Tuesday, 8 May 2018

Rozmowy z Tatem - Przedmowa

Myślę, że mi wybaczy ten tytuł. Nawiązuję w nim przewrotnie do Jego ulubionej książki Kazimierza Moczarskiego "Rozmowy z katem. W sumie może - "nudy nasze powszednie", ale czuję że powinienem je przelać na papier. Samo-terapia taka. Od razu pragnę uprzedzić, że będzie to de facto wspomnienie o tym kim Tatuś był - o prowincjonalnym  nauczycielu chemii... Nielubianego, lekceważonego przedmiotu. Wszelako Tato wkładając w to swe serce, podźwignął ów przedmiot do rangi ulubionego dla wielu albo chociaż docenianego przez tych z nas, którzy nie wyobrażali sobie aby był on im kiedykolwiek w przyszłym życiu przydatny. Wielu mych dawnych Kolegów i Koleżanek to przyzna. 
Ale także o pełnym poświęcenia człowieku, który odcisnął swoją pieczęć szlachetną na duszach otaczających Go ludzi. Uczniów, kolegów, przyjaciół, sąsiadów, rodziny...
Swym życiowym zawodowym mottem uczynił powiedzenie: "Zły to mistrz gdy go uczeń nie przewyższy". Trzymał się tego i bardzo często powtarzał. To była Jego życiowa busola. Cieszył się i napełniała go duma gdy dowiadywał się, że ktoś z Jego wychowanków dostał się po Liceum na wymarzone studia, że został szanowanym lekarzem i tp.
     Ten tekst za chwilę umieszczę w przestrzeni publicznej, tzn. na blogu. I z góry ostrzegam, że będzie się rozrastał. Bo wątki się przypominają z czasem i będę się nimi dzielił dopisując to i owo. Oczywiście poruszę tylko kilka, w miarę charakterystycznych dla naszej relacji. Aha, bądźcie tolerancyjni dla rozmaitych błędów, literówek i pomyłek popełnianych w afekcie. Czasem piszę w ciemności oświetlając klawiaturę samym tylko monitorem. Wtedy łatwo przeoczyć coś, czego nie powinno w tekście być.

Co do mediów, które zamieszczę, to nie posiadam żadnych praw. Umieszcza jedynie w celach edukacyjnych. Niech żyją Artyści.
Cat Stevens - "Ojciec i syn"
Ta ballada ciśnie mi łzy do oczu.

Zdecydowałem się aby nieco zmienić formę tej wypowiedzi. Ludzie lubią krótsze formy, jak video clips. Dlatego to, co było do dziś długim tekstem zdecydowałem się pociąć na krótkie refleksje tematyczne. Tak jak tematy kawałów w moim zbiorku albo zagadnienia koszerności. Tak więc poniżej zamieszczam teksty poszczególnych "rozdziałów" w formie linków. Kolejność czytania jest jak ilustracje w kalendarzach Pirelli- tj. dowolna. Przedmowa stała  się jakby "ÜBER textem" - bramą do komnat pałacu pamięci.

Z innej beczki-0

Z innej-beczki-1
Z innej beczki-2


Ciąg dalszy nastąpi... (za javki qpa mięci)
warkocz na skraju sadu
zlot a wybuchy i strach psów
audiobooki
o Cywilizacji komunizmu, o książkach Normana Davisa
uderzenia pioruna w sosnę obok domu
Polska Ludowa a RP w postrzeganiu Stryja i Stryjenki
słysząc ile jest u mnie stopni Celsjusza
znamię na plecach i piorun kulisty
drugi rok na studiach, Mama się rozbeczała

Tuesday, 10 April 2018

Taty nie ma wsród nas

Mój osobisty kadisz. Łkanie.  Finnøy, Norwegia. Późny wieczór szóstego (marca, 2018r). Rano się dowiedziałem telefonem od Gosi, że zmarł. Jestem po paru toastach za spokój Jego duszy w niebiesiech. Dawno w takim stanie nie byłem. Tatusiu, jesteś na pewno w lepszym świecie...
A wyć się i tak chce. Dziś rano (06.03.2018) odszedł w bożym pokoju mój Kochany Tato. Tylu rzeczy nie zdołałem Mu powiedzieć. Płacz rwie mi się z duszy. Prawie skowyt.
Z oddali, bo jestem o parę tysięcy kilometrów od Niego. W Norwegii. Gosia jest na miejscu w swoimi wątłymi siłami ogarnia lub choćby się stara, ogarnąć bezmiar dramatu. Słucham radia. Ani słychu o nieznanym Emerycie, który tak wiele znaczył (jak się po dekadach okazało) dla wielu ludzi. Znanych mi i nieznanych. Oto odszedł pełen poświęcenia Nauczyciel, Wychowawca, Wzorzec dla Wielu. 
Nie uwierzycie być może, ale to jeden z najbardziej osobistych kawałków, które w życiu napisałem. Siedzę zapłakany i co chwila wrzucam na FB linki do bardzo emocjonalnych piosenek, które bardzo cenię, a które przewijały się przez nasze wspólne życie. Co Prawda, pod koniec swych dni Tatuś raczej wywyższał ponad inną muzykę klasyczną oraz dostojne, przeważnie historyczne audiobooki. Nawet w przeddzień śmierci, cieszył się, że Mu wysłałem książkę o chrzcie Polski. Nie zdążył go posłuchać. Lata mojej nieobecności w Polsce uaktywniły Jego zainteresowania w dziedzinie Muzyki Klasycznej, odsłuchiwanej bez przerwy w internecie w kanałach "klasycznych" oraz, szczególnie docenianych plikach audiobooków. Pochłaniał je tonami i wiele razy zapewniał mnie, iż w swym życiu nie przeczytał tylu książek co w tych ostatnich latach gdy stały się tak dostępne.
Miał dwa lata gdy zaczęła się wojna. Miał w z niej dwa silnie zapadłe w pamięć wspomnienia. To, że miesiącami jego rodzice co wieczór wynosili na skraj sadu talerze z jedzeniem. I rano odnosiła je młoda żydowska dziewczyna, która kryła się w pobliskim lesie. Bo po chałupach chodziły patrole. 
Drugie, że zimą w jego domu, na dużym stole sowieccy żołnierze rozłożyli dużą mapę gdy się szykowała ofensywa Krakowa.
Potem, wraz ze swym bratem poszli do szkół. Jako pierwsi ze wsi. Skończył Liceum Pedagogiczne w Starym Sączu i z nakazem pracy wyruszył z Mamą na Ziemie Zachodnie. Tam początkowo uczył po wsiach. W Karsiborzu, potem w Toporzyku koło Połczyna Zdroju. Podjął wtedy studia na wydziale chemii Uniwersytetu w Gdańsku. Wiem, że gdy wracał po egzaminach w grudniowy wieczór roku 1970, długo po nocach szeptali z Mamą na temat tego, co widział i słyszał. Bo był w tłumie wysiadających na dworcu gdańskim gdy milicja otworzyła ogień. A On tylko na sesję przyjechał. 
Osiadł na stałe w Połczynie i zaczął uczyć chemii. Najpierw w podstawówce, a potem w Liceum Ogólnokształcącym im. Staszica. Z czasem został w niej wicedyrektorem. Uczynił z chemii przedmiot ceniony i doceniany. Ze swej pracowni uczynił model do naśladowania. Wielu uczniów dostawszy się na wymarzone studia odwiedzało Go i z uznaniem zapewniali, że tak zorganizowanego laboratorium nie mieli u siebie na studiach.  Ja sam wyruszyłem na studia i też mogę potwierdzić, że połczyńska alma mater wyglądała lepiej. 
Potem uderzył Go cios. Utracił po długiej okrutnej chorobie Żonę. Kontynuował pracę, ale czuł się jakby podcięto Mu skrzydła. Mimo to, oddał pracy wszystkie swe siły i serce. Mogą to potwierdzić roczniki, których był w Liceum wychowawcą. Wreszcie gdy przeszedł na emeryturę, postanowił osiąść w przepięknej okolicy, która stanęła dla Polaków otworem. Borne Sulinowo zaczęło przyjmować osiedleńców. Ja i Tato byliśmy jednymi z pierwszych. Gdy podjąłem pracę w wolnych chwilach pomagał mi. Z czasem dzięki Jego pomocnej dłoni założyłem w Poznaniu rodzinę. Zawsze zapraszał nas do siebie z czego korzystaliśmy nieustannie. Po kilka razy w roku. Bardzo nas kochał. Pokochał swego wnuka i Synową. Wiele razy gościł u nas. Przeważnie w święta kościelne. Przez prawie cały czas był administratorem spraw wspólnoty domu, w którym w Bornem mieszkał. Kilka lat oprowadzał też i obwoził turystów, którzy chcieli wysłuchać i obejrzeć atrakcje związane z posowiecką bazą. Potem zaczął niedomagać. Z przekąsem i uśmiechem na ustach powtarzał, że ˝się Panu Bogu starość nie udała˝. Ale najczęściej grał przed nami okaz zdrowia
Jego zadziwiającą cechą było uczestnictwo w korzyściach niesionych przez nowe technologie. Kupił sobie przyzwoitego laptopa, przy pomocy którego po kilka razy w tygodniu rozmawialiśmy. Ja w Norwegii, On w Bornem. Często ˝pod sosenką˝, gdzie uwielbiał odpoczywać wdychając zapach świeżego powietrza przesyconego żywicą sosen. Na bieżąco w terminie dokonywał w internecie przelewów i opłat za usługi i należności. Nawet 3 dni przed śmiercią. Wielu znajomych, przyjaciół i krewnych słysząc o Jego "przyjaźni" z nowymi technologiami, wyrażało podziw a nawet może i coś w rodzaju zazdrości  W ostatnich tygodniach Jego życia byłem w Bornem obecny bardziej, gdyż udało mi się załatwić 3-miesięczny pobyt w Polsce. Ale ten w końcu skończył się. Po powrocie dowiedziałem się, że odgrywał przed nami rolę. A naprawdę było źle. 
Na nieszczęście dopadła Go choroba, która choć przewlekła i zachłanna, nie sprawiała Mu bólu. Centymetr po centymetrze, miesiąc po miesiącu odbierała Go nam, nie zadając mu tortur nieznośnym bólem. I to w tym upatruję swoistej "pułapki", w której ugrzązł. I która nas również wprowadzała w błąd. Do ostatniego dnia odmawiał pomocy szpitalnej. Dopiero w przeddzień, po nocy, zadzwonił do sąsiadek i poprosił, aby wezwały pomoc. W parę godzin po tym - przyjechała Małgosia i była przy nim by z Nim chwilę pogadać i napoić. Pod wpływem leków zasnął w szpitalnym łóżku. Więc Gosia wyjechała, zapewniając, że jutro tez przyjedzie. A nad ranem zadzwonili ze szpitala, że odszedł od nas... 
W historii te słowa wypowiadano pewnie setki milionów razy. Że oto kolejny dobry człowiek, pogodzony z Bogiem, odchodzi do lepszego świata. Tak często, że brzmią jak banał. Ale osoby wierzące tak właśnie czują. Pobyt na tej ziemi zakończył się, ale przypadł w udziale nowy los. Wszelako mimo tego, głos się załamuje i łzy cisną się do oczu. 
Dusza poszła do Boga, ale nas zostawiłeś w smutku i żałobie. I tak trudno jest się pogodzić z bożym wyrokiem. Do tego fatalnie się czuję bo, było nie było, odszedł w tydzień po moim "powrocie" do Norwegii. Trochę Go ta moja Norwegia zabiła. 
Tato, żegnamy Cię dziś. Byłeś dobrym Rodzicem, Bratem, Dziadkiem, Teściem. Znakomitym nauczycielem i wychowawcą. Byłeś wsparciem, doradcą i przyjacielem
Spoczywaj w pokoju. 

do Bożego Narodzenia AD 2019 niedaleko

    Z a miesiąc już będę w Kraju. Długo mnie nie było. Od maja. A przynajmniej tak się czuję (Gosia mnie koryguje że nie aż tak długo, No...