Więc póki co, śmiejmy się BEZ TYTUŁU
Postanowiłem wreszcie się zabrać za te moje
śmiesznoty. „Dzieło życia”. Trzeba to było pozbierać i uporządkować. Na samym
początku chciałem Ci podziękować Szanowny Czytelniku /Czytelniczko za zajrzenie
do niniejszego zbiorku. Znajdziesz tu wybrane przeze mnie dowcipy i pokrewne twory.
Bardzo różne. Spotkałem się z nimi w ciągu całego mego życia. Niestety, nie wszystkie
zapamiętałem. Ale kompilacja jest i tak wcale obszerna. Było nie było, ponad 500 stron druku. I nie mogę znaleźć odpowiedniego, oddającego rzecz całą tytułu, stąd to robocze nazwanie.
Co poniektóre rozdziały opatrywałem krótkim wstępem, ale
nie jest to regułą. Niektóre kawały mają swoje własne tytuły. Parę dziesięcioleci
się przeleżały na półce, czy raczej w pendrive. Miałem zamiar początkowo to wydać
w formie papierowej, ale oficyny, do których się zwróciłem, nie były
zainteresowane. Zdecydowałem więc, że sukcesywnie będę je umieszczał na blogu. Rozdział
po rozdziale, muszą ulec pewnej przeróbce. Blogi rządzą się swoimi prawami,
mają swoiste ograniczenia. A przynajmniej ten, w którym ja działam. Jako się rzekło,
to miało wyjść jako książka, więc naumieszczałem w niej masę przypisów u dołu
strony a o ile się orientuję, ta funkcjonalnośc nie jest kopiowana z Worda,
dlatego muszę każde wyjaśnienie w formie przypisu umieścić bezpośrednio pod
dowcipem. Zrobię to innym kolorem. Żeby się odróżniały.
Nie mogłem się długo zdecydować na rzecz wcale istotną:
jaki temu dać tytuł. Ostatecznie -jest to co widać, a ponieważ jest to poniekąd
świadectwo swoich czasów, dodałem mały podtytuł plasujący całość w określonej
epoce.
Ze zbiorami dowcipów tak już jest, że
kupujemy de facto kota w worku (Tym
bardziej się cieszę, że sięgnięto po mój zbiorek!), bo wiele z nich już
słyszeliśmy, a najczęściej chcemy czegoś nowego. Niektóre dowcipy Ci już ktoś opowiedział,
inne z kolei znasz z innych źródeł (np. internet lub poczta sieciowa Twojej
firmy, emaile od przyjaciół). Prócz klasycznych kawałów, jest też trochę
śmiesznostek innego typu: dzienników i horoskopów, poradników „zrób to sam”.
Nie ukrywam, że wiele śmiesznotek ma dłuuuugą
brodę. Mam wszelako nadzieję, iż wiele z nich spotkasz po raz pierwszy. Sam nie
jestem wybitnym opowiadaczem dowcipów, ale –powiedzmy sobie bez fałszywej
skromności - doprowadziłem do płaczu kilka osób i raczej się nie zdarza, abym
jakiś dowcip spalił. A to już dużo. Nota
bene, spalenie dowcipu też samo w sobie może być dowcipem! Są dowody.
Jako osoba systematyczna, postanowiłem
podzielić moje śmiesznostki na
tematy. Podziały te są dość nieostre, bo wiele dowcipów mogłoby się na dobrą
sprawę znaleźć w zupełnie innej kategorii (lub wręcz w kilku równocześnie).
Może się nawet znajdzie, bo mając tak bogate źródła trudno się ustrzec dubletu.
Zdaję się na tolerancję i wyrozumiałość PT Czytelników. Niektóre dowcipy
dotyczą dość specyficznych sytuacji i faktów. W takich momentach zdecydowałem
się albo poprzedzić rzecz wprowadzeniem, albo u dołu sporządzić przypis
wyjaśniający szczegóły lub współczesny aspekt lub kontekst. Ponieważ ta korekta wymaga czasu -będę sukcesywnie wrzucał na bloga kolejne rozdziały. Zacznę od niniejszego wstępu i od spisu treści.
Z mojego doświadczenia wynika, że śmieszność
dowcipu jest wnoszona przeważnie przez jego błyskotliwość lub przez
zaskoczenie, jakie niesie ze sobą pointa. A już najfajniej jest kiedy puentą
jest ujawnienie informacji, która jest ukryta przed słuchaczem do samiutkiego
końca.
Dość
ciekawa jest kategoria dowcipów, nazwijmy je, multimedialnych. Tu
nazwałem je, może czasem nieściśle „do pokazywania”. Mogę tylko powiedzieć, że
czytając w myślach, czyli „na własny użytek” – czasem nie bardzo wiemy, z czego
się śmiać. I dopiero przeczytanie ich na
głos komuś innemu uruchamia
śmiech u słuchaczy. Mechanizm jest podobny do sytuacji następującej: usiłujemy
zrozumieć, o co chodzi. Oto na przyniesionej nam kartce widnieje dziwaczny
wyraz „TSZOŁK”. Możemy nad nim
siedzieć i gapić się weń dobrych parę chwil, ale wystarczy, że go przeczytamy
komuś na głos, a momentalnie rozmówcy skojarzy się to jednoznacznie z np. T-34,
„Rudym-102” lub innym, bardziej współczesnym czołgiem. Pewnych rzeczy z kolei nie
widać, lecz dopiero słychać. I jest w
związku z tym kilka dowcipów, które li-tylko czytane - nie wydają się w ogóle
śmieszne. Inne dowcipy multimedialne - wymagać będą od opowiadającego pewnej
aktywności pozawerbalnej, będzie ona opisana kursywą w formie didaskaliów. Innymi słowy: trzeba będzie
coś pokazywać lub odpowiednio zmieniać głos, zanucić.
Generalnie warto opowiadać dowcipy o góralach
przy użyciu mowy stylizowanej na gwarę góralską. Podobnie wypowiedzi bohaterów
kawałów z kręgu humoru żydowskiego lepiej brzmią, gdy się mówi z odpowiednim
akcentem. W wyjątkowych zupełnie wypadkach, część dowcipu opowiadana jest w
języku obcym, np. po rosyjsku lub angielsku. Przeważnie podaję wtedy w
kwadratowych nawiasach wymowę fonetyczną, a czasem i tłumaczenie.
Przepraszam ewentualnych autorów dowcipów za sprawianie wrażenia, jakbym to JA
był ich autorem. Ja jedynie dokonałem kompilacji w poniższą całość. A każdy
przyzna, że gdy się dowcip opowiada, nigdy nie pada nazwisko autora. Gdy znano
tożsamość –(czasem) bywało to groźne dla jego zdrowia (patrz: kawały
polityczne).
Aha! jeszcze jedno, pomimo wielu
„przaśności”, które można będzie przeczytać, nie jestem wcale osobą wulgarną!
Najczęściej wulgaryzmy są pozostawione z powodu ich roli – wzmacniacza komizmu.
Dla co wrażliwych uszu zastosujmy kulturalniejsze zamienniki jak: Qrczę, Qrde,
kużwa.
Podobnie ma się rzecz z dowcipami na tematy
etniczne czy polityczne. Nie jestem antysemitą, rasistą, seksistą; nie tępię
górali ani blondynek. Nie chcę obrazić żadnego wyznawcy żadnej religii ani
żadnego obywatela jakiegokolwiek kraju. Naprawdę! Zresztą, w razie czego,
„wszelkie podobieństwo do osób żyjących i nieżyjących jest etc. etc”... Jest
naprawdę ohydnym uproszczeniem przypisanie mi pejoratywnych cech sądząc jedynie
po tym, że zamieściłem ten czy ów dowcip w moim zbiorku. Potwierdzą to ci,
którzy mnie znają osobiście. Jestem pogodnym facetem, który śmieje się, bo coś mu się
zdaje śmieszne. Wyluzuj. Nie masz we mnie wroga. Solidaryzuję się. Czuję się:
Szkotem, blondynką, Murzynem, prawnikiem, Ruskiem, klerykiem, Jasiem, Janem,
Jaśnie Panem, zajączkiem, teściową, pacjentem, wariatem i babą u lekarza. Czy
kim-tam, czym-tam jeszcze. „Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się
śmiejecie!” uczył M. Gogol.
Łapię się na tym, że moja spontaniczna
reakcja w pierwszej chwili jest daleka od politycznej poprawności. A czy u
ciebie jest inaczej? Na pewno nie raz po głębszym zastanowieniu dochodziłeś po
fakcie do wniosku, że jakaś sytuacja akceptowana przez ciebie in statu
nascendi (i wywołująca śmiech) była obiektywnie rzecz biorąc, naganna i
bynajmniej nie powinna wywołać takiej reakcji.
łac.
„w momencie powstania”- na gorąco, w pierwszej chwili
Jeszcze jedno na koniec, zanim się zacznie:
dowcipy to twory dynamiczne, niemal żywy organizm. Rodzą się, krążą, ulegają
zmianom, wracają do właściciela. Niektóre po latach. I oczywiście (niektóre)
umierają.
Materiał do mojego zbioru napływał latami i
było mi bardzo trudno przerwać robotę i powiedzieć sobie: „dosyć, czas już
przekształcić to w książkę!”
No bo
dobrych dowcipów jeszcze tyle zostało na świecie!...
Śmiech to zdrowie! Zapraszam do lektury.
No comments:
Post a Comment