? Pięciu na jednego... To się
nie godzi!
Wśród gangsterów następuje krótka narada.
-Dobra! „Włochaty” i „Struna” będą z tobą...
Nowy Ruski przeprowadził się do Polski.
Zadzwonił do polskiego Klubu Nowobogackich i mówi, że chce się zapisać.
- A masz najnowszego Volkswagena?- pada pytanie.
- No..... nie
- Masz dwupiętrową willę?
- No..... nie
- A masz chociaż łańcuch wysadzany brylantami i
innymi drogimi kamieniami?
- No..... nie
- No to jak już to wszystko będziesz miał, to
wtedy pogadamy!
Nowy Ruski dzwoni więc do swojego służącego:
- Wańka, sprzedaj nasze Cadillaki i kup takie
tanie, niemieckie gówno jakim wszyscy tu jeżdżą!
- Tak toczno!
- I każ zburzyć dwa górne piętra naszej willi...
- Da... Coś jeszcze?
- Ta... zabierz Burkowi obrożę i mi ją
przywieź...
Do dentysty
przychodzi Ruski i otwiera jamę, a tam: same złote zęby i diamentowe koronki.
Zakłopotany drapie się w głowę i pyta:
- Ale co ja tu
właściwie miałbym panu zrobić?
- Chciałbym
alarm założyć...
Europejczycy
Była sobie
piękna wyspa pośrodku bezkresnego oceanu i wylądowali na niej (są różne
warianty) następujący rozbitkowie:
·
2 Włochów i 1 Włoszka,
·
2 Francuzów i 1 Francuzka,
·
2 Niemców i 1 Niemka,
·
2 Kalifornijczyków i 1 Kalifornijka,
·
2 Anglików i 1 Angielka,
·
2 Bułgarów i 1 Bułgarka,
·
2 Szwedów i 1 Szwedka, oraz
·
2 Irlandczyków i 1 Irlandka.
Po jednym
miesiącu pobytu na owej wyspie...
- Pierwszy z Włochów zabił drugiego z powodu Włoszki...
· 2 Francuzów i Francuzka żyli we trójkę długo i
szczęśliwie (tzw. „menage a trois”)...
· 2 Niemców ma ściśle przestrzegany regulamin z
tygodniowym grafikiem kiedy kto może korzystać z niemieckiej kobiety.
· 2 Kalifornijczyków sypia ze sobą a dziewczyna
opiera ich, sprząta i gotuje
· 2 Anglików czeka aż ich ktoś przedstawi Angielce
· 2 Bułgarów spojrzało najpierw na bezkresny
ocean, potem na swą towarzyszkę, ciężko westchnęli i zaczęli płynąć...
· 2 Szwedów rozmyśla nad zaletami samobójstwa
podczas gdy Szwedka zrzędzi na temat ciała, które należy wyłącznie do niej oraz
wykłada prawdziwą naturę feminizmu. Ale przynajmniej nie pada śnieg i podatki
są niskie...
· Irlandczycy zaczęli od podziału swej wyspy na
Północ i Południe oraz pobudowali gorzelnię. Nie pamiętają czy seks był na
obrazku bo im się trochę wizja rozmyła po pierwszych paru litrach kokosówki,
ale przynajmniej mają tę satysfakcję, że Anglicy nie pieprzą.
Jak Irlandczyk przywołuje psa?
(wkładamy
zagięte palce wskazujący i kciuk, tak jakbyśmy chcieli głośno gwizdnąć, ale NIE GWIżDżEMY, lecz wołamy, wciąż z palcami w buzi:)
-Burek do nogi!
Dlaczego Niemki nie bawią się w chowanego?
Bo nikt ich nie szuka.
Odmiana lokalna (m.in. śmiéchy z górali)
Mała
uwaga: przytoczone dowcipy starałem się pisać czymś, co przynajmniej brzmi jak
gwara góralska. Najlepiej bowiem jest je opowiadać właśnie takim, żywym
językiem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że do gwary mi daleko, ale chciałbym,
aby dowcip był zrozumiały, dla tego najczęściej stosuję u jedynie stylizację na
gwarę góralską, nie zaś słownictwo. Przepraszam górali.
Idzie turysta nocą przez góry,
patrzy a tu samotna chatka bacówka.
Wchodzi do chaty i rozgląda się zdziwiony. Baca i żona bacy leżą
nieruchomo w łóżku z otwartymi oczami, światła pozapalane, w domu cisza
grobowa. Facet się trochę wystraszył, ale zaraz pomyślał, że skoro bacowie nie
żyją, można coś ukraść z domku. No więc zwinął odtwarzacz i ruszył z nim na
szlak. Po chwili przypomniał sobie, że widział też fajny plazmowy telewizor i
wrócił po tenże. A bacowie dalej leżeli. Uciekając ze sprzętem pomyślał, że ta
bacowa to nawet całkiem niezła babka była (jeszcze ciepła) i można by ją
„obrócić”. Wrócił więc do domku, zrobił swoje i poszedł w długą. Po chwili
bacowa odzywa się do bacy:
- Te, Józiek, to ze łon ukrod video to nic, to
ze ukrod telewizor to tyż nic, ale ze un mię wyobracoł a ty nic, to
to już som scyty!
A baca na
to:
- Ha ha, piérwso się uodezwała! Gasić
światło!
-Baco, całe życie przeżyliście w tej wiosce?
-Jesce nié...
Wychodzi rano baca przed chałupę, przeciąga się
i woła ku wiersyckom:
-Jaki piękny dzionek!
A echo z przyzwyczajenia:
- mać!... mać!... mać!...
- Ahoj baco! Co
robicie??
- A hoj was to obchodzi!!
- A hoj was to obchodzi!!
Siedzi sobie baca na brzegu rzeki. Pytajom go
cepry jako będzie pogoda.
Ano wicie, to je bardzo proste. Jak widać
wyraźnie drugi bzeg zeki, to znacy, ze będzie padać...
-A jak drugiego brzegu NIE widać.
-A to jus właśnie pado...
Stary baca siedzi na przyzbie. Obok niego
przechodzi Maryna.
-Maryna, zajdź no do chałupy! Pochędożymy
sobie...
-A co też wam baco, dyć do kościoła idem!
Mija pięć minut, Maryna wraca i mówi:
Wiécie baco, tak se myśle: Kościół stoi i stać
będzie, a z wami to jus róznie bywa!...
Idzie sobie wyciecka ceprów po hali. Patsą, a tu
na łączce lezy sobie baca i pasie łowiecki. Pytają go grzecznie
-Baco, a nie wiecie, która to godzina jest?
-Wiém – pedo baca.
-Tedy nam pedzcie...
Baca na to wzion kijasek, pomachał jaja baranowi
i pedo:
-Dwunasta czrtyrdzieści seść.
Turyści nie wierzą własnym oczom. Spoglądają na zegarek:
rzeczywiście, jest 12:46. Postanowili zagadnąć go o to samo gdy będą wracać z
wycieczki.
Po kilku godzinach wracają. Baca nadal sobie
leży.
-A którom to godzinę tera macie, baco?
Baca znów wzion kijasek, pomachał jaja baranowi
i pedo:
-Łosiemnasta csynaście!
Turyści patrzą na zegarek, rzeczywiście miał
rację. Chcąc się dowiedzieć na temat tej przedziwnej metody określania czasu
pytają:
-A jakze to baco, to wy godzinę po jajach
poznajecie barana?
-Nié, ino mi wieze kuościelnom z
zygarem zasłaniajom!
Z okazji 50-tej rocznicy zwycięstwa nad
faszyzmem, na uroczystej akademii w Pałacu prezydenckim zbierają się kombatanci
z różnych stron kraju. I zebrało im się na wspomnienia. Opowiada Warszawiak:
-W czterdziestym czwartym, jak było już tak
strasznie ciężko i zupełnie nas opuściła nadzieja, tośmy sobie chodzili
wieczorami w krzaki nad Wisłą i po cichutku sobie nuciliśmy: „Jeszcze Polska
nie umarła...”
Na co Poznaniak unosi brwi i energicznie kręci
głową:
- A nie... U nas to było zabronione!
Idzie sobie wyciecka ceprów. Widzom starego bacę.
-Baco, a ile to owiecek macie w stadzie?
Stary rzuca okiem na pobliską gromadkę i mówi:
-Seśdziesiont łosiem.
Nie wierząc, że tak szybko policzył, turyści
liczą i ku ich zdziwieniu rzeczywiście jest 68. Chcąc się przekonać co do
zdolności liczenia, pytają wskazując na przeciwległą łąkę po drugiej stronie
doliny.
-A tam, w tamtym stadzie po drugiej stronie?
Stary baca przygląda się stadu przez kilka
sekund i mówi
-Sto dwadzieścia seść!
Turyści zaczynają liczyć przy użyciu lornetki.
Jakoz i tym razem liczba się zgadza. Są zaskoczeni.
-Baco! Jak wy to robicie, że tak szybko liczycie
owcieczki?
-Wicie panocku! Ja mam taki mały sekret... Ja
wcale łowiec nie licę!
-Jakże to? to skąd wiecie, ile...
-Bo jo im licem nogi i dzielem bez ćtyry!
Wychodzi baca przed
chałupę. Spogląda na stadko owieczek pasących w ogrodzeniu. Uśmiecha się pod
nosem:
- Jak sułtan, normalnie jak sułtan...
Stanął baca przed sądem za nielegalne posiadanie
broni.
- Co macie na swoją obronę, baco? - pyta prokurator.
Baca odpowiada:- Czołg w stodole!
Przed sądem sprawa bacy o ustalenie ojcostwa.
-Baco! Znacie tę oto Jadźkę?
-Znom!
-A to dziecko to wyście jej zrobili?
-Ano jo!
-To jak będzie z płaceniem?
-A dyć jo wysoki sądzie nic nie chce za tom
robotę...
Po powrocie z wojska młody juhas wraca do żony i
wyciąga ją przed chałupę:
-Popatrz Jaguś pójdziemy na spacer!
Żona chwyta go za rękę i ciągnie do sypialni,
ale on stanowczo wyciąga ją z domu. Mówi:
-Widzis Jaguś te piekne smreki na wiersyckach?
-Widzem, ale może byśmy tak pod piezynę?...
-Jaguś, a widzis ty te piekne niebo nad nami?
-A dyć widzem, ale poszedbyś ze mną do
chałupy...
-A widzis te łąki zielone hań tam w oddali, we
dolinie?
-Widzę!
-To se je zapamiętaj, bo pses najblizsy miesionc
bedzies ino sufit łoglądała!
Zawody, kto dłużej wytrzyma pod wodą. Zawodnik
niemiecki - wysoki, doskonale zbudowany blondyn. Skacze do wody - mija 5 minut,
10, 15 - zawodnik wynurza się, ciężko łapiąc powietrze. Widownia szaleje.
Dziennikarze pytają:
- W jaki sposób udało się Panu osiągnąć tak doskonały rezultat?
Zawodnik odpowiada:
- Tylko zdrowa żywność, codziennie wyczerpujące ćwiczenia.
Zawodnik rosyjski. Jeszcze lepiej zbudowany. Krótka rozgrzewka, skok do wody.
Mija 10 minut, 15, 20, 25. Zawodnik wynurza się - cały czerwony. Tłum szaleje.
Dziennikarze pytają jw.
Zawodnik odpowiada:
- Kąpiele w Wołdze codziennie, trening 15 godzin na dobę itd.
Zjawia się zawodnik z Polski, chudzina zabiedzona, niewysoki. Przed skokiem
pociąga łyk „czegoś na rozgrzewkę” i skacze. Mija 15 minut, 20, 25, 30, 40
widzowie i sędziowie zaczynają się niepokoić, gdy nagle wynurza się w 44
minucie, prawie siny, łapczywie łyka powietrze.
Tłum wiwatuje, nieustający aplauz, dopadają go dziennikarze i słychać jedno
pytanie: - W jaki sposób???
Polak odpowiada, ciężko dysząc:
- Koszulka mi się na o jakiś korzeń zaczepiła...
Na holenderską farmę przyjeżdża gość z urzędu
imigracyjnego i pyta Polaka:
- Ma pan pozwolenie na pracę ?
Polak:
- Mam
Urzędnik:
- A tamten facet ma??
- Ma, ale on nie mówi po holendersku.
Gość:
- To niech go pan zawoła.
- Jóóóóózeeeeeeeeeek, spierdaaalaaaaaj!!!
- Ma pan pozwolenie na pracę ?
Polak:
- Mam
Urzędnik:
- A tamten facet ma??
- Ma, ale on nie mówi po holendersku.
Gość:
- To niech go pan zawoła.
- Jóóóóózeeeeeeeeeek, spierdaaalaaaaaj!!!
Idzie sobie cepr skrajem lasu. Widzi starego
bacę, który siedzi na gałęzi. W ręce trzyma piłę, którą piłuje właśnie tę
gałąź.
-Oj baco! Bo spadniecie!
Baca na to:
-Zaś by tam!
Turysta wzruszył ramionami i poszedł dalej. Baca
nie przestaje piłować. Po jakimś czasie nadpiłowana gałąź pęka a stary zwala
się z łomotem na ziemię. Otrzepuje się i zdziwiony mruczy do siebie:
-Prorok jaki, cy co?!
Siedzi baca przed chatką. Przed bacą kloc drewna
i kupka wiórków. Przechodzi turysta i pyta:
- Baco! Co tam strugacie?
- Ano, cółenko sobie strugom.
Turysta poszedł. Następnego dnia rano przechodzi tamtędy i widzi bacę. Baca
siedzi przed klockiem drewna i go struga. Przed bacą górka wiórów. Turysta
pyta:
- Baco! Co tam strugacie?
- Ano, stylisko do łopaty sobie strugom.
Następnego dnia: Baca siedzi przed chatką, w rękach trzyma drewienko, przed nim
kupa wiórów. Ten sam turysta pyta:
- Baco! Co teraz strugacie?
- Jak nic nie spiepse, to wykałacke...
Na przystanku stoi sobie gazda i stary baca
Józef.
Baca pyta gazdę:
-Jądruś, a ożeniłeś ty się?
-Nié!
-A wiela ciebie roków?
-Trzydzieści dwa.
-No to na co ty cekos?!?
-Na autobus!
W sądzie trwa sprawa o zabójstwo. Sąd pyta
oskarżonego:
-W jaki sposób oskarżony dokonał zabójstwa?
-Ano, machnąłem go bez łep gazetom!
-A co było w tej gazecie?
-Nie wiem, nie czytołem!
Idzie sobie baca dolinom, niesie ksionzecke do
nabozeństwa. Pytajom go ludziska:
-A dokąd to idziecie baco?
-Na kobitki.
-Zaś-by tam! To po co wam ksionzecka do
nabozeństwa? Przecie dziś piątek!
-Bo jak będzie piéknie, to się do niedzieli
zostanę!
Baca siedzi przed chałupą i całuje się po
rękach. Przechodzący turysta pyta:
- Baco, co wy robicie?
- A właśnie to je gra wstępno. Zara bede się łonanizował.
- Baco, co wy robicie?
- A właśnie to je gra wstępno. Zara bede się łonanizował.
W sądzie trwa sprawa o zabójstwo. Sąd pyta
oskarżonego bacę:
-W jaki sposób oskarżony dokonał zabójstwa?
-A dyć, walnąłem go bez łep szynkom!
-Czy była to szynka wieprzowa?
-Nié!
-Czyli wołowa!
-Tyż nié!
-Cielęca?
-Nié!
-No to jaka!?!
-Wąskotorowa...
Jedzie sobie kolejka na Kasprowy grupa turystów
i baca. Jako jedyny kurczowo trzyma się obiema rękami uchwytu. Turyści
podśmiewają się z niego:
-Zawsze tak się trzymacie baco jak jedziecie
kolejką linową?
-A bo jak jechołek roz i wyleciało dno wagonika,
tom się ino ja uostał...
Jedzie gazda z gaździną furmanką. Nagle niebo
się zachmurzyło, rozszalała się burza. Znienacka 20 metrów przed furmanką
uderzył piorun. A gazda patrzy w niebo, palec podnosi i mówi:
- Nooooooo...
Jada dalej. Po chwili następny piorun uderzył 5 metrów za furmanką. Gazda znów
podnosi palec i mówi:
- Noooooooooooooo...
Znowu jadą dalej. Nagle kolejny piorun uderza w gaździnę jadącą na furmance, a
gazda zadowolony:
- No!
Siedzi sobie na przyzbie stary baca i pyka
fajeckę. Psychodzi ku niemu gazda.
-Baco! Szczęść boze! Wyście sóm tacy stazy...
-Ano...
-... i tacy mądzy... Tedy mi rzeknijcie, na cym
się ta naso ziemia łopiro?
Baca się zamyślił, z fajecki se pyknął i pedo:
-Wiecie gazdo, mi się widzi, co łona się łopiro
na ćtyrech wielgich spodkach...
-Aha! – uciesyl się gazda i poleciał do chałupy.
Nie mineło dwie godziny kiej się gazda wraca:
-Baco, jesteście tacy stazy i mądzy, tedy mi
zeknijcie: na cym się te wielkie spodki łopirajom?...
Baca się zamyślił, z fajecki se pyknął i pedo:
-Wiecie gazdo, mi się widzi, co łone się
łopirajom na ćtyrech jesce wienksych spodkach.
-Aha! – uciesyl się gazda i poleciał do chałupy.
Nie mineło pól godziny kiej się gazda wraca nazad:
-Baco! Wyście sóm tacy stazy i tacy mądzy...
Jeno mi pedzcie, na cym się te ćtyry jesce wienkse spodki łopirajom?...
Baca się zamyślił, z fajecki se pyknął i pedo:
-Widzi mi się gazdo, co wos w dupe kopnem!
Gaździna leży chora we izbie. Marudzi męzowi:
- Jendruś, otwóz no te okno bo mi gorąc...
A po chwili:
- Jendruś, zawrzyj okno, bo się cała wyziębię...
Mąż posłusznie spełnia zachcianki chorej, choć
ta co parę minut zmienia zdanie. W końcu wziął do ręki lagę i wytłukł szybę.
- No to masz tero i zamknięte, i otwarte
jednocześnie...
Turysta zaczepia bace w lesie:
- Gdzie jest Giewont?
- Łot.. - turysta zdziwiony, ale pyta po angielsku:
- Łer is Giewont baco?
- Łot.. - odpowiada baca - turysta swoje:
- Łer is Giewont? -
- Łotpierdol-ze siem! Nie widzis ze lejem!?!
- Gdzie jest Giewont?
- Łot.. - turysta zdziwiony, ale pyta po angielsku:
- Łer is Giewont baco?
- Łot.. - odpowiada baca - turysta swoje:
- Łer is Giewont? -
- Łotpierdol-ze siem! Nie widzis ze lejem!?!
Idom sobie turysty w wysokie góry, a tu przed
izbom siedzi se baca z czarnym baranem. Ładny był, więc go pytajom, po ile go
sprzeda.
Baca mówi, że za sześć milionów.
-Za drogo, baco! – I poszli. Po jakimś czasie
wracają, a tam siedzi baca, ale barana ni ma. Pytają go więc:
-Baco, a gdzie wasz baran?
-Ano, zamieniłem się z sąsiadem. Na dwa koty po
trzy miliony...
W pociągu do Nowego Targu jadom se bacowie i
rozwionzujom ksyzówki. Jeden pedo do drugiego:
-Wicie, juzem skońcył, ino mi się jedno hasło
łostało:
-Ano gadojcie jakie?
-„damski otwór”. Na ćtyry litery. Pierso „P”
-A w pionie, cy w poziomie?
-W poziomie!
-To piscie PYSK!
W górskiej wiosce o wyjątkowo wysokim przyroście
naturalnym urządzono prelekcje na temat antykoncepcji. Pokazano różne sposoby
zapobiegania ciąży. Na koniec pan prelegent rozdał kilka prezerwatyw.
Wraca Jontek do chałupy po odczycie. Je kolację,
odmawia pacierz. Siada na łóżku i zabiera się do nałożenia kondona. Widzi to
jego Jagna i jak nie krzyknie:
-Jontek, ty się Boga nie bois! Dzieciska butów
nie majom, a ty se ciula strois!!!
Na teren popowodziowe przyjeżdża rządowa komisja
aby ocenić straty. Nagle widzą, że na terenach zalanych koło chatki na skraju
pola po wodzie przesuwa się góralski kapelusz. Kapelusz przemieszcza się
kilometr w prawo, potem z powrotem w lewo. Rządowi pytają sołtysa:
Co to?
-A dyć Józik Gąsienica stwierdził, ze powódź nie
powódź, pole trza zaorać!...
Do bacy na kwaterę przyjechało dwoje turystów.
Przez trzy dni nie wychodzili z chałupy. Baca boi, się, czy się coś nie stało.
Puka do drzwi i pyta:
-Zyjecie?
-Tak!
-A coście bez tyn cały cas jedli?
- żywilismy się... owocami miłości.
-Dobra, dobra! Ino mi tych skórek od owoców ni
wyzucajcie bez łokno, bo mi się kury i kacki dławium!
Na targu turysta do gazdy:
-Oj coś chude te wasze kurczaki! Czy one wam w
głodu nie padły?
-Nié... Zdonzyłek je psed śmiercium zarznońć!
W sądzie jest rozprawa o pobicie. Sąd pyta:
-Jesteście oskarżeni o pobicie waszego sąsiada.
Są świadkowie. Czy macie coś na swoją obronę?
-Nié! policjanty mi orcyk zabrały!
Grupa Górali po raz pierwszy przyjechała do
miasta. Ponieważ mieli tam spędzić kilka dni, zarezerwowano im hotel. Na noc
udali się do pokojów a rano ma być zbiórka. I rzeczywiście, rano wszyscy zeszli
na śniadanie. Wszyscy, ale nie Dziuniek od Gąsieniców. Sprawdzili, czy nie ma
go w autokarze. Czy nie została w domu uciech gdzie niektórzy bawili ubiegłego
wieczoru. Wreszcie zdesperowani dzwonia z recepcji do pokoju. Dziuniek odbiera
telefon.
-No schodź-że do nas będziemy za chwilke
wyjezdzać!
-Krucafuks, kiej nie mogę wyjść z pokoju!
-Jagze to?
-No bo tu som ino csy dźwi. Jedne sum do
wychodka, jedne do safy, a na csecich jest kartecka a na niej stoi napisane:
„Nie przeskadzać!”
Na wypas w wysokich górach wyrusza redyk kilku
starych doświadczonych baców i jeden młody „prawiczek”
Idą pod górę, młody chłopak szarpie za rękaw
jednego ze starszych i pyta na stronie
-A nie ckno wam tam w górach do bab?
-A zaś by tam! Przecie som łowce...
Młody pasterz bardzo się w duchu zdziwił, ale
nie dał poznać po sobie. Ponieważ zaniedługo zapadła noc, młodzieniaszek
poszedł do stada i przygruchał sobie do szałasu łowieckę, coby z niej
skozystać.
Rano wychodzi przed szałas, a tam cała gromada
baców kula się ze śmiechu na jego widok. Młody pasterz jest strasznie
zmieszany. Łzy stają mu w oczach. Z wyrzutem pyta:
-A cegós to się bace śmiejecie? Przecieś-cie
sami mówili, ze sóm łowce...
-A bo-ś ty se, pacanie takom najbzytsom wybroł!
W sądzie trwa proces o gwałt. Oskarżonym jest
młody juhas. Wygląd ma chuderlawy. Na procesie broni go matka jak tylko może. W
pewnym momencie zdesperowana rozpina synowi rozporek, wyciąga członka na
wierzch i potrząsając nim przed wysokim sądem krzyczy:
-No czym on panie sędzio miał ją zgwałcić. Czym?!?
Na to góralik:
-Oj matka, nie rusojcie, bo psegromy sprawę!!!
I tu
mała dygresja. Dowcipów nie należy skracać w zasadzie. Oto bowiem jedna z moich
koleżanek, słynna z „palenia” dowcipów, opowiedziała go mniej więcej w
następującej wersji:
„W sądzie trwa proces o gwałt. Oskarżonym jest
młody juhas. Wygląd ma chuderlawy. Na procesie broni go matka. W pewnym
momencie rozpina synowi rozporek, wyciąga członka na wierzch i zaczyna nim
potrząsać przed wysokim sądem. Na to juhas krzyczy:
-Czym matka, czym?!?”
(ano,
można i tak!)
Rolniczy Tydzień: Porady dla bywalców:
- kolacja poza domem
Gdy pijesz z gwinta – pamiętaj zawsze, aby
palcami zasłaniać nalepkę.
rozrywka w domu
Nie pozwalaj psu jeść przy stole. Choćby nie
wiem jak dobrze był tresowany.
- higiena osobista
Uszy należy czyścić regularnie. Jest to jednak
zabieg, który należy wykonywać wyłącznie własnymi
kluczykami od Syrenki.
Prawidłowe używanie środków czystości może o
dobrych kilka dni odsunąć w czasie konieczność wykąpania się. Jeśli jednak mieszkasz
sam, stosowanie dezodorantu oznacza wyrzucanie pieniędzy w błoto.
Brud spod paznokci i smary są nie do przyjęcia w
towarzystwie. Powodują ześlizgiwanie się z damskiej biżuterii oraz zmieniają
smak potraw spożywanych palcami.
- randka (z kimś spoza Rodziny)
Bądź asertywny. Niech wie, że ci na niej zależy.
Zagajaj np.: „Pragnąłęm się z tobą spotkać od kiedy 2 lata temu przeczytałem o
tobie na ścianie w kiblu.”
Uzgodnij z jej rodzicami, na kiedy ma być
odstawiona z powrotem. Niektórzy powiedzą: „Na dziesiątą”, inni “Na dwudziestą
drugą”. Zwykle chodzi o to samo. Możesz jednak usłyszeć od kogoś: „W
poniedziałek”. W takim przypadku mężczyzna odpowiedzialny jest za odwiezienie
dziewczyny na czas, żeby się nie spóźniła do szkoły.
- w kinie
Powstrzymuj się z mówieniem do postaci na
ekranie. Badania naukowe wykazują, że one cię i tak nie słyszą.
- wesela
Żywy inwentarz -zwykle- nie jest
najszczęśliwszym pomysłem na pomysł dla nowożeńców.
Całowanie panny młodej dłużej niż przez pięć
sekund może skończyć się groźnym w skutkach postrzałem.
Jeśli jesteś drużbą – pożycz frak. Kombinezon i
czysta koszula od udoju, przepasane czystym szalikiem jest w towarzystwie
uważane za niesmaczne.
Choć zwykle jest to niewygodne, tym razem
powiedz sakramentalne „tak” skarpetom i butom. To naprawdę specjalny dzień.
- na drodze
Zmień światła długie na mijania gdy z
naprzeciwka nadjeżdża jakiś pojazd. Nawet pomimo, że broń jest już naładowana a
jeleń jest dobrze widoczny.
Przy dojeździe do skrzyżowania pierwszeństwo ma
pojazd, który ma największe opony.
Nigdy nie holuj innego samochodu za pomocą
szlaucha czy gumy od bielizny.
Wysyłając żonę z kanistrem jest nieuprzejmie
prosić ją żeby ci w nim przyniosła piwo.
Nigdy nie przesiadaj się w poruszającym się
pojeździe. Zwłaszcza jeśli prowadzisz.
- rady na każdą okazję:
Na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy nigdy
nie zabieraj piwa.
Na podwórku zanim kogoś zastrzelisz – wypytaj o
tożsamość.
Przynoszenie bełta do kościoła jest obleśne.
Jeśli musisz odkurzać w łóżku – czas zmienić prześcieradła.
Nawet jeśli nie jesteś pewien, czy cię
wymieniono w ostatniej woli zmarłego- nic nie usprawiedliwia przejazdu TIR-em w
kondukcie.
A mojo staro to nasym autem zasuwa jak pieron!
-Tak szybko?
- Nie! Tak często wali w drzewa!...
coś dla Poznaniaków:
Do restauracji na Starym Rynku wchodzi głodny
jegomość i pyta kelnera co może zjeść.
- Szanowny Panie – mówi uprzejmie kelner – Mamy
dziś w karcie naszą specjalność. Danie dnia: "WĄTRÓBKA ZE STRUSIA".
Ponieważ brzmiało ciekawie, klient zamówił i
czeka. Kelner przyniósł, tamten zjadł ze smakiem i zapłacił.
Po paru dniach ten sam gość ponownie zawitał do
lokalu. Rozsiadł się wygodnie a gdy podszedł do niego kelner, poprosił go:
Proszę pana poproszę danie dnia, które
podaliście mi parę dni temu. "WĄTRÓBKĘ ZE STRUSIA"! Kelner zapisał zamówienie i
poszedł do kuchni. Po chwili jednak wrócił ze smutną miną:
- Bardzo mi przykro, ale nie mamy dziś wątróbki ze STRUSIA. Może szanowny pan zechciałby zamiast tego WĄTRÓBKĘ Z RASZEI?...
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
ReplyDelete